Chociaż zełgał, to nie skłamał
/
Po przeprowadzonej kiblówce niezawisły Sąd Apelacyjny w Warszawie wydał salomonowy wyrok w sprawie agenta razwiedki, ex-jezuity Tomasza Turowskiego – że mianowicie w swoim oświadczeniu lustracyjnym nie skłamał, chociaż oczywiście zełgał.
Ex-jezuita Tomasz Turowski we wspomnianym oświadczeniu napisał był, że „nie współpracował” z tajnymi służbami PRL, podczas gdy nie tylko „współpracował”, ale był niezwykle cennym agentem, ulokowanym jako wtyczka w Watykanie.
W tym charakterze, niezależnie od innych zadań, mógł nawet maczać palce w zamachu na Jana Pawła II, którego okoliczności, a zwłaszcza - kulisy wywiadowcze, do dzisiejszego dnia nie zostały wyjaśnione.
Przemawia za tym nie tylko zatrzymanie ex-jezuity Tomasza Turowskiego „w służbie narodu” – oczywiście miłującego pokój narodu radzieckiego – ale przede wszystkim – jego awans w służbie dyplomatołecznej naszego gnijącego państwa prawnego.
Warto dodać, że pan Turowski był również w Smoleńsku podczas pamiętnej katastrofy. Co tam robił – nikt nie wie, więc nie można wykluczyć, że mógł nadzorować jej prawidłowy przebieg.
No dobrze; prawdy i tak nigdy już się chyba nie dowiemy, bo gołym okiem widać, że uszczelnianiem tej sprawy zajmują się pierwszorzędni fachowcy, wśród których pan Tomasz Turowski błyszczy na podobieństwo karbunkułu.
Wróćmy tedy do niezawisłego sądu i jego osobliwej logiki; chociaż zełgał, to nie skłamał. Skąd niezawisłemu sądu taka formuła strzeliła do głowy? Ano stąd, że pan Turowski, jako czynny agent, żadnej lustracji z racji pracy w komunistycznej bezpiece nie podlega i jego sprawa w ogóle nie powinna trafić do niezawisłego sądu.
Niemniej jednak trafiła i to jest prawdziwa felix culpa, czyli szczęśliwa wina – bo dzięki temu mamy sądowne potwierdzenie podejrzeń, co do prawdziwej sytuacji w naszym nieszczęśliwym kraju. Że mianowicie nasza młoda demokracja, ci wszyscy prezydenci, premierzy, ministrowie i Umiłowani Przywódcy stanowią jedynie dekorację, przesłaniającą okupację Polski przez bezpieczniackie watahy.
Warto przypomnieć, że wojskowa razwiedka, o której nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że była na wylot zinfiltrowana przez sowieckie GRU, jako Wojskowe Służby Informacyjne, przedeliflowała przez transformację ustrojową w szyku zwartym nie tylko zapewniając lustracyjną nietykalność swoim funkcjonariuszom, ale również – konfidentom, np. w rodzaju najszybszego zwierzęcia świata, czyli Kuny z Żaglem, a także konfidentom SB, umieszczając dokumentację ich dotyczącą w tzw. Zbiorze zastrzeżonym Instytutu Pamięci Narodowej, który w zasadzie jest niedostępny nawet dla pracowników IPN.
Tam właśnie trafiła m.in. dokumentacja tajnego współpracownika SB z Lublina o pseudonimie „Historyk” – co świadczy o tym, że podobnie jak pan Tomasz Turowski, również i on pozostaje nadal w służbie i z tego tytułu bezpieka troskliwą ręką nadal prowadzi go od sukcesu do sukcesu, zapewniając jednocześnie ochronę nawet przed niezawisłymi sądami, które tak samo – jak widać - powinność swojej służby w lot chwytają.
Stanisław Michalkiewicz
Źródło: prawy.pl