Windows, czyli jak Microsoft zostawił użytkowników "na lodzie"

0
0
0
/

Microsoft 14 stycznia zostawia część użytkowników „na lodzie”. Kto się w porę nie zorientuje pozostanie bez wsparcia i wystawia się na odstrzał przestępców.

Winny temu jest fakt, że 14 stycznia 2020 roku Microsoft wycofuje się ze wsparcia Windows 7. Ze strony ekonomii jest to krok w kierunku cięcia kosztów. Dzięki temu, że firma rozwija jeden produkt oszczędza pieniądze. Jednak za tym idą koszty dla użytkowników związane z zakupem oprogramowania i sprzętu. Microsoft w przeciągu lat zmienił swoje oblicze. Jeszcze za Billa Gatesa miał opinie hegemona zjadającego rynek. Istniał szereg teorii spiskowych odnośnie powstania firmy.

U swych korzeni problem był między innymi z bibliotekami matematycznymi przodka Windows. Środowisko haktywistów zarzucało Billowi Gatesowi oraz Paulowi Allenowi, że wykorzystali bezprawnie prace Monte Davidoffa. Autor niniejszego tekstu skontaktował się z dawnym współpracownikiem założycieli Microsoft. Davidoff poinformował go, że wbrew temu, co przez lata mówiło się o jego relacjach był po prostu wynajętą osobą na studiach. Dostał pieniądze za owoce swojej pracy użyte w BASIC. Marksiści woleli jednak wizję nie firmy trafiającej w potrzeby konsumentów, lecz złoczyńcy. Zarzucali firmie praktyki monopolowe i dominację rynku. W świecie komputerów dla działania sprzętu jest potrzebne oprogramowanie. Bez niego elektronika nie posiada wartości użytkowej. Aplikacje do uruchomienia wymagają jednak pośrednika między tak zwaną twardą częścią (hardware), a miękką (software). Jest nim właśnie system operacyjny, kluczowy „program do uruchamiania programów”.

Windows, chociaż nie pierwszy opracował szereg rozwiązań wcielił je w życie. Opracowana w Palo Alto myszka, czy obsługa za jej pomocą (interfejs graficzny) została upowszechniona przez Microsoft. Jednak nie ma róży bez kolców. Kolejne wersje systemy charakteryzowały się obok wsparcia nowych rozwiązań technicznych rosnącymi wymaganiami. Efektem tego po zmianie wersji Windows użytkownicy byli zmuszeni do kupienia nowego sprzętu. Taka praktyka umacniała przekonanie, że istnieje ukryta umowa producentów sprzętu oraz oprogramowania, że jedni zachęcają do kupowania rozwiązań drugiej strony.

Ledwie siedem lat ma Windows 7, co w świecie informatyki oznacza ogrom czasu. Zarazem haktywiści promują Open Source oraz Linux jako przykład, że istnieje możliwość wprowadzania obsługi nowego sprzętu przy zachowaniu małych wymagań ze strony oprogramowania. Takie projekty jak XFce ukazują, że uruchamianie systemu operacyjnego przy kilkunastu mniejszym zapotrzebowaniu na pamięć i moc obliczeniową procesora jest możliwe. Marksiści od lat udowadniają, że otwarte oprogramowanie, czyli z dostępnym kodem  źródłowym oznacza bezpieczeństwo i nade wszystko oszczędność pieniędzy. Pomimo tego użytkownicy wybrali Windows za łatwość w dostępie do aplikacji, zgodność i pomimo istnienia błędów za pewniejszą platformę.

Wśród Azjatów dalej trzydzieści pięć procent firm używało Windows 7. Mowa zaś o rynku wartym ponad trzydzieści dziewięć miliardów dolarów. Windows 10 na tym rynku ma czterdzieści osiem procent udziału wedle Netmarkershare. W porównaniu do wersji 8 i Vista siódemka zyskała popularność, taką jaką wcześniej miał Windows XP. Na świecie udział Windows 10 wynosi ponad sześćdziesiąt pięć procent, a Windows 7 dwadzieścia siedem procent. Dla porównania kiedyś popularny Windows XP ma ledwie ponad jeden procent, do czego przyczyniają się głównie bankomaty pracujące na tej wersji.

Zmiana wersji wpisuje się w logikę idei Postępu. Z jednej strony nowe wypiera stare z drugiej strony stopień złożoności systemów operacyjnych czyni podatnymi na błędy. Dla porównania myśliwiec F-35 ma program napisany w milionie linijek kodu. Windows w obecnej wersji ma ich pięćdziesiąt-sześćdziesiąt razy więcej, a dla porównania Windows XP miał ich czterdzieści milionów. Tym samym aktualizacje i naprawianie błędów są koniecznością. Ich liczba sięga setek i tysięcy, grupowanych w pakiety zbiorcze. Tylko wersje rozwijane zapewniają bezpieczeństwo.

Tu rodzi się pułapka. Kto korzysta z Internetu jest zmuszany do korzystania z wszelkich nowych wersji oprogramowania. Stary program graficzny, czy do pisania tekstu może być użyty do włamania. Z drugiej strony ze względów finansowych nie ma sensu wymiana sprawnego komputera na nowy jeśli wystarcza do pracy. Obecny trend prowadzi do rozwiązań z chmurze. Nie ma tam całkowitej prywatności, bo administrator sieci ma możliwość przeglądania naszych danych, a jeśli uzna, że nie odpowiadają ideologii (a Microsoft wspiera między innymi gender) mogą być usunięte. Tym samym pojawia się tutaj droga do klęski i upadek wolności w trakcie korzystania z komputera. Zwłaszcza, że Windows 10 od kilku lat zyskuje renomę systemu nastawionego na szpiegowanie użytkowników. Pojawia się dylemat - więcej prywatności i oddanie się na łup cyberprzestępców, czy mniej prywatności, za większe bezpieczeństwo?

Taka polityka dystrybucji oprogramowania i sprzętu rodzi jeszcze jedną komplikacje. Po włączeniu wszystkich do sieci nie ma już anonimowości jaką posiadamy w domu. Sieć pozwala na oglądanie, co kto przesyła. Po odłączeniu kabla nikt nie ujrzy, co jednak robimy na własnym komputerze. Zapisywanie danych na zdalnych komputerach informacji zmienia ten stan. Koniec wsparcia dla Windows 7 to jeden z kroków jakie przymuszają do pójścia  z prądem.

 

Źródło: Redakcja

Najnowsze
Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną