Takie były zabawy, spory w one lata...

0
0
0
/

Ach, jak ta historia się powtarza! W XVIII wieku rozpoczęła się III wojna północna, w której Rzeczpospolita formalnie udziału nie brała, ale tak się złożyło, że większość działań wojennych toczyła się właśnie na jej terytorium. A złożyło się tak dlatego, że panujący wówczas w Polsce król August II wykorzystywał rzeczpospolitą jako narzędzie do wzmocnienia Saksonii – bo tam dynastia Wettynów była dziedziczna, a na tronie polskim jej obecność zależała od humorów suwerenów, zresztą nagminnie przekupywanych przez państwa poważne. Zresztą nie tylko suwerenów – bo władcy państw poważnych, jak np. szwedzki Karol XII, próbowali zainstalować na polskim tronie swoich faworytów – w tym przypadku akurat Stanisława Leszczyńskiego. Tedy niezależnie od wojny północnej, nasz nieszczęśliwy kraj stał się terenem walk między zwolennikami Augusta II, a zwolennikami Stanisława Leszczyńskiego („jeden do Sasa, drugi do Lasa”), co spowodowało straszliwą dewastację terytorium, która z kolei zwiększyła zastępy szlachty-gołoty, gotowej wysługiwać się każdemu, kto pozwoli im wypić i zakąsić. Wszystko to doprowadziło do rozbiorów i likwidacji państwa polskiego, zgodnie z zasadą sformułowaną znacznie później przez pruskiego teoretyka wojny Karola von Clausewitza, według której odpowiedzialności za wojnę nie ponosi napastnik, tylko napadnięty, bo swoją słabością zachęcił napastnika do napaści.


A cóż mamy dzisiaj? Ano, coś w rodzaju powtórki wojny północnej, chociaż przy podobieństwach są oczywiście różnice i to znaczne. Po staremu w wojnie tej bierze udział Rosja, ale zamiast Szwecji i Danii – Stany Zjednoczone, zaś interesy Saksonii reprezentuje dziś Nasza Złota Pani panująca w Republice Federalnej Niemiec. Strony toczące współczesną wojnę północną mają w naszym nieszczęśliwym kraju swoich agentów, zgrupowanych w trzech stronnictwach: Stronnictwie Pruskim, Stronnictwie Ruskim i Stronnictwie Amerykańsko-Żydowskim. Te stronnictwa, których najtwardsze jądra stanowią bezpieczniacy z SB i wywiadu wojskowego, którzy w drugiej połowie lat 80-tych przewerbowali się na służbę do państw poważnych, sprawują w Polsce rzeczywistą władzę, co sprowadza się do postępującego rozkradania państwa i rabowania obywateli pod różnymi pretekstami. Bezpieczniacy w Polsce, zarówno wojskowi, jak i „cywilni”, wywodzą się bowiem z kryminalistów, których władze polskie w 1939 roku powypuszczały z więzień, a ci natychmiast zajęli się bandytyzmem. Podczas wojny niemiecko-sowieckiej nad tymi bandami kryminalistów roztoczył kuratelę sowiecki Sztab Partyzancki, zapewniając im kryszę w zamian za przyjęcie bolszewickich dowódców i politruków. W ten sposób powstała „ludowa partyzantka”, którą po wojnie Stalin wykorzystał do stworzenia w Polsce powolnej wobec Sowietów tubylczej administracji. Ten model stosunków politycznych przetrwał aż do dnia dzisiejszego z tym, że znaczna część wysługujących się przedtem Sowietom bezpieczniaków przeszła na służbę do przyszłych sojuszników: Stanów Zjednoczonych i Niemiec. Stąd mamy trzy główne stronnictwa, które realizują zadania wyznaczone przez centrale w państwach poważnych, a narzędziem, przy pomocy którego zadania te przyjmują postać surowych praw, są Umiłowani Przywódcy, wśród których aż roi się od konfidentów jak nie tej, do innej bezpieczniackiej watahy. Obecnie w związku z rozgrywką, jaka Stany Zjednoczone prowadzą we wschodniej Europie z Rosją – na razie do ostatniego Ukraińca – Stronnictwo Amerykańsko-Żydowskie próbuje rozszerzać swoje wpływy w naszym nieszczęśliwym kraju poprzez spychanie do głębokiej defensywy  Stronnictwa Ruskiego a także wypieranie skąd można Stronnictwa Pruskiego. Tamte oczywiście nie zamierzają składać broni bez walki, toteż mamy coraz gwałtowniejszą wojnę na górze, w ramach której Umiłowani Przywódcy, mobilizowani przez swoich oficerów prowadzących, zaczynają kopać się nie tylko po kostkach, ale i wyżej. Sygnał eskalacji dał pan generał Marek Dukaczewski, szef Wojskowych Służb Informacyjnych, a więc głównej siły okupującej nasz nieszczęśliwy kraj, oznajmił, że to nie prezydent Bronisław Komorowski „spotykał się” z oficerem Wojskowych Służb Informacyjnych, który rozkradł SKOK w Wołominie, tylko Lech Kaczyński. Jakie płyną stąd wnioski? Ano – po pierwsze – że Bronisław Komorowski nadal pozostaje faworytem i Wielką Nadzieją okupującej Polskę soldateski, która już nawet nie próbuje ukrywać, że jej przedstawiciele roznoszą całe państwo na ryjach. Najwyraźniej – po drugie – muszą mieć na ten rabunek pozwolenie od państwa poważnego, które tubylczą soldateskę zadaniuje – bo tubylców od dawna, tzn. - od stanu wojennego przestali się obawiać. Skoro tedy państwo poważne pozwala soldatesce na taką ostentację, to – po trzecie – wygląda na to, iż obmyślony przez państwa poważne dla naszego nieszczęśliwego kraju scenariusz rozbiorowy jest coraz bliższy realizacji, w związku z czym – po czwarte  - nasi Umiłowani Przywódcy mogą się spierać między sobą już tylko o różnicę łajdactwa.
                                                                     

Stanisław Michalkiewicz

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną