Histeria opozycji
Wiadomo było, że po zwycięstwie PiS różowo nie będzie, ale takiej histerii, która zapanowała obecnie, mało kto się spodziewał. Jak zawsze na pierwszej linii frontu są media: prawie wszystkie portale internetowe, prasa głównego nurtu i telewizja.
Przez ostatni tydzień śledziłam telewizyjne programy informacyjne. I co? Miałam wrażenie, że dzień 25 października miał zupełnie inny finał niż w rzeczywistości. Telewizja nadal żyje w matrixie. Jako eksperckie autorytety występują, tak jak poprzednio, ludzie z PO i ze Zjednoczonej Lewicy lub tęgie uniwersyteckie głowy wielbiciele dawnej władzy. Do rozmów w głównym dzienniku przeróżne Kraśki, Rudniki i Tadle zapraszają przedstawicieli przegranego obozu. Żenadę budził wywiad Diany Rudnik z dawnym prezydentem Bronisławem Komorowskim. Dla dziennikarki gość był tak wielkim autorytetem, że niemal klęcząc piukała nieśmiało niemrawe pytania. Gość czuł się jak ryba w wodzie. Uśmiechnięty, wyluzowany pouczał rządzących, ganił i strofował. Po kilku dniach odwiedził w TVN Monikę Olejnik i dalej grzmiał nad łamaniem demokracji i opluwaniem jego autorytetu. Zapomniał, że ten autorytet prezydencki najbardziej skutecznie on sam już opluł.
Trzeba nie mieć odrobiny wstydu, aby po tylu kompromitujących wpadkach zarówno podczas sprawowania władzy, jak i w czasie kampanii występować teraz w roli arbitra. Żadnego zażenowania z powodu szaberskiego odejścia z Pałacu, wynajęcia sobie willi głównie za pieniądze podatników.
Jedynym gościem z nowego obozu władzy zaproszonym do tej formuły rozmów był minister Mateusz Morawiecki, a to chyba za mało, aby przedstawić racje rządzących.
PiS już jest rozliczany z obietnic wyborczych. Konrad Piasecki w Radiu RMF FM przyciskał do muru ministra Henryka Kowalczyka. Zarzucał rządowi opóźnienie ustawy o wypłacie 500 zł na dziecko. Pieniądze mają trafić do ludzi nie później niż 1 maja 2016 r. Ale dziennikarza rozjuszyło, że nie będzie wyrównania obejmującego pierwsze cztery miesiące roku. Gdyby media z taką gorliwością sprawdzały rządy PO, to może udało by się niektórych zaniechań uniknąć. Ale poprzednie pieszczoszki objęte były taryfą ulgową.
Już drugi tydzień karmi się społeczeństwo kryzysem wokół Trybunału Konstytucyjnego. Tak skutecznie roztacza się ponurą wizję zamachu na demokrację, że aż połowa respondentów w jednym z sondaży poczuła się zagrożona rzekomym zamachem stanu. Dziwne, że tegoroczne czerwcowe majstrowanie wokół ustawy o TK przeszło wyjątkowo cicho. Żaden autorytet wśród konstytucjonalistów nie grzmiał o zagrożeniu. A to wtedy koalicja PO-PSL uchwaliła nową ustawę o Trybunale Konstytucyjnym.
Chciała w ten sposób zapewnić sobie jedną trzecią składu TK ustaloną przez Sejm poprzedniej kadencji. W ten sposób miałaby możliwość blokowania ustaw zgłaszanych przez nowy rząd Beaty Szydło. A tym samym realne było by uniemożliwienie sprawnego rządzenia.
Uchwałą sejmową z 8 października wybrano pięciu nowych sędziów. Wydawało by się, że wybieranie kogoś „na zapas” jest absurdalne. W taki sposób odchodząca partia mogłaby obsadzać na ileś lat najważniejsze urzędy państwowe.
Prezydent nie odebrał ślubowania od wybranych pięciu sędziów, a PiS wprowadził nową ustawę uchwaloną w rekordowym tempie, niwelującą uchwałę czerwcową.
No i zaczęło się. Prof. Andrzej Zoll stwierdził, że mamy w Polsce ustrój totalitarny rodem z Białorusi i Kazachstanu. Wtórował mu sędzia Jerzy Stępień, przekonując, że dokonano zamachu stanu. Świętym oburzeniem pałał sędzia Andrzej Rzepliński, który podobno brał udział nad pracą o tej nieszczęsnej uchwale. Gdzie oni wszyscy byli, gdy PO łamało konstytucję? Teraz straszy się prezydenta Trybunałem Stanu w wypadku przyjęcia ślubowania od nowych pięciu sędziów wybranych według nowej ustawy rekomendowanej przez PiS. Czyha się tylko, na decyzje podjęte w tym tygodniu przez Andrzeja Dudę. Media są w pełnej gotowości, aby jątrzyć i uświadamiać ludzi o katastrofie, która wisi nad nami. Zdaniem Tomasza Lisa grozi nam przecież polski Majdan.
Na szczęście społeczeństwo ma głęboko w poważaniu pohukiwania nowoopozycyjnych publicystów i różnego rodzaju autorytetów. Według najnowszych sondaży poparcie dla PiS wyraźnie wzrosło, a dla PO zmalało. Niepokoi jedynie wzrost notowań Nowoczesnej, która będzie miękkim lądowaniem dla działaczy rozlatującej się Platformy.
Iwona Galińska
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl