Smutny koniec prezydenta Komorowskiego

0
0
0
/

Miałem nadzieję, że już nie będę musiał pisać o odchodzącym z urzędu prezydencie. Miałem nadzieję, że po druzgocącej porażce w wyborach Bronisław Komorowski w zaciszu Budy Ruskiej będzie liczył dni i godziny do pożegnania. Przyjmie kilka doktoratów honoris causa, kilka ciężarówek prezentów od najwierniejszych zwolenników i zatrudni biuro nieruchomości do znalezienia mieszkania gdzieś daleko, daleko od stolicy. Ale niestety pomyliłem się.

 

Ostatnia oficjalna wizyta prezydenta Bronisława Komorowskiego miała miejsce w Niemczech w dniu 8 lipca 2015 roku w Akademii Fundacji Konrada Adenauera w Berlinie. I właśnie wtedy doszło do znieważenia pamięci powstańców warszawskich, dobrego imienia Armii Krajowej. Co najsmutniejsze dokonał tego Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej.

 

W tym dniu wspominano postać Clausa von Stauffenberga, jednego z zamachowców, którzy 20 lipca 1944 roku, którzy nieskutecznie próbowali zabić Adolfa Hitlera w Wilczym Szańcu. Oczywiście Niemcy w swoim stylu próbują zafałszować proporcje, czyniąc z tego nazisty i wiernego wykonawcy rozkazów Adolfa Hitlera swojego bohatera. Jaka historia, taki bohater - można powiedzieć. Banialuki autorstwa  Hansa Poetteringa, który stwierdził, że „wpływ czynu z 20 lipca 1944 r. na kształtowanie europejskiej demokracji był ogromny” można między bajki o włożyć. Właśnie wśród bajek i legend jest miejsce dla takich pseudo-historycznych rozważań.

 

Na rozpowszechnianie niemieckiego rasizmu von Stauffenberg miał wpływ, to i owszem. Jako oddany Hitlerowi nazista wraz z kolegami wiele zrobił dla zniszczenia Europy i wymordowania milionów ludzi. Mimo to, nie dziwię się Niemcom, że po raz kolejny chcą przykryć swoją prawdziwą rolę w II wojnie światowej. Chyba im po prostu wstyd. Stąd pomysł na pisanie o „niemieckim ruchu oporu”, czy wyłuskiwanie pojedynczych przykładów bohaterstwa w czasach zaczadzenia narodowym socjalizmem i kultem „rasy panów”.

 

Niemcom nie dziwię się.

 

Naród niemiecki, który wybrał Hitlera na głowę swego państwa w 1933 roku, był mu oddany do szaleństwa. Jak inaczej można wytłumaczyć utworzenie dziesiątków obozów koncentracyjnych i zagłady, w których Niemcy mordowali na skalę niespotykaną w dziejach przedstawicieli innych narodów? Jak wytłumaczyć  zorganizowanie Einzatzgruppen, których zadaniem było maszerowanie tuż za żołnierzami Wehrmachtu na froncie wschodnim i masowanie mordowanie ludności cywilnej?

 

Współcześnie Niemcy chcą wmówić całemu światu, że to ten jeden, szalony Adolf Hitler to wszystko przeprowadził. I jeszcze naziści, którzy chyba z księżyca przylecieli na Ziemię. Tylko on wydawał rozkazy, a biedny posłuszny naród, oczywiście w duchu będący przeciw – czyli był w tym czasie na „wewnętrznej emigracji”, wykonywał tylko rozkazy i nic nie wiedział. Nic nie rozumiał. Nic nie widział. W niczym nie pomagał. No chyba że w budowaniu własnego bogactwa opartego na niewolniczej pracy przedstawicieli wszystkich narodów Europy. Ale to tylko biznes, prawda?

 

A kto wykorzystywał pracę niewolniczą więźniów? Niemieccy bauerzy tylko wykonywali rozkazy wysyłając ich do pracy od świtu do zmierzchu za miskę zupy. Kto okradał podbite narody z dzieł sztuki, złota, wszelkiego rodzaju skarbów? Pewnie Hitler sam wszystko zorganizował i pilnował liczenia kasy zrabowanej z okradzionych banków narodowych Austrii, Czechosłowacji, Francji, Polski i wielu innych krajów. No może poza Hitlerem jeszcze kilkunastu, no dobrze – kilkudziesięciu niedobrych Niemców. A reszta narodu? A gdzież by tam...

 

I gdy tak druga wojna światowa powoli zbliżała się do końca. Gdy niewinny naród niemiecki pokojowo okupował już tylko pół Europy, wówczas pojawił się człowiek. Claus było mu na imię. W owym czasie, gdy każdy jeszcze zdrowo i aryjsko myślący człowiek wiedział, że Niemcy te wojnę przegrają, zrodziła się odważna inicjatywa. No bardzo odważna. Stauffenberg z kolegami rasistami, widząc, że niebawem przegrają wszystko, próbowali zachować co nieco z podbitych ziem. Na przykład Czechosłowację, Polskę, Białorusi troszkę, szczyptę Ukrainy i fragmenty innych krajów. Tak na pamiątkę chyba po czasach pokojowo podbitej Europy.

 

Ale żeby zachować te ziemie – dodajmy – należały się Niemców, bo to dumny i dzielny naród i potrzebuje „przestrzeni do życia”. Hitler nazywał to „Lebensraum”. No więc bohaterscy naziści musieli mieć atut w negocjacjach z aliantami zachodnimi. Z Rosjanami nie mieli co próbować rozmów, po tym jak wymordowali 20 milionów ich rodaków. Dlatego wymyślili sobie zabicie Hitlera, które byłaby wstępem do zakończenia wojny. Bohaterscy prawda? Bardzo bohaterscy. To motywowało ich do działania. Nie tyle zabicie zbrodniarza, bo sami byli zbrodniarzami, ale chęć zachowania części podbitych ziem. Chcieli zabić Hitlera, żeby obronić „Wielkie Niemcy” przed zniszczeniem.

 

Berliński adwokat i działacz na rzecz praw Polaków w Niemczech Stefan Hambura dla portalu Niezalezna.pl powiedział, że „zrównywanie polskiego ruchu oporu z jakoby w ogóle istniejącym niemieckim jest wyjątkowo niepokojące. Słowa Poetteringa, w których najpierw wychodzi on od zamachu na Hitlera z 20 lipca 1944 r., a później płynnie przechodzi do Powstania Warszawskiego i Armii Krajowej, aby zakończyć na tym, że powstaje w Brukseli Dom Historii Europejskiej, muszą budzić wielki niepokój, że wszystkie te sprawy zostaną celowo zrównane”.

 

Jak broni prezydenta jego nadworny historyk prof. Tomasz Nałęcz? Według niego „brak szacunku dla takiej osoby jest barkiem szacunku także dla nas wszystkich, także dla tych Polaków, którzy w walce z Hitlerem zginęli”.

 

No właśnie. Druga wojna światowa to była walka klonów Hitlera Adolfa z całym światem. Niemcami rządziły klony. W obozach mordowały klony. Hitler stał się milionem, a naród niemiecki nic nie wiedział, nic nie słyszał i szykował się do pokoju.

 

Przypomnę – zamachowców motywowało do działania nie tyle zabicie zbrodniarza, bo sami byli zbrodniarzami, ale chęć zachowania części podbitych ziem. Chcieli zabić Hitlera, żeby obronić „Wielkie Niemcy” przed zniszczeniem.

 

Wszyscy historycy, poważni historycy o tym wiedzą od lat. Ale  niestety Pierwszy Obywatel Rzeczypospolitej o tym nie wie. Na pewno nie wie. Gdyby wiedział, tym większa jego hańba. Bo jak można zrównać niezłomnych patriotów polskich, walczących o odzyskanie niepodległości, z nazistowskim rasistą i konformistą, który mało, że całe dorosłe życie poświęcił na umacnianie totalitaryzmu autorstwa swoich rodaków, to jeszcze szczerze nienawidził Polaków uznając nas na podludzi. Stauffenberg nienawidził nas i wszystkich Słowian tak jak Hitler, Himmler, Bormann, Goering, Mengele, Eichamnn i miliony Niemców. Powtarzam, Stauffenberg był rasistą. Takie są fakty. Niedobrze, że trzeba takie oczywiste fakty przypominać Prezydentowi Rzeczypospolitej.

 

Dr Paweł Janowski
 

Przegląd Oświatowy

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną