Nie pojmuję

0
0
0
/

Niby świat za oknem ten sam. Kolejne pory roku, zabiegani ludzie, siermiężne remonty, te same troski, nasycenie barw i zapachów. A jednak… A jednak coś zmieniło się nie do poznania.

 

Mam nieodparte wrażenie, iż we współczesnym świecie coraz bardziej mi nie do twarzy. Pamiętam jak z przyjacielem, oparłszy na sobie ramiona, maszerowaliśmy w ospałym rytmie dużej przerwy, manifestując młodzieńczą lojalność i przyjaźń. Dzisiaj nie do pojęcia, aby w takiej koleżeńskiej pozie nie być przyodzianym w tęczowe barwy, homoseksualnej poprawności politycznej. 

 

Głęboko zastanowię się przed wciągnięciem w wir zabawy z dzieciarem znajomych rodziców, by podrzucając go, nie naruszyć niedojrzałych sfer intymnych, o istnieniu których ich mały właściciel nie ma nawet zielonego pojęcia.

 

Zatrwożę się nie na żarty, czując zapach wojennego dymu tuż pod własnym oknem, a nie jak drzewiej bywało na dalekiej Kubie, czy obojętnych mi wielce, Wyspach Kurylskich. Nie posłucham z zaciekawieniem wynurzeń polityków w poszukiwaniu kilkudziesięciu procent sensu i prawdomówności. Wiem już dzisiaj kto i po co do mnie mówi. Akceptuję bezgłośnie masowy, złodziejski proceder okradania mnie i reszty współobywateli, choć czuję wyraźnie ich spocone łapy w moich kieszeniach.

 

Spoglądam bezczynnie na tupet bandziorów i kanciarzy, kręcących firmą o dumnej nazwie Rzeczpospolita Polska, jakby była prywatną lodziarnią, rżnącą na mlecznych proporcjach zimnego przysmaku. Z bezsilnością przyglądam się, jak systematycznie odpadają głowy moich współwyznawców, nie mających już oparcia w niszczonym metodycznie autorytecie kościelnego naczalstwa.

 

Śledzę bez wpływu kolejne unijne bezeceństwa przyodziewane w pompatyczną formę „dyrektyw”. Pysk mnie pali od przygryzionego języka, gdy kolejne łajdactwo rządzących, z chwilowego firmamentu, pod dywan ktoś zamiata. 

 

Gubię się ostatecznie, gdy szczere, szubrawe wyznania decydentów nie zapełniają kolejki do rozstrzygnięć przed Trybunałem Stanu, wzbudzając tylko zainteresowanie prokuratorów bezczelnością, nagrywających śmiałków. Drżą mi łydki, gdy kolejny zdrowy, polski obywatel, z niezrozumiałych powodów, porzuca boską myśl o kontynuowaniu swego żywota. W ciszy ubolewam, wspominając trzydziestoosobowe, klasy małych Polaków, garnących się do narzuconego obowiązku nauczania, spoglądając na puste szkolne zabudowania. Z bólem słucham nieskończonej rzeszy debili informujących mnie o dziejowej konieczności dewaluacji płciowości „zwyczajnej” mamy i taty.

 

Krew mnie zalewa, kiedy ktoś porządek świata plugawi, ordynując kobiecie podnoszenie ciężarów, a mężczyźnie subtelną delikatność zalecając. Wściekam się, przemierzając ścieżki narodowej nekropolii, widząc jak Aleja zasłużonych w Aleję kanalii się zmienia. Szlag mnie trafia, gdy pomyślę o paru gościach, którzy przez tworzenie takiego zamętu swój interes realizują. Na przekór państwom, narodom i logice.

 

Nieraz trzasnę pięścią w najbliższy blat ze złością i w kontestacji, jęzor wśród słuchaczy rozpuszczę. Po chwili jednak dobiegnie do mnie szeptane wskazanie z widowni: „Siedźmy lepiej cicho, bo pewnie oni mają nas na oku”. Same wtedy przychodzą do mnie słowa klasyka; „Jeśli się boisz już jesteś niewolnikiem”.

 

Leszek Posłuszny

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną