To nie jest „Nasz Elementarz”
Minął rok z tragicznym elementarzem. Tragicznym tak pod względem merytorycznym, metodycznym, jak i formalnym. Rządowy bubel. Przykład ignorancji, czy zaplanowanej z premedytacją propagandy?
Pierwotna wersja podręcznika zawierała wiele błędów merytorycznych, metodycznych i formalnych. Uwagi zgłaszali nie tylko nauczyciele, rodzice, ale także przedstawiciele organizacji katolickich i dziennikarze. Według recenzentki, dr hab. prof. Anny Zellman z Katedry Katechetyki i Pedagogiki Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, autorki elementarza dostarczają bardzo mało informacji na temat przeżyć, zainteresowań, sposobów zachowania bohaterów podręcznika. Otoczenie, w którym żyją i uczą się bohaterowie „Naszego Elementarza” jest odrealnione i wyidealizowane.
W „jesiennej” części podejmowane są tematy dotyczące szkoły i klasy, bezpieczeństwa. Jest mowa o domu, rodzinie, chorobach, ekologii. Klasa została ukazana jako społeczność, w której jest miejsce dla rówieśników z niepełnosprawnością fizyczną i cudzoziemców. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie pewien brak. Bardzo symptomatyczny brak.
Wśród opisywanych zagadnień nie ma odniesienia do wartości chrześcijańskich. Tak, pewnie nie przypadkiem, wykasowano z dziecięcej rzeczywistości święta pokazujące bogactwo duchowe, tradycje katolickie, takie jak 1 listopada, gdy powszechnie Polacy udają się na groby swoich bliskich zmarłych. Nawet święto Niepodległości 11 listopada umknęło formatorom nowego, laickiego ładu. Brawo pani minister J. Kluzik-Rostkowska, brawo. Tęczowi przebierańcy są zachwyceni.
Po co dzieciom mówić o odzyskaniu przez Polaków niepodległości, przecież trzeba by wówczas wspominać o Niemcach i Rosjanach okupujących inne narody. A przecież za nami już „koniec historii”, jak rzekł pseudoprorok postmodernizmu Francis Fukuyama. Jego brednie już dawno zweryfikowała życie, no ale może minister i jej fachowcy nie zdążyli jeszcze doczytać. To lepiej niech poczytają.
Pójdźmy dalej śladami przemilczeń nie-Naszego Elementarza. Czy to nie przypadkiem autorzy nie wspominają o barwach narodowych Polski? Biały i czerwony nie jest ostatnio trendy. Może zmienimy barwy narodowe na różowy? A może na tęczowe, ale bez czerwonego, żeby nie przypominał. Kto by takimi szczegółami się zajmował. Dajmy spokój, to tylko dzieci. Dlatego milczy elementarz, milczy.
Fałszowanie obrazu rzeczywistości trwa w najlepsze. W jednej z części dzieci poznają kulturę góralską. Góralska ta kultura, ale jakby jakaś inna. Bo żeby jakiś krzyż, obraz Matki Bożej, czy świętego patrona się pojawił. Po co? To takie nie europejskie. To takie opresyjne. Co z tego, że górale są pobożni, co z tego, że w każdym domu wisi krzyż, że kochają św. Jana Pawła II. Schowajmy religię do szafki nocnej. Lepiej dzieci zająć seksem, aniżeli dobrocią, ofiarnością.
A przed nami jeszcze ciekawsze wynalazki. Jak za dotknięciem lewackiej różdżki znikają z kalendarza święta Bożego Narodzenia. Dzieci czytają o gwiazdce, Mikołaju – oczywiście nie świętym, tylko takim dziadku Mrozie. Dzieci ubierają choinki, grają jakieś piosenki typu kolęda, no i oczywiście idą na zakupy. Ten fragment pewnie sponsorowały hipermarkety. Zakupy to bardzo ważna część świąt, tak najbardziej duchowa, integrująca zawartość portfela z ofertą handlową. I dziwnym trafem autorki nie wspominają, że są to zwyczaje związane z Bożym Narodzeniem. Ale ja te panie rozumiem. Im słowo Bóg przez gardło nie przejdzie, a i Word może niepotrzebne podkreślić i kazać wyrzucić. Tak, tak, to przez Worda. Wszystkiemu winien edytor tekstu. Bo panie są tolerancyjne i nieopresyjne. No i kochają dzieci.
W podsumowaniu recenzji prof. Zellman powiedziała, że „Nasz Elementarz” prezentuje „wyraźną tendencję do eliminowania treści religijnych oraz związanych z dziedzictwem kultury chrześcijańskiej (…) promuje w opowiadaniach treści magiczne i okultystyczne. Z kolei marginalizowane są treści patriotyczne i wartości moralne, stanowiące ważny element dziedzictwa kulturowego polskiego narodu”.
Mówiąc wprost. To nie jest „Nasz Elementarz”. Trzeba go zmienić. Nie możemy tego zostawić. Trzeba podjąć polemikę z treściami tam zawartymi. Bo co znaczy „magiczna moc przedmiotów, świecki charakter Mikołaja, obraz niedzieli bez udziału we Mszy świętej, eliminowanie z życia codziennego symboli religijnych, niepełny obraz świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy”?
Dorota Dziamska, metodyk nauczania początkowego z Pracowni Pedagogicznej im. prof. Ryszarda Więckowskiego, w wywiadzie dla portalu „wPolityce” określa ten podręcznik bardzo dosadnie: „infantylny, niedopracowany i pełen karygodnych błędów”. Nic dodać, nic ująć.
Minął rok z elmentarzem-porażką. Minęło 8 lat rządów-porażki Platformy i PSL. Za kilka miesięcy rządy tych niekompetentnych ludzi dobiegną końca. I dobrze. Wiele spraw trzeba naprawić, wiele odbudować, ale jedną z najpilniejszych będzie przywrócenie polskiej szkole najlepszych tradycji edukacyjnych, przywrócenie wzorców, które kształtowały całe pokolenia patriotów, które są fundamentem polskiej tożsamości. Już teraz trzeba o tym myśleć. Nie traćmy czasu. Trzeba napisać dobry, polski, po prostu Nasz elementarz.
Dr Paweł Janowski
Przegląd Oświatowy
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl