Lipcowa amnezja
Pewnego letniego dnia 1944 roku słońce wstało o zwyczajowej porze, deszczyk popadał tylko przez chwilę, drób brykał głośno i hardo. Coś tam wielkiego i strasznego huczało na niebie, a kobiety o rozmiarach trzydrzwiowej szafy szły nad Bystrzycę nucąc i przeklinając zarazem, bo tyle bielizny się do prania nazbierało. W kilka godzin później dekretem Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego zostały znacjonalizowane majątki ziemskie powyżej 50 hektarów powierzchni użytków rolnych albo 100 hektarów powierzchni ogólnej.
Nie miał szczęścia też las, jeżeli jego powierzchnia przekraczała 25 hektarów. Właściciele zostali potraktowani gorzej niż okoliczne czworonogi, bo przez kolejne trzy dni sami sobie musieli zadawać tortury, to znaczy w podręczną walizkę zebrać najpotrzebniejsze rzeczy, które zgodnie z dekretem nie mogły mieć wartości muzealnej, artystycznej czy też naukowej.
Innymi słowy PKWN wyciął przy pomocy metaforycznego, zardzewiałego sekatora te obszary polskiej duszy, które odpowiadały za szacunek dla wartości prywatnej oraz pieczołowite przechowywanie pamiątek rodzinnych.
Na szczęście demon PKWN nie ma władzy nad szlachetną duszą - nawet jeśli niespecjalnie ukrywał, że jego krwiożerczym celem jest zagłada ziemiaństwa jako największego zagrożenia ,,właściwej polskiej rzeczywistości’’.
Lipiec toczył się leniwie (równie leniwie jak niektórym leniucho-turystom na plaży), a złe, plugawe oraz straszne i tak wisiało nad głową. Trrrrach! O godzinie dwudziestej minut piętnaście Radio Moskwa poinformowało beznamiętnym głosem, iż Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego powstał w pierwszym polskim mieście na zachód od Linii Curzona zajętym przez bohaterską Armię Czerwoną podczas ofensywy białoruskiej – czyli powiało grozą. Grozą i kłamstwem, skoro dopiero w sześć dni później pierwsi członkowie Komitetu Wyzwolenia Narodowego Polski dowlekli się łaskawie do Chełma! Co więcej, przecież stawili im czoło: przedstawiciel Armii Krajowej oraz delegat powiatowy! I tu wzrok felietonisty pada na ówczesną mapę Lubelszczyzny z kłującymi oko szczegółami od Lublina po Chełm. Mapę, która przez chwilę układa się zgodnie z realiami roku 1980. Skąd taki przeskok w czasie?
Ano tropem lubelskim podążając – przypominam, że 13 lipca 1980 właśnie rozpoczął się strajk pracowników Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego w Lublinie – wszak trwał wtedy Lubelski i Świdnicki Lipiec. Fala strąków objęła Polmozbyt Lublin, Fabrykę Maszyn Rolniczych „Agromet”, KWK w Bogdance, Fabrykę Łożysk Tocznych w Kraśniku, Wytwórnię Sprzętu Komunikacyjnego w Świdniku – wszystkich „płomienistych protestem” miejsc nie pomnę.
Ach, ach, któż pamięta – z powodu strajków nie odbyły się wówczas tragikomiczne obchody kolejnej rocznicy ogłoszenia Manifestu Lipcowego. Lipcowa amnezja 2015 czy brak elementarnej wiedzy?
Wakacyjna aura nie sprzyja przywoływaniu zwrotnych dat – brzuchy smażą się na piasku, rozum prysł w babskich gazetkach kolorowych, lipcowe dolce fa niente trwa. Tyle że nad plażowym bezruchem złośliwy chichot historii coraz głośniejszy. Byle dureń potrafi rządzić zgromadzeniem bezwolnych oraz leniwych duchem (o lenistwie ciała nie wspomnę).
Zaciskam zęby powtarzając w myśli: „Sustine et abstine”. To z Epikteta. Wolę ból historii (pamiętać, bronić, przekazywać, trwać!) niż codzienne umieranie na plaży w lipcowy, beztroski czas.
Marta Cywińska
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl