KE dała zielone światło dla utopienia na Ukrainie 600 mln euro w ramach pomocy finansowej

0
0
0
/

Środki pochodzące ze składek państw członkowskich UE mają zostać przeznaczone na pokrycie "pilnych potrzeb finansowych" tego kraju. Rzeczywistość jednak może okazać się zdecydowanie bardziej brutalna, a pieniądze wylądować na prywatnych kontach niekoniecznie lokalnych krezusów.

 

To pierwsza transza w ramach nowego programu pomocy makrofinansowej dla Ukrainy, który wart jest w sumie 1,8 mld euro. Wsparcie zostanie udzielone w formie średnioterminowych pożyczek z budżetu unijnego. Dla nikogo jednak nie stanowi tajemnicy, że pożyczka ta to w zasadzie darowizna, ponieważ biorąc pod uwagę dramatyczną sytuację na Ukrainie, kwota ta będzie nie do odzyskania, o odsetkach nie wspominając. Pytanie, co UE będzie chciała w zamian pozostaje nadal otwarte.

 

Z unijnej pomocy makrofinansowej mogą korzystać kraje sąsiedzkie Unii, które mają poważne trudności z utrzymaniem równowagi płatniczej. Aktualny program dla Ukrainy ma pomóc temu państwu w zaspokojeniu palących potrzeb finansowych, jak również w ustabilizowaniu jego gospodarki. Wątpliwe jednak, aby spełnił swoje zadanie, jako że biorąc pod uwagę, iż Ukraina ma problemy z bieżącymi płatnościami, o jakimkolwiek inwestowaniu w rozwój gospodarczy żaden z włodarzy tego państwa nawet nie myśli.

 

Jeżeli prześledzić dokładnie dotychczasowe posunięcia ukraińskich władz można stwierdzić, że: po pierwsze sprzeniewierzyły one w tajemniczych okolicznościach rezerwy państwowe, po drugie zaś myślą w obrębie krótkiej perspektywy czasowej.

 

Dla minister finansów Ukrainy Natalii Jareśko ogłoszenie stanu bankructwa państwa nie będzie stanowiło żadnego problemu, a wręcz przeciwnie – nie sposób nie odnieść wrażenia, iż zamierza ona maksymalnie zadłużyć kraj po to, by wkrótce potem ogłosić upadłość jego finansów. Jeszcze w czerwcu Jareśko przekonywała, że „ewentualna niezdolność Ukrainy do spłacania swojego długu nie będzie miała niebezpiecznych konsekwencji dla obywateli kraju” i dodała, iż "nie trzeba się bać niewypłacalności" 
Warto w tym miejscu przypomnieć, że zaledwie kilka tygodni temu, gdyż jeszcze w kwietniu Jareśko zwróciła się do zachodnich kredytodawców o umorzenie części długu w wysokości – bagatela – 15 mld dolarów. Wywołało to wówczas niezwykle ostrą reakcję środowisk finansowych.

 

Co się stało, że nagle zachodni finansiści zapałali chęcią kredytowania, chociaż może bardziej na miejscu byłoby określenie „sponsorowania” Ukrainy? Najprawdopodobniej zostali zmotywowani przez Rosję, która rozpatrywała się jako głównego kredytodawcę tego państwa. Nie bez znaczenia były też zapewne mało transparentne przepływy finansowe, co pozwala sądzić, że na ogarniętej kryzysem Ukrainie wyrośnie nie jedna fortuna.

 

Posiadaczem największej liczby ukraińskich euroobligacji jest amerykański fundusz inwestycyjny Franklin Templeton (w 2013 roku wykupił 7 mld dolarów ukraińskiego długu zagranicznego lub około jednej czwartej wszystkich euroobligacji) i Rosja (3 mld dolarów z terminem spłaty zobowiązań do 2015 roku). Oficjalnie mówi się, że pieniądze z pomocy mają też trafić na wdrażanie reform w sferze polityki finansowej, sektorów energii i finansów, zabezpieczeń socjalnych oraz a może raczej przede wszystkim - otoczenia biznesowego.


To już trzeci tego typu program dla Ukrainy. W ramach dwóch poprzednich kraj ten otrzymał 1,61 mld euro.

 

Anna Wiejak

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną