Zmniejszyć liczbę posłów, ograniczyć biurokrację

0
0
0
/

Wiele piszemy o demokracji, o wolności, o przedsiębiorczości. Wciąż przewija się temat jak refren – ograniczyć biurokrację.

 

Od czasu do czasu ktoś odważniejszy wspomina o korekcie liczby posłów i senatorów. Słuszny i uzasadniony postulat. Szkoda tylko, że niezrealizowany od wielu lat. Teraz, gdy będziemy śledzić zmiany zapowiedziane przez Prawo i Sprawiedliwość, warto przypomnieć wszystkim o tym postulacie. Ograniczcie biurokrację i zmniejszcie liczbę posłów i senatorów. Zdecydowanie i radykalnie. Parlament, a przed wszystkim Polacy na tym tylko zyskają.

 

Mniejsza liczba reprezentantów, to większa odpowiedzialność każdego z nich. Nie będzie chowania się za szyldem, za instrukcjami, za czymkolwiek. Nie będzie bimbania i migania się od obecności na obradach, bo konsekwencje będą szybko i wyraźnie widoczne. Skutki będą natychmiastowe.

 

Platforma Obywatelska, gdy jeszcze była pod rządami Macieja Płażyńskiego, Andrzeja Olechowskiego i Donalda Tuska, miała na swoich sztandarach ten postulat. I niestety na ich sztandarach pozostał. Głosili wówczas potrzebę odbiurokratyzowania państwa. No i tylko głosili.

 

Wśród wielu przyczyn tak dużej porażki politycznej tej formacji trzeba wspomnieć o niedotrzymaniu tej właśnie obietnicy. Nie odbiurokratyzowali państwa. Wręcz przeciwnie – podczas ich 8-letnich rządów doszło do zwiększenia liczby urzędników o ok. 110 tysięcy. W sumie na dzień dzisiejszy szacuje się ich liczbę na ok. 440 000! Czy ta liczba nie przeraża? Przy tak słabym stanie polskiego przemysłu, przy problemach z domknięciem budżetu państwa, to jest bardzo zła wiadomość.

 

Przybyło urzędników, przybyło procedur biurokratycznych, przybyło utrudnień. Zwykły człowiek, a zwłaszcza drobny przedsiębiorca odczuwa najbardziej.
Jednak to nie w samych biurokratach leży problem. Biurokracja jest konsekwencją dążenia establishmentu politycznego do zastąpienia wolnej działalności czy to przedsiębiorcy, czy to naukowca, kontrolą państwową. W tej ideologii totalnej, zakładającej skrajną nieufność i podejrzliwość wobec ludzi, wciąż tkwi ziarno komunistycznego totalitaryzmu. To właśnie komuniści i ich potomkowie z zasady nie ufali nikomu. Zbudowali państwa na kłamstwie i zniewoleniu i to przeszło na nowe pokolenia. Potężne środowiska wielkiego biznesu, wbrew deklaracjom, również optują za takimi metodami. Oni dysponują prawnikami, którzy radzą sobie w „mętnej wodzie” biurokratycznych procedur i doskonale omijają wszelkie „rafy podatkowe”. Gorzej jest z drobnymi przedsiębiorcami, skazanymi w takiej rzeczywistości na nieustanne udowadnianie, że nie są „wielbłądami”, że nie są oszustami, że nie wykorzystują pracowników, każąc im podpisywać umowy śmieciowe.

 

Nieustanne i wielodniowe kontrole, ciągłe sprawdzanie wiarygodności i uczciwości, narzucanie co raz to nowych procedur i wymogów.

 

Im więcej biurokratów, tym więcej prób udowodnienia, że są niezbędni. Za czasów Platformy i Stronnictwa aparat biurokratyczny rozrósł się do monstrualnych rozmiarów. Dla zwolenników nieustannego rozbudowywania narzędzi biurokratycznych jedynym panaceum na wszelkie problemy państwa jest kontrola. To słowo klucz. Totaliści i biurokraci chcą wszystko kontrolować. Chcą kontrolować każdego człowieka, a zwłaszcza przedsiębiorcę, mieć wszelkie możliwe informacje w podręcznej bazie danych, wszystko mieć pod kontrolą, o wszystkim muszą wiedzieć. Wszystko, każdy krok człowieka, każdy wydatek, każdą decyzję. Wszystko powinno być zaksięgowane, zaszufladkowane, sprawdzone i archiwizowane, bo będzie potrzebne do setek sprawozdań, podsumowań, ocen, itd.

 

George Orwell w swoim profetycznym dziele „Rok 1984” przewidział taki rozwój wypadków. Pamiętam, gdy będąc w liceum, czytałem tę książkę. A był to dokładnie rok 1984. Widząc skutki działania komunistycznego reżimu na co dzień, odnajdywałem ślady orwellowskie w swoim otoczeniu. Zwłaszcza strach wśród nauczycieli zapadł mi w pamięć.

 

A dziś? Wrócił strach, wrócił i ma coraz większe oczy. Ludzie boją się, że ich biznes upadnie, jak nie będą żyli w zgodzie z władzą. Ludzie boją się, że wylecą z pracy z jedno nieprawomyślne słowo. Strach wiąże decyzje, wiąże działanie jeszcze wolnych ludzi. Jak długo ludzie będą potrafili obronić wolność w sobie? A wolności i odwagi trzeba nam, jak powietrza.

 

Na tych resztkach wolności, które przetrwały w ludziach, przetrwały w przestrzeni publicznej, ludzie, którzy obejmą władzę za kilkanaście dni, powinni budować przyszłość Polski i odbudować szeroko rozumianą przestrzeń wolności.

 

A jeżeli odbudować przestrzeń wolności, to znaczy wycofać działania państwa z obszarów, w których ono jest nie tylko niepotrzebne, ale przeszkadza ludziom. Instytucjonalnie wzmocnić zaufanie do obywateli poprzez przyjęcie takich procedur w aparacie karno-skarbowym, które nie pozwolą biurokratom na dowolne manipulowanie przepisami, najczęściej na niekorzyść podatników.

 

Przykładem najlepszym jest kwestia instytucji zajmujących się bezrobotnymi i szukającymi pracy, czyli urzędami pracy. Kuriozalne monstrum. Czym taki urząd się zajmuje poza prowadzeniem statystyk i kursów nikomu nie potrzebnych? Ilu ludzi realnie znalazło pracę dzięki działalności tej instytucji. Jaki jest jej koszt utrzymania w skali kraju, a jaki pożytek?

 

Wszyscy znamy powiedzenie, że „ryba psuje się od głowy”. Dlatego chcąc zatrzymać chorobę państwa należałoby zacząć od najważniejszych instytucji, od ograniczenia ich ilości i dookreślenia ich kompetencji w duchu zaufania do przedsiębiorcy i obywatela.

 

Bardzo dobrym sygnałem byłoby zmniejszenie liczby posłów i senatorów. Co najmniej od kilku lat wielu polityków i przedstawicieli różnych środowisk apeluje o takie samookrojenie parlamentu. Parlament powinien być „szyty na miarę”. W Kongresie Stanów Zjednoczonych, największego mocarstwa na świecie, zasiada 100 senatorów (Izba Senatu) i 435 kongresmenów (Izba Reprezentantów). Przypomnę, że zarządzają krajem liczącym ok. 320 milionów mieszkańców i zajmującym powierzchnię ok. 9 373 000 km kwadratowych.

 

A w Polsce? Powierzchnia lekko ponad 312 000 km kwadratowych i ok. 38 milionów mieszkańców. Ilu posłów i senatorów? 100 senatorów i 460 posłów! Po co? Po co tylu urzędników w naszym parlamencie?

 

Nowy parlament, wybrany na kolejne 4 lata powinien to przemyśleć i przygotować odpowiednie rozwiązania na następne wybory. Taka decyzja byłaby najlepszym sygnałem dla społeczeństwa, że władza naprawdę chce samoograniczenia w tych przestrzeniach państwowych, w których to jest konieczne i możliwe. A byłyby to także poważne oszczędności dla budżetu, ponieważ posłowie i senatorowie, to nie tylko koszty utrzymania aktualnie zasiadających w ławach poselskich i senatorskich. To także koszty odpraw, dozgonnych rent i wysokich, jak na warunki polskie, emerytur – płaconych przez wiele lat.

 

Premier Węgier Viktor Orban w 2013 roku zmniejszył liczbę posłów w parlamencie (Zgromadzeniu Narodowym) z 386 do 199. Można? Można i trzeba. Fidesz, gdy wybrał wybory dotrzymał słowa. Liczymy na to samo.

 

W sytuacji, gdy tak wiele polskich rodzin żyje na granicy ubóstwa, gdy ledwie wystarcza do pierwszego, taka decyzja byłaby bardzo dobrze odebrana i budowałaby zaufanie na kolejne lata. Przyszła premier RP pani Beata Szydło zapowiedziała, że słucha Polaków. Wygrała wybory. Teraz czas na realizację obietnic. Wiemy, że nie wszystko można załatwić w kilka miesięcy. Ale to także trzeba załatwić. Cztery lata do dużo. Przy dobrej woli i chęci działania, to bardzo dużo.

 

Dr Paweł Janowski

 

Przegląd Oświatowy


© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną