Kościółek nasz polski

0
0
0
/

Widać go z daleka. Poszarzały dach, nad nim dzwonnica, z muru zerkają w dal, jakby przypatrując się okolicy, podłużne okna. Zrósł się z tą ludzką osadą od wieków. Kiedy mijamy pagórki i wąwozy, tak typowe dla Kielecczyzny, i wchodzimy do centrum wsi, widziany z oddali kościółek z bliska zdaje się mniejszy, skromniejszy. Trudno w nim dostrzec jakiś wyrazisty styl architektoniczny. Zbudowano go przed prawie pół tysiącem lat według pomysłu tutejszych majstrów murarki z materiałów, które były im dostępne: kamieni, gliny, ziemi. Może dlatego emanuje czymś, co można by nazwać przytulną swojskością.

Za to wnętrze zaskakuje bogactwem. Pamiętające stulecia kute ozdoby drzwi, wytarta od ludzkich rąk kamienna chrzcielnica z datą: Anno 1610. Z pociemniałych od starości obrazów spoglądają ku wiernym oczy świętych. Czynią to niezmiennie od czasów dawno zatartych w pamięci. Nadal uważne, troskliwe, niosące nadzieję, że żywot człowieka to droga ku światu nieporównanie doskonalszemu. Bez trosk, wojen, cierpień.

Kościółki wiejskie. Miejsca specjalne. Studnie wiary w dobrotliwość Opatrzności. Perły naszego krajobrazu. Świadkowie pogmatwanych, dramatycznych dziejów. Ten, o którym mówię także widział smutki naszych porażek i radość zwycięstw. Istniał wraz z ludźmi. Nie obok, ale w centrum ich życia. Jest dla tej wioski ważny, bardzo ważny. Kiedy byłam tu po raz pierwszy i potem starałam się ową świątynię pośród pól opisać, zachwycając się jej starożytnym wnętrzem, wiedziona jakimś dziwnym przeczuciem nie podałam w artykule nazwy miejscowości. Nie minęło wiele czasu, gdy zaczęli mnie nękać tak zwani poszukiwacze skarbów. Dzwonili, pisali, jeden dotarł nawet do mego domu, kusząc zyskiem, bowiem na starociach z kościółka można nieźle się obłowić. Krótko mówiąc: proponował grabież. Bylem tylko powiedziała, gdzie to jest. Nie powiedziałam.

Wiejskie kościółki bywają czasami wręcz składem zabytków, cenionych na antykwarycznych rynkach. Zdarzają się w nich odkrycia głośne wśród specjalistów. Tak było ostatnio, o czym doniosły media, z kościołem w wielkopolskim Domachowie. Podczas prac remontowych odkryto tu wspaniałe dawne polichromie. Sama świątynia jest uznawana za najstarszą w Polsce tego typu drewnianą budowlę. Podobno ma ponad 6 wieków, więc zahacza być może o lata panowania wielkich królów: Kazimierza Wielkiego i Władysława Jagiełły. Sensację skrywał nie tylko ten kościółek. Przed kilku laty niezwykle rzadki zabytek: drewnianą gotycką rzeźbę Madonny odnaleziono w wiejskim kościele w Jabłonicy. Po restauracji i odpowiednim zabezpieczeniu wróciła do swoich wiernych. Cenne skarby przeszłości można też spotkać w liczących stulecia przydrożnych kapliczkach, tych, na które nie padło jeszcze oko poszukiwaczy skarbów. Może szczęśliwie ocaleją…

Drewniane świątynie wznoszono od dawien dawna, już od czasów Mieszka. Ani style, ani mody nie zawłaszczyły ich do końca, nie stępiły pomysłowości wioskowych stolarzy, cieśli, malarzy. Przesiąkły duchem wybitnie polskim, są więc tym bardziej cenne. Jednak część budowniczych, ulegając architektonicznym trendom, szczególnie tym zrodzonym w Renesansie, zaczęła wprowadzać rozmaite zmiany. Drewniane świątynki, dotąd jednonawowe, z niedużą zakrystią, otrzymywały wystrój w postaci kolumn, ozdobnych sufitów, okien i drzwi. Do jednej nawy dodawano drugą i trzecią, co w przypadku materiału jakim było drewno stanowiło niemal akrobatyczny wyczyn. Budowę wzmacniano drewnianym stropem, płaskim lub półkolistym a nawet kasetonowym. Pojawiały się sufitowe malowidła, opatrzone rzeźbieniami ołtarze, konfesjonały, chrzcielnice, ławki, ambony. Wszystko to wychodziło spod rąk ludowych cieśli, stolarzy, snycerzy. Bodaj najtrudniejsze do wykonania były dzwonnice, przeważnie z mocnych słupów, mogących wytrzymać ciężar dzwonu i jego drgań wywołanych poruszaniem. Z powodu przeszkód konstrukcyjnych z dzwonnic najczęściej jednak rezygnowano na rzecz niewielkiej sygnaturki zawieszanej między dwoma belkami.

Barok wyposażył niektóre kościółki w kopuły kryte gontem, poszerzył też okna i drzwi, będące nierzadko prawdziwym cackiem wiejskiej snycerki. Lubowali się w tym szczególnie górale spod Tatr, którzy potrafili rzeźbić po mistrzowsku misterne ozdoby wnętrz. Tych umiejętności nie stracili zresztą do dziś.

Długo by można snuć tę opowieść o skromnych kościółkach, nieustannie żywych sercach naszych wsi. Nim ją zakończymy, może raz jeszcze posłuchajmy dzwonu z drewnianej wieży. Słyszycie ten dźwięk biegnący przez pola, łąki, domy, zagajniki, ogrody? To głos Polski.

Zuzanna Śliwa

Źródło: Zuzanna Śliwa

Najnowsze

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną