Po pani Anecie loda robi Doda?
/
Jak wiadomo, postępactwo, a zwłaszcza – michnikowszczyna, będąca awangardą postępactwa, kieruje się w swoim postępowaniu mądrością etapu.
Mądrość etapu polega na tym, że postępactwo i michnikowszczyna podziwia i kocha tylko to, co każe partia. To znaczy – tak było na etapie poprzednim – kiedy jeszcze za Stalina „lewica laicka” stanowiła awangardę partii klasy robotniczej.
Teraz, kiedy tamtej partii już nie ma, to znaczy – oczywiście jest, ale się sprytnie zakonspirowała w tajnych służbach – funkcję awangardy przejęły media głównego nurtu, kontrolowane przez partię za pośrednictwem konfidentów poprzebieranych za dziennikarzy, a całemu towarzystwu ton nadają cadykowie, wśród których przewodnia rola przypada redaktoru Adamu Michniku. Co cadyk powie – to to obowiązuje – oczywiście na określonym etapie.
Na przykład w stanie wojennym nikt nie potrafił przelicytować „lewicy laickiej” w przywiązaniu do Kościoła – i różne osobistości nie tylko same na wyścigi się chrzciły, ale nawet zanosiły do chrztu swoje dzieci – a kiedy tylko na początku lat 90. się okazało, że więcej z Zachodu można wydoić raczej na „neutralności światopoglądowej” – natychmiast się okazało, że „ajatollachowie” chcą przerobić „naszą młodą demokrację” na „państwo wyznaniowe” i rozpoczęła się kampania forsowania „apolityczności Kościoła”, w której przewodnią rolę odegrała oczywiście michnikowszczyna ze swoim organem w postaci Gazety Wyborczej”.
Bo michnikowszczyna jeszcze z poprzednich etapów zapamiętała leninowskie przykazanie („Odchodząc od nas nakazał nam towarzysz Lenin ... Przysięgamy ci towarzyszu Leninie, że wiernie wypełnimy również i to twoje przykazanie”) o organizatorskiej funkcji prasy.
Toteż kiedy sanhedryn podjął decyzję o zlikwidowaniu koalicyjnego rządu Jarosława Kaczyńskiego, do pierwszego szeregu bojowników o wolność i demokrację jednym susem wskoczyła pani Aneta Krawczykowa, która oskarżyła posłów: Leppera i Łyżwińskiego o to, że obiecując wprowadzenie do świata polityki stłamsili ją i zostawili z dzieckiem. Pani Aneta w jednej chwili stała się ulubienica salonów, bohaterką medialnego festiwalu, krótko mówiąc – autorytetem moralnym.
Inna rzecz, że sądowe badania nie potwierdziły ojcostwa żadnego z pomówionych, toteż pani Aneta w przypływie szczerości wyraziła nawet przypuszczenie, iż autorem dziecka mógł być nieznany mężczyzna, któremu oddała się w okolicach dworca kolejowego w Piotrkowie Trybunalskim – jednak skoro kampania na rzecz rozbicia koalicji już się zaczęła, to i niezawisły sąd powinność swej służby zrozumiał i posła – a właściwie już nie posła, tylko zwyczajnie – Stanisława Łyżwińskiego skazał.
Teraz słychać, ze Sąd Najwyższy tamten wyrok uchylił – ale któż dzisiaj ma głowę by rozdrapywać stare rany, zwłaszcza, że i pani Aneta taktownie gdzieś zniknęła.
Ale natura nie znosi próżni tym bardziej, gdy w ramach nasilania się walki klasowej w miarę postępów socjalizmu o swoje prawa zaczęli walczyć ateiści. W ich imieniu przemówił pan Zbigniew Mikołejko, zachęcając do walki o wolne wyrażanie swoich opinii – i w charakterze bojowego sztandaru zaproponował Dodę, którą niezawisły sąd właśnie skazał za obrazę uczuć religijnych.
Jestem pewien, że panu Zbigniewowi Mikołejce chodzi wyłącznie o ateizm antychrześcijański, bo gdyby tak ateiści zaczęli wyrażać opinie na temat, dajmy na to – judaizmu, to pan Mikołejko z pewnością skwapliwie skorzystałby z okazji by siedzieć cicho tym bardziej, że i „Gazeta Wyborcza” nie udostępniłaby mu swoich łamów.
Zatem chyba nie o wolność tu chodzi, a raczej – o sygnał do kolejnej antykatolickiej kampanii, którą rękoma pana Mikołejki rozpoczyna michnikowszczyna, jako awangarda postępactwa.
Stanisław Michalkiewicz
Źródło: prawy.pl