SZOK! Gdzie zniknęło 1,5 mln chorych na grypę?

0
0
0
/ źródło: pixabay.com

Dostępne są już dane zachorowań w Polsce za poprzedni rok. Dziennikarze piszą o „zaskakującym” spadku zachorowań na choroby zakaźne. O ile w roku 2019 r. było 4,8 mln zachorowań na grypę, o tyle w roku 2020 zmagało się z nią ogółem niecałe 3,2 mln. Według statystyk było więc dokładnie o jedną trzecią przypadków zachorowań mniej – 1,6 mln przypadków. Jednocześnie łączna liczba przypadków zachorowań na koronawirusa od początku epidemia wyniosła w Polsce 1,39 mln. Należy być ostrożnym z wyciąganiem wniosków, ale widać w tym pewne ewidentne zjawisko, które jest pomijane w mediach głównego nurtu – mianowicie, że chorych na grypę masowo diagnozowano jako chorych na koronawirusa, zwiększając przez to statystyki i nakręcając spiralę strachu.

Czym innym jest statystyka, a czym innym jej interpretacja. Dobrze pokazuje to inny wskaźnik – spadek zachorowań na choroby przenoszone drogą płciową. Tutaj statystyki rok do roku, 2019 do 2020, teoretycznie napawają wielką radością: AIDS (126 przypadków do 43), nowowykryte zakażenia HIV (1763 do 934), Kiła (1 617 do 716), Rzeżączka (524 do 250), choroby wywołane przez Chlamydie (421 do 168).

Z pewnością każdy powiąże te spadki z lockdownem. Przy interpretacji „optymistycznej” można by uznać, że wynikają one z tego, że kluby są zamknięte, nie ma imprez masowych, znacznie ograniczone są możliwości towarzyskich kontaktów z przypadkowymi ludźmi, a przez to także seksualnych. Dr Maria Jankowska z Poradni Leczenia Nabytych Niedoborów Odporności w Pomorskim Centrum Chorób Zakaźnych i Gruźlicy w Gdańsku, na listopadowej konferencji pt. „Choroby zakaźne – najnowsze doniesienia”, tłumaczyła to jednak inaczej: „W czasie lockdownu zostały zamknięte punkty konsultacyjno-diagnostyczne, w których są wykonywane anonimowe testy w kierunku HIV. A po ich otwarciu zaobserwowaliśmy mniejszą frekwencję. Efektem tego był spadek liczby wykonywanych testów na przełomie lipca - września aż o 40 proc. w porównaniu latami poprzednimi. - To nie znaczy, że zmniejszyła się liczba zakażonych, tylko po prostu mniej osób się testuje”.

Na tym przykładzie widać, że statystyki trzeba umieć czytać. To wcale nie jest tak, że są to „twarde liczby”, które jednoznacznie pokazują prawdę. Tak uważają osoby odpowiedzialne za nakręcanie strachu przed koronawirusem. Wskazują one właśnie, że „liczby nie kłamią” – mieliśmy łącznie 1,39 mln przypadków zachorowań na COVID-19 w Polsce i 31 189 zgonów (stan na 11 stycznia 2021 r.). Już sama liczba zachorowań wzbudza wiele wątpliwości. Wskazuje się na to nawet na mainstreamowych portalach. I tak niemiecki Medonet.pl (portal należący do grupy Onet) zauważa: „Sposób gromadzenia danych dotyczących liczby przebadanych próbek oraz liczby wyników pozytywnych budzi kontrowersje, że względu na fakt, że zmienia się sposób raportowania przez laboratoria wykonujące badania komercyjne”.

Na portalu tym zauważono także, że w oparciu o dane udzielane przez Ministerstwo Zdrowia (a innych de facto nie mamy, od kiedy minister zdrowia zakazał podawania danych przez stacje sanepidu) nie da się określić przebiegu epidemii ani kierunków jej rozwoju. Do powodów tego stanu należy podawanie przez Ministerstwo Zdrowia wybrakowanych danych, jak również sama polityka i metody testowania. Testy nie zawsze są wiarygodne, w dodatku testuje się głównie osoby z objawami, co nie pozwala wyciągnąć wniosków, z jaką skalą zjawiska mamy do czynienia. Eksperci zwracają uwagę na to, że testy są bardzo czułe, a poza tym nie odróżnia się osób zakażonych od chorych. Te pierwsze, choć zaliczane do chorych, chore nie są, a jedynie w ich organizmie odkryto ślady wirusa. Statystyki nie pozwalają na wyciągnięcie innych wniosków, bo, jak się powszechnie wskazuje, wszystko zależy od liczby przeprowadzanych testów. W związku z tym opieranie się przez rząd, np. przy decyzji o restrykcjach, na dziennej liczbie zachorowań, jest totalną pomyłką.

Jeszcze gorzej sprawa wygląda w przypadku stwierdzeń zgonów na COVID-19. Od jakiegoś czasu co prawda uwzględnia się w statystyce, ile osób, które umarły, miały choroby współistniejące. Wciąż jednak brak wielu danych. Na stronie medonet.pl czytamy: „Co wiemy o ofiarach śmiertelnych COVID-19? Niewiele, szczególnie, że od października MZ zrezygnowało z podawania informacji o wieku, płci i miejscu zgonu chorych na COVID-19. Teraz, żeby uzyskać te informacje, trzeba kontaktować się z kancelarią Ministerstwa Zdrowia”. Zdecydowana większość ofiar miała choroby współistniejące i wiązanie ich śmierci z koronawirusem jest kontrowersyjne. Brak szczegółowych sekcji zwłok, a wręcz przeciwnie – szybkie pozbywanie się ciał i uniemożliwianie rodzinie nawet pożegnanie zmarłego – sprawia, że nie wiemy ile jest rzeczywistych ofiar koronawirusa.

To wszystko powoduje, że można domniemywać, iż tak gwałtowny spadek liczby zachorowań na grypę jest jedynie sztuczką statystyczną i po prostu chorych na grypę masowo wpisywano do rubryki chorych na COVID-19. Podobnie jest z resztą z liczbą ofiar śmiertelnych.

https://www.medonet.pl/koronawirus/koronawirus-w-polsce,koronawirus-w-polsce--mocno-spadla-liczba-przypadkow-chorob-zakaznych--to-efekt-restrykcji-sanitarnych,artykul,67456718.html

https://www.medonet.pl/koronawirus/koronawirus-w-polsce,co-nam-mowia-statystyki-na-temat-covid-19-podawane-przez-ministerstwo-zdrowia--komentarz-,artykul,84052289.html

 

Źródło: Medonet.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną