Uber, Bolt - nieuczciwa konkurencja?

Uber czy też Bolt znany też jako Taxify to twórcy popularnych aplikacji do zamawiania przewozu osób. Stanowią konkurencję dla taksówek. Wiele osób uważa, że nieuczciwą. Warto porównać te dwie usługi.
Uber to wielka amerykańska korporacja, której usługi dostępne są w 528 miastach na całym świecie. Bolt to natomiast dużo mniejsza firma estońska, która działa w 150 miastach w 34 krajach. Ich system działania jest podobny. Klient ściąga aplikację, następnie wyznacza dokąd chce jechać, otrzymuje od razu informację o ostatecznym koszcie przejazdu i o tym, ile będzie czekał. Następnie dostaje informację, jaki samochód po niego przyjedzie (samochody są nieoznakowane).
W Warszawie jest tak dużo kierowców firmy, że czeka się z reguły kilka minut. Klienci chwalą rozwiązanie, że znają z góry ostateczny koszt, który jest mniejszy niż w przypadku taksówek. Przyciągają także różne promocje, które dają dodatkowe rabaty. Nie dziwne więc, że nie brakuje chętnych do korzystania z aplikacji.
Firmy te pozyskują też z łatwością pracowników, bo może zostać nim każdy - wystarczy mieć samochód, prawo jazdy, telefon z aplikacją i odrobinę wolnego czasu. Kierowca, kiedy chce, włącza się do systemu, przyjmuje zlecenia w pobliżu (też które chce), a następnie odprowadza jedynie pewien procent korporacji (w Bolcie jest to 20%). W ten sposób osoby, które na co dzień pracują z reguły gdzieś indziej, mają dodatkowe źródło zarobku.
Taksówkarze we wszystkich krajach protestują jednak, bo Uber czy Bolt nie mają licencjonowanych pojazdów, kierowców, ich pracownicy nie muszą przechodzić testów z topografii miasta, kupować licencji, mieć kas fiskalnych... To wszystko sprawia naturalnie, że taksówkarze są od razu na dużo gorszej pozycji, którą tworzy de facto państwo - traktując różnie różne podmioty.
W praktyce nawet w Polsce kierowcami są często obcokrajowcy - Hindusi, Pakistańczycy, Ukraińcy. Dorabiając w ten sposób w wolnym czasie, uderzają w wiele miejsc pracy.
Niepokój budzą też praktyki dumbingowe. W Uberze czy Bolcie rabaty sięgają nawet kilkudziesięciu procent. Żeby więc przejazdy opłacały się kierowcom, firmy wyrównują im straty, co powoduje, że wiele przejazdów jest poniżej wszelkich kosztów. Bywa tak, że klient w Warszawie przejedzie pół miasta i płaci tyle, co za trzaśnięcie drzwiami w taksówce. Jest to jednak znowu nieuczciwy zabieg wielkich korporacji, które doprawdzają taksówkarzy do bankructwa.
W niektórych krajach działalność Ubera została już zakazana - nawet jeśli bowiem klienci mają wiele profitów, koszty społeczne działalności tej korporacji są zbyt wielkie. W Polsce rząd obiecuje zająć się problemem, ale czas mija i niewiele się dzieje.
Czy to znaczy, że Uber wyprze taksówki? Nie, dla wielu osób wciąż jest bowiem ważne, żeby jechać ze sprawdzoną firmą, gdzie mogą liczyć na gwarancję zrealizowania usługi i to przed doświadczonego kierowcę. W Uberze czy Bolcie kierowcy potrafią w ostatniej chwili odwołać kurs, co w przypadku pilnej sprawy jest bardzo denerwujące.
Na koniec mój osobisty apel. W ramach wspracia polskich pracowników i miejsc pracy wybierajmy odpowiedzialnie - jeździjmy taksówkami.
Źródło: Michał Krajski