Humanitarni cynicy chcą wykończyć polską wieś [FELIETON]
Z powodu natłoku obowiązków nie komentowałem dotychczas publicznie ustawy określanej mianem „piątki dla zwierząt”. Ponieważ temat okazuje się być tematem rozwojowym, którego konotacje w postaci masowych protestów rolniczych zatrzymać mogą tylko covidowe obostrzenia względem masowych zgromadzeń, a sam wychowywałem się na wsi w rodzinie rolniczej i zdaje sobie sprawę do czego doprowadzić może ta ustawa naszą wieś.
Niezdrowa fascynacja kotami u Naczelnika z Żoliborza jest tematem powszechnie znanym, ale nie jest ona podstawą jego irracjonalnej opinii na temat hodowców norek. Z pewnościom to nie empatia do tych futrzaków stała za decyzją Jarosław Kaczyńskiego. Temat ten został po prostu wykorzystany do bieżącej rozgrywki politycznej zarówno we własnych szeregach, jak i rywalizacji oraz konfrontacji z opozycją. Dzięki forsowaniu ustawy w skandalicznym trybie kierownictwo PiS wie już, że w kolejnych wyborach będzie musiało usunąć z list ludzi Ziobry i Gowina. Swoją antyrolniczą ustawą PiS bezpowrotnie stracił część poparcia na wsi zyskał natomiast trochę głosów wśród lobby eko, wege i animalsów. Wydaje mi się jednak, że sama ustawa, to za mało żeby ludzie ci przestali głosować na lewicę i liberałów tylko dlatego, że Kaczyński darzy szczególną estymą koty. W dłuższej perspektywie PiS bardziej straci niż zyska taką polityką, zwłaszcza wobec tego, że swoim postępowaniem doprowadził do zjednoczenia środowisk rolniczych, w dodatku wspieranych przez inne grupy społeczne. PiSowska ustawa stała się również kołem ratunkowym dla tonącego PSLu, który dzięki swojemu jednoznacznemu stanowisku w tej sprawie może się załapać na kolejną kadencję w Sejmie, a przecież jest to formacja, która przez ćwierćwiecze destrukcyjnie wpływała na polskie rolnictwo.
Ustawa co oczywiste, jest gwoździem do trumny tysięcy polskich rolników, ale uderzy również po kieszeni wszystkich Polaków, zwłaszcza tych najuboższych. Zdrożeje bowiem z pewnością mięso. Ustawa dotknie również tysiące firm kooperujących z rolnictwem a wiec producentów maszyn i urządzeń, producentów pasz, zakłady uboju, producentów materiałów budowlanych. Spowolni to wzrost gospodarczy, podniesie poziom bezrobocia i zmniejszy wpływy z tytułu podatków do budżetu. Rolnicy, którzy nie będą mieli z czego spłacać kredytów stracą swoje gospodarstwa przejęte przez zwyrodniałych komorników, którzy już ostrzą sobie zęby na prowizje z tytułu licytacji.
Irytuje mnie cynizm i obłuda obrońców praw zwierząt. Niektórzy z nich nie jedzą mięsa, bo to według nich zabijanie i dręczenie zwierząt a jednocześnie trzymają w ciasnych mieszkaniach, w blokach psy, które karmią mięsem zwierząt. To właśnie oni a nie rolnicy postępują dużo mniej etycznie. Rolnicy hodują zwierzęta żeby utrzymywać z tego swoje rodziny. Pies pracujący w policji tak, pies przewodnik czy ratownik tak, stróżujący pies na wsi tak, natomiast psy w mieście, to fanaberia i rozrywka. Karmienie swoich pupilów mięsem, a jednocześnie atakowanie rolników żyjących z hodowli, to przejaw wyjątkowego zakłamania. To trochę to tak jak w wypadku małej Grety i jej nastoletnich koleżanek, które z płaczem mówią o trosce o przyrodę jednocześnie konsumując banany pochodzące z plantacji bananowców, które to plantacje odciskają destrukcyjne piętno na glebie, a same plantacje powstają na skutek wycinki ogromnych połaci lasów.
Szokuje mnie również, to że wielu mieszczuchów o wydawałoby się poglądach bliskim endeckiemu racjonalizmowi, też stało się nagle zwolennikami zrównywania norek, psów i kotów z ludźmi. Ludzie ci żyją zmanipulowanym przekazem rzeczywistości, ukazującym rolników jako krwiożerczych tępaków bez serca, dręczących zwierzęta, gwałcących krowy itd. Otóż zacznijmy od tego, że żaden zdrowy na umyśle człowiek nie czerpie satysfakcji z zabijania zwierząt. Każdy kto zabiał choć raz jakieś zwierzę wie, że nie jest to czynność przyjemna do której chce się wracać. Po drugie każdy kto wychowywał się na wsi, w gospodarstwie rolnym gdzie hoduje się zwierzęta wie, że otacza zwierzęta dobrem. Pracując z nimi człowiek się z nimi zżywa mimo, że nie są zwierzętami trzymanymi w domu. Piętnuje się rolników za trzymanie psów na łańcuchu, zapominając o tym skąd pochodzi większość psów na wsi, a są to najczęściej psy przygarniane po wcześniejszym pozbyciu się ich przez kochających zwierzęta mieszkańców miast. W ogóle humanizacja zwierząt, która przybierała na sile w ostatnich dekadach w połączeniu z dehumanizacją człowieka budzić powinna powszechny niepokój, tymczasem ma się coraz lepiej. Zwierzęta to nie ludzie i żadna ustawa tego porządku naturalnego nie zmieni. Fachowo przeprowadzone zabijanie zwierząt zgodnie z zasadami u boju rytualnego nie różni się od innych form zabijania zwierząt. Bydło rzeźne zabija się strzałem z pistoletu i nie zawsze zwierzę pada po pierwszym strzale, gęsi na rzeź zabija się prądem, który jest w poidłach. W gospodarstwach od wieków ptactwo od wieków zabija się przez odcięcie głowy siekierą, tasakiem czy nożem. Praktyka ta nie różni się więc od uboju rytualnego.
Trosce o przyrodę mówię zdecydowane tak, trosce o los zwierząt również mówię tak, ale sugerowaniu, że rolnicy to nieczułe bestie dręczące zwierzęta mówię nie, podobnie jak wykorzystywaniu troski o los zwierząt w bieżącej polityce. Moje zdecydowane nie, mówię wobec braku szacunku dla pracy rolników i hodowców, odzierania ich z godności i niszczenia wypracowywanego pokoleniami dorobku.
Arkadiusz Miksa
Źródło: redakcja