GRATULACJE poszły do Moskwy! A polityki historycznej BRAK
Grozi nam „putinizacja”? - pyta opozycja. A my pytamy, dlaczego prezydent Bronisław Komorowski nie chce „polityki historycznej”, a preferuje „politykę pamięci”? Wszystko w kontekście ostatnich wyborów prezydenckich w Rosji.
W poniedziałek prezydent Bronisław Komorowski odwiedził Lublin. Gościł między innymi na tamtejszym Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej. Odpowiadał na pytania studentów dotyczące bezrobocia, konieczności wyjazdów za granicę zdolnych polskich żaków, wiele miejsca poświęcił też na zachwalanie regionu, w którym gościł. Dyskusja z prezydentem Komorowskim, jak zwykle – bez specjalnych „wodotrysków” a jedynie z oklepanymi schematami. W pewnym momencie sielankę w Auli UMCS przerwała niespodziewanie studentka Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, pytając o politykę historyczną prezydenta.
- Jestem z wykształcenia historykiem – zarzekał się prezydent Bronisław Komorowski. Nie skrywał jednak, że sformułowanie „polityka historyczna” „źle się kojarzy”. Jego zdaniem rodzi ona „manipulacje”. Dlatego proponuje korzystanie z pojęcia „pamięć historyczna”. Należy to zostawić bez komentarza...
Tymczasem rodzi się pełne obaw pytanie, jak za kilka lat ową „politykę pamięci” będą realizowały kolejne pokolenia Polaków. Szczególnie w kontekście międzynarodowym! Nie kto inny, a prezydent Bronisław Komorowski przed kilkoma dniami, na wieść o zwycięstwie Władimira Putina, zatelefonował z gratulacjami do Moskwy!
Prezydent Komorowski podkreślił, że Polska i Rosja w ostatnich latach potrafiły nawiązać dialog, który służy rozwiązywaniu spraw trudnych i budowaniu współpracy dwustronnej. Prezydent wyraził przekonanie, że współpraca i dialog będą trwałym elementem w tworzeniu partnerskich relacji Federacji Rosyjskiej z Unią Europejską – głosi oficjalny komunikat Kancelarii Prezydenta.
A wystarczyłby zwykły telegram... Jednak Bronisław Komorowski, osobiście gratulując wyboru nowemu-staremu prezydentowi uwiarygodnił łamanie podstawowych zasad demokracji. Otóż, wbrew deklaracjom, wybory prezydenckie w Rosji odbyły się w oparciu o rażące naruszenia zasad wolności wyboru. I chodzi nie tylko o tysiące fałszerstw, które zarejestrowały kamery umieszczone nad każdą urną, ale także niedopuszczenie „prawdziwej” opozycji do startu w wyborach.
Warto odnotować, że oprócz Bronisława Komorowskiego, gratulacje do Moskwy popłynęły także od prezydenta Azerbejdżanu Ilhama Alijewa. „Twoje zwycięstwo w wyborach świadczy o wysokim zaufaniu Rosjan do Ciebie i Twojego programu stabilności politycznej i społecznej, zapewnienia wzrostu gospodarczego, rozwoju instytucji demokratycznych, wzmocnienia legalności i porządku publicznego, ochrony duchowych i moralnych norm w życiu społecznym kraju” - można przeczytać w depeszy wystosowanej 5 marca.
Takie słowa świadczą o dobrych stosunkach między oboma krajami. Czy tak samo można powiedzieć o relacjach polsko-rosyjskich? Szczególnie w kontekście niewyjaśnionym mordzie na polskich oficerach w Katyniu czy katastrofie smoleńskiej...
Tymczasem organizacje międzynarodowe (w tym OBWE) już uznały, że te wybory nie były wolne. Bo parlamentaryzm w Rosji jeszcze do tego zwyczajnie nie przywykł. Ma przecież zaledwie 100 lat. Tymczasem, jakby na przekór „polityka pamięci” proponowana przez Bronisława Komorowskiego wychodzi naprzeciw oczekiwaniom obozowi rządzącemu na Kremlu.
W takim kontekście, zarzuty opozycji w Polsce, że niebawem i nas dosięgnie „putinizacja”, zdają się być uzasadnione. - W Polsce dokonuje się powolna „putinizacja” naszego kraju, w której będzie jedna partia rządząca, dobierająca sobie drobniejszych koalicjantów i bezpieczna opozycja - przestrzegał poseł Solidarnej Polski Bartosz Kownacki.
Najwyraźniej sprawdzone wzorce z Kremla, niebawem mogą bez trudu przyjąć się w polskiej rzeczywistości... I to przy niemal milczącej aprobacie społeczeństwa uwiedzionego „polepszającymi się stosunkami” polsko-rosyjskimi.
Michał Polak
fot: sxc.hu
Źródło: prawy.pl