GDZIE BĘDZIE FRONT?
W ostatnich tygodniach zaszły dwa kluczowe zdarzenia dla naszego bezpieczeństwa. Pierwsze to decyzja o wysłaniu na Ukrainę broni przez Amerykanów - bo czymże niby innym jest decyzja o wysłaniu 17,5 mld dolarów, a potem kolejnych 20 mld na Ukrainę, jak nie informacją właśnie o tym? Nikt nie będzie wysyłał takich pieniędzy do państwa, które lada chwila ma zostać pokonane.
Drugie zdarzenie - to wysadzenie na Łotwie w zasadzie szkieletu ciężkiej brygady pancernej US Army, czyli właściwie informacja, że Amerykanie będą bronić krajów nadbałtyckich, no i oczywiście nas. Oznacza to budowę trwałej infrastruktury wojskowej na wschodnich rubieżach i informacja dla Putina, że przyglądanie się kończy na granicy Sojuszu.
Te drugie zdarzenie całkowicie zmienia naszą sytuację. Rosja bowiem w żadnej sytuacji nie zaryzykuje starcia konwencjonalnego z USA, bo w tym starciu nie ma żadnych szans. Mamy zatem więcej czasu, żeby załatać luki w obronie, dokończyć/wzbogacić zbrojenia. Słowem być gotowym do odparcia wroga, niezależnie od tego czy Amerykanie są, czy też ich nie ma.
Oczywiście Dzięki Bogu Najwyższemu, że wrócili do Europy i są gotowi bronić nawet krajów bałtyckich (w co nie wierzyłem) - ale mam nadzieję, że jakiś idiota w Polsce nie wymyśli znowu, że skoro ponownie jest US Army, to nie musimy już nic robić. Izrael ma dużo poważniejsze (z uwagi na położenie na mapie) gwarancje amerykańskie niż cała Europa Środkowo-Wschodnia razem wzięta, a mimo to jest w stanie samodzielnie się bronić. My musimy to samo.
Wszystko to oczywiście nie z miłości wielkiego narodu amerykańskiego do wielkich narodów Łotwy, Estonii czy Polski, tylko z faktu, że wydarzenia w Europie weszły w kurs kolizyjny z doktryną Monroe (1823 rok, tak proszę Państwa, sa takie państwa) i w bardzo, bardzo, bardzo dalekiej przyszłości rysują się Amerykanom jakieś perspektywy powstania Euroazji - albo poprzez pacyfizm zachodu i wypełnienie doktryny Dugina (Święta Ruś od Pacyfiku po Atlantyk), albo poprzez sojusz niemiecko-rosyjski. To jest przyczyna. Doktryna Monroe bowiem zakłada, że Ameryka nie może dopuścić do powstania Euroazji, bo potencjalnie mogłaby ona być silniejsza od Ameryki.
Przy okazji należałoby w zasadzie złożyć jakieś wielkie podziekowania dla wielkiego narodu niemieckiego, bo sam Dugin z Putinem, Amerykanów ponownie do Europy by nie przyprowadził, bardzo pomogła mętna polityka kanclerz Merkel i ministra Steinmeiera. Bardzo dziękujemy.
Jako ciekawostkę należy przytoczyć fakt, że w Rydze wysadzono tę samą jednostkę, która kiedyś stacjonowała w Niemczech i była szykowana do pierwszego starcia z Sowietami.. Po ogłoszeniu "końca historii" wróciła do Ameryki, a teraz ponownie znalazła się w Europie.
Tak czy inaczej - mamy Żelazną Kurtynę - trzeba tylko, żeby jakiś Churchill w jakimś Fulton to ogłosił. Ogłosi zapewne niebawem.
Kluczowe pytanie dla nas jest - kto będzie państwem frontowym. Ukraina czy my?
To rozstrzyga się TERAZ, właśnie teraz gdy nasza Pani Premier, ogłasza wiekopomny bojkot "DolczeKabana". Bojkot, który wstrząśnie posadami tego świata. Ziemia zadrży i kamienie wołać będą. Przyjmijmy wersję, że to dla zmylenia Ruskich. Poprawia sen.
Ciężka brygada US Army na Łotwie z trwałą infrastrukturą umożliwiającą natychmiastowe przerzucenie w zasadzie dowolnie potrzebnej broni i wojska wyznacza rzeczywistą czerwoną linię dla Putina. Prawdziwą - nie taką jak w Syrii, której konsekwencją jest wywołanie wojny na Ukrainie. I ma kluczowy wpływ na jego dalszą politykę wobec Ukrainy.
Wariantów rozwoju sytuacji jest kilka. Najgorszy dla nas to taki, w którym cała Ukraina znajdzie się pod rządami Rosji, poprzez wywołanie niezadowolenia społecznego do obecnych rządów i wyniesienie do władzy w Kijowie, kogoś typu Azarowa. Wcale nie pociesza mnie fakt, że obecnie nikt taki na kijowskim firmamencie nie istnieje. Może zaistnieć. Poza tym wspomniany Azarow mieszka sobie spokojnie na Rublówce i można go przecież przywieźć.
Wariant rosyjskiej wojny o całą Ukrainę - należy raczej wykluczyć. Rosja nie ma na to sił. Przede wszystkim na późniejszą okupację. Ale różne pośrednie warianty - typu atak na Wschód i dotarcie do linii Dniepru (z zajęciem Kijowa lub bez) lub atak na Mariupol i "odcięcie południowe" czy próba podziału kraju poprzez wzniecenie antyporoszenkowskiego, nacjonalistycznego powstania na zachodzie Ukrainy tzw. "6 województw", o których mówią Rosjanie - są jak najbardziej na kremlowskim stole. Każde z nich jest dla nas niedobre.
Najlepszym dla nas wariantem jest porzucenie Donbasu przez Rosję lub Ukrainę - do tego drugiego miała Poroszenkę nakłaniać polska dyplomacja - co niestety, przynajmniej na dzisiaj, jest marzeniem z kategorii sennych. Ani jedni, ani drudzy na to nie pójdą.
Inny "najlepszy z najgorszych" to wariant zachowanie "zimnego pokoju" w obecnych granicach - nawet z jakimś korektami i okresowo wybuchającymi walkami. Warto zwrócić uwagę, że Rosja lubi takie sytuacje i wielokrotnie je ćwiczyła: w Tyraspolu, Osetii Południowej, Abchazji czy Górnym Karabachu.
Ten "najlepszy z najgorszych" wariantów dla nas działa wszakże pod jednym warunkiem - nie dojdzie do załamania państwa ukraińskiego. Implozja Ukrainy - automatycznie powoduje, że stajemy się państwem frontowym. Niewiele w tej chwili możemy - ale amerykańskie ruchy militarne w Europie nam sprzyjają.
Powinniśmy robić absolutnie wszystko co możliwe, żeby to państwo nie upadło i ewentualna przyszła konfrontacja z Rosją miała miejsce nad Dnieprem, a nie nad Wisłą, o ile oczywiście nie uda się jej uniknąć.
Naprawdę powinniśmy się zdobyć na refleksję, co może się wydarzyć za 5 czy 10 lat, skoro np. Ameryka wysyła wojska przeciw czemuś co może potencjalnie wydarzyć się za 20 lub 30 lat albo jeszcze później. To trochę ważniejsze niż "DolczeKabana".
Cezary Kaźmierczak
Źródło: WEI
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl