Putiniada

0
0
0
/

Jak poinformowała Centralna Komisja Wyborcza w Rosji, po przeliczeniu 98 proc. głosów obecny premier Władimir Putin już w pierwszej turze wygrał niedzielne wybory prezydenckie w tym kraju, zdobywając 63,97 proc. głosów.


Na drugim miejscu znalazł się lider Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej (KPRF) Giennadij Zjuganow z 17,7 proc. poparcia. Pozostali kandydaci nie przekroczyli progu 10 procent, zyskując: Michaił Prochorow – 7,65 głosów, Władimir Żirinowski – 6,24 proc., Siergiej Mironow – 3,83 procent.
 
Jest już niemal pewne, że to Putin zostanie zaprzysiężony w maju na sześć, nie jak dotychczas, cztery lata. Rzecz jasna bez odpowiedzi pozostaje pytanie, na ile uczciwe było niedzielne głosowanie. Wprawdzie z jego okazji do Rosji przybyło ponad 700 obserwatorów z różnych krajów i reprezentujących różne organizacje, ich obecność nie wyklucza jednak fałszerstw wyborczych. Podobnie zresztą jak i zainstalowanie kamer internetowych w 91 tys. na 96 tys. lokali wyborczych. Jeżeli Putin i stojące za nim siły chciały sfałszować wybory, z pewnością to uczyniły. Zachód i tak zaakceptuje każdy wynik, nawet jeżeli prezydentem zostaje po raz kolejny Władimir Putin.

Chociaż w trakcie kampanii wyborczej Putin szafował antyzachodnią retoryką, dla zachodnich polityków wydaje się oczywiste, iż Rosja Putina to znaczący, liczący się partner, natomiast oficjalnie głoszone na Kremlu antyamerykańskie poglądy stanowią pokłosie braku pomysłu Kremla na prowadzenie zagranicznej polityki.

Waszyngton zdaje sobie sprawę, że Rosja Putina, nawet jeżeli – co jest wielce prawdopodobne – będzie kontynuowała przyjętą antyamerykańską linię polityczną, nadal będzie ze Stanami Zjednoczonymi rozmawiać. Podobnie z Europą Zachodnią, coraz bardziej uzależnioną od Rosji surowcowo.

Należy się spodziewać – z tego również zdają sobie sprawę światowe elity polityczne - że zwycięstwo Władimira Putina i jego prezydentura będzie oznaczała kolejne próby rozszerzenia rosyjskiej strefy wpływów, być może nawet uwieńczone inkorporacją Białorusi.
 
Władimirowi Putinowi nie zaszkodziły masowe demonstracje, jakie przetoczyły się w największych miastach Rosji. Nic w tym zresztą dziwnego, gdyż nawet jeżeli w miastach ma on spory procent przeciwników, to na prowincji jest w zasadzie bezkonkurencyjny. Tym bardziej, że niemalże wszystkie media znajdują się w rękach obecnej władzy.

Ta ostatnia przechodzi jednak kryzys, co wyraźnie było widać podczas kampanii wyborczej – po raz pierwszy w życiu Putin musiał się solidnie wysilić, żeby wygrać. Jego osłabienie na scenie politycznej może skutkować w przyszłości zaostrzeniem relacji z szeroko rozumianym Zachodem, powrotem do języka konfrontacji i wzbudzaniem poczucia zagrożenia. To ostatnie ma w założeniu integrować Rosjan wokół osoby Putina. Z jakim skutkiem? - zobaczymy.

Problemem, z jakim przyjdzie się zmierzyć nowemu prezydentowi są gwałtownie rosnące w siłę Chiny. Wprawdzie podczas kampanii wyborczej Putin wypowiadał się o tym kraju w sposób koncyliacyjny, faktem pozostaje niekorzystny dla Rosji bilans handlowy oraz masowe osadnictwo Chińczyków na ziemiach należących do Rosji, w tym na Syberii. Również w przypadku relacji z Chinami Władimir Putin nie ma pomysłu na rozwiązanie bolączek swojego kraju.

Pozostaje jeszcze kwestia rosyjskiego systemu władzy, przeżartego przez korupcję i układy, uniemożliwiającego zdrowy rozwój przedsiębiorczości. Na to nakładają się problemy gospodarcze, co w efekcie pogłębia i tak potężny kryzys. Jego skutki, które wkrótce będą już bardzo widoczne, mogą okazać się w przyszłości katastrofalne dla tandemu Putin-Miedwiediew, jeżeli obydwaj politycy nie zaczną dążyć do uzdrowienia sytuacji.

Realnym problemem jest przy tym rozluźnienie związków między poszczególnymi częściami Federacji Rosyjskiej, z których każda zdaje się rządzić własnymi prawami i jedynie oficjalnie przynależy do FR. Jeżeli Putin chciałby ruszyć układy, państwo mogłoby się rozpaść, jeżeli ich nie ruszy jego władza może tego nie wytrzymać. I tak koło się zamyka.

Rosja żyje w obłędzie systemu, którego prezydent Władimir Putin już stał się zakładnikiem. Nie oznacza to, iż przestaje być państwem silnym, z którym należy się liczyć. Wydaje się, że nowy prezydent będzie dążył do stworzenia w Rosji rządów autorytarnych, co spowoduje, iż kraj ten stanie się nieprzewidywalny i groźny.

Anna Wiejak

fot. sxc.hu

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną