Unijne dotacje spustoszyły rumuńskie zabytki
100 mln euro zapłacili podatnicy z Unii Europejskiej za "modernizację" zabytków w Siedmiogrodzie, która najczęściej polegała na wymianie ich zabytkowych elementów, na współczesne, kiczowate materiały.
Publicysta The Daily Tepegraph Luke Dale-Harris uważa, że zbliżający się do końca remont franciszkańskiego klasztoru Maria Radna zamiast przywrócić mu barokowy kształt, zmienił obiekt w Disneyowski zamek, powstały na miejscu wybuchu bomby.
Stare kamienie i dachówki leżą na gruzowiskach dookoła budynku, a inne bardziej wartościowe materiały zostały sprzedane w Niemczech. Dotychczasowe kamienne elementy zastąpiono betonowymi blokami, a na dachu położono jaskrawo czerwone dachówki z nadrukowaną nazwą ich niemieckiego producenta.
Proceder przy modernizacji zabytków za "unijne" pieniądze jest zawsze podobny. Dotychczas obecne materiały są usuwane i zastępowane przez współczesne odpowiedniki, wykonane często w lokalnych zakładach przemysłowych. Prac dokonują słabo opłacani i mało doświadczeni robotnicy (jak np. w mieście Deva, gdzie przy renowacji zamku z XIII w. pracowali pensjonariusze zakładu karnego), a środki z Brukseli krążą między firmami często uzyskującymi stosowne kontrakty dzięki posiadaniu przez ich właścicieli stosownych koneksji.
Nad faktem niszczenia uroków rumuńskich zabytków ubolewa również Książę Karol, posiadający w Siedmiogrodzie dwie posiadłości. Jego zdaniem renowacje psują integralność i unikalność tamtejszej architektury.
Unijne fundusze trafiają głównie do ewangelickich kościołów, które pozostały w Rumunii po kilkuset tysiącach Niemców, zamieszkujących ten kraj przed 1989 rokiem. Konserwatorzy zabytków nie zostawiają suchej nitki na podejmowanych w nich pracach. Niszczone są tradycyjne tynkowania, belki czy grawerowane płytki ceramiczne, które zastępuje się cementem i masowo produkowanymi zamiennikami.
Hans Hedrich, z zajmującej się ochroną dziedzictwa grupy Neuer Weg uważa, że działania są fatalnym połączeniem korupcji i chęci wyciągnięcia jak największych środków z Unii Europejskiej. Jego zdaniem nikt z beneficjentów dotacji nie przejmuje się finalnym efektem prac, a jedynie ilością pieniędzy pozyskanych dla siebie.
Brytyjski konserwator William Blacker przyznaje, że płacze, gdy widzi, w jaki sposób są niszczone zabytki, których najdrobniejsze szczegóły pielęgnował przez ostatnie ćwierćwiecze.
Jakub Klimkowicz
za: telegraph.co.uk
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl