Oświecenia prawoczłowieczystów czyli ateizm równouprawniony
Wyznawcy prawoczłowieczyzmu, tak elokwentni zazwyczaj w dowodzeniu konieczności "przestrzegania praw człowieka" i "monitorowania ich naruszania", zapominają nagle języka w gębie, kiedy postawić im proste pytanie: a skąd właściwie wiadomo, że owe prawa człowieka istnieją?
Nieliczni, gdy otrząsną się z zaskoczenia, że ktoś w ogóle może pytać o takie oczywistości, zaczynają bąkać, że przecież tak napisano w Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela. Ale skąd jej autorzy dowiedzieli się o ich istnieniu? Na taką nieustępliwość już zupełnie nie wiedzą, jak zareagować (poza oburzeniem na bezczelność faszysty, rzecz jasna), zdradzając przy okazji, że nigdy tej Deklaracji nie czytali. Bo gdyby przeczytali, to już w preambule do niej mogliby się dowiedzieć, że "Zgromadzenie Narodowe uznaje i deklaruje, w obecności i pod auspicjami Istoty Najwyższej, następujące Prawa Człowieka i Obywatela (Assemblée Nationale reconnaît et déclare, en présence et sous les auspices de l'Etre suprême, les droits suivants de l'Homme et du Citoyen)".
No i tu prawoczłowieczyści muszą mieć kłopot. Wprawdzie "Istota Najwyższa" wyznawców "religii naturalnej", jakimi byli prawie wszyscy członkowie Zgromadzenia, z pewnością nie jest Bogiem, który objawił się Mojżeszowi w krzaku gorejącym i całej ludzkości w Jezusie Chrystusie, ani nawet platońskim Demiurgiem czy arystotelesowskim Pierwszym Poruszycielem, ale tak czy inaczej jest jakąś istotą o odrębnym i wyższym od ludzkiego statusie ontycznym.
Skoro zatem deputowani do AN "w obecności i pod auspicjami" tejże istoty "uznają i deklarują" PCziO, znaczy to, że twierdzą, iż dostąpili zarówno jakiegoś "objawienia" od niej, dotyczącego tych praw (nikomu przedtem nieznanych) i jeszcze doznają jej stałej "obecności", czego niepodobna nie określić jako doświadczenia sui generis mistycznego. Ale cóż w takim razie z tymi, którym ani to objawienie, ani ta łaska obecności nie została dana? Muszą oni albo ugiąć karki pod siłą, zdolną wymusić uznanie dla deklaracji, albo zbuntować się przeciwko tej quasi-religijnej tyranii i "kapłanom Kościoła Ludzkiego", choćby pod hasłem oddzielenia owego "Kościoła" od państwa, zapewnienia "neutralności światopoglądowej" oraz równouprawnienia ateistów i agnostyków względem religii prawoczłowieczej z tymi, którzy w nią wierzą, a którzy w związku z tym powinni swoje przekonania zacieśnić do sfery prywatnej. Że też jeszcze nikt na to nie wpadł!
Prof. Jacek Bartyzel
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl