Czy samochody elektryczne to na pewno postęp? Przemilczane fakty
Samochody elektryczne to przykład tego, jak niejednoznaczne jest pojęcie postępu. Z jednej strony pod pewnymi względami są one czymś nowocześniejszym wobec samochodów spalinowych. Z drugiej zaś wiąże się z nimi wiele problemów, które cofają nas do wcześniejszej ery motoryzacji.
W książce „5G – narodziny mega totalitaryzmu. Czy jest to również zagrożenie dla naszego zdrowia?” zwracałem uwagę, że przedstawia nam się oświeceniowy obraz postępu, czy też raczej Postępu (pisanego wielką literą, jako że oznaczające tak naprawdę świeckie bóstwo), który jest nieskończony, nieodwracalny, ale przede wszystkim konieczny. Mówiąc inaczej: musimy go biernie akceptować i mu się poddać, a jeśli tego nie robimy, widać jesteśmy szaleni, niedostosowani społecznie, jest dla nas miejsce najwyżej na marginesie społecznym.
Paradoks polega na tym, że kiedyś likwidowano tramwaje, trolejbusy, a nawet ograniczano znacznie komunikację miejską, aby zrobić miejsca spalinowym samochodom, które uznawano za postęp. Dzisiaj na nowo przywraca się tramwaje i próbuje wyrzucić samochody z miast, zastępując je komunikacją. Kręcimy się w kółko, a wszystko przez brak refleksji nad tym dokąd prowadzi nas „postęp”. Musimy pamiętać, że każda technologia wiąże się z pewnymi plusami i minusami.
Jeśli chodzi o samochody elektryczne, to z pewnością możliwości technologii, na której są oparte, są wielkie. Już teraz elektryki w testach rozpędzają się do prędkości nieznanych samochodom spalinowym (inna rzecz, że i tak tendencja jest do ograniczania możliwej prędkości aut, a nie ich zwiększania). Poza tym potrafią one zapewniać większy komfort podróży: są ciche i uruchamia się je niezwykle prosto. Najeżone elektroniką mogą zawierać też więcej systemów bezpieczeństwa.
Największym problemem jest jednak to, że samochody elektryczne są droższe od spalinowych. I to nie jest tak, że jest to wina wyłącznie skali produkcji i etapu, na którym jesteśmy. To jest po prostu kwestia kosztów, do których należy np. wysoki koszt baterii (używa się do ich produkcji rzadkich pierwiastków). Eksperci już mówią, że jeśli zgodnie z zamierzeniami UE odejdziemy całkowicie od aut spalinowych, wielu ludzi nie będzie stać na samochód. A samochód przecież przestał być już dobrem luksusowym i to jest efekt realnego postępu. Wraz z proponowanymi zmianami, utracimy to i cofniemy się do czasów z początku motoryzacji.
Kolejnym problemem jest to, że samochody elektryczne potrzebują całej infrastruktury do działania. Wystarczy blackout, prądu nie będzie i samochody staną. A przecież samochód zawsze był symbolem samowystarczalności. We wszystkich filmach postapokaliptycznych nic nie działa, ale samochody wciąż jeżdżą. Ktoś może powiedzieć, że to tylko filmy. Jeżeli jednak eksperci mówią, że masowe blackouty mogą nas czekać już w tym roku, a nie wiemy, co przyniesie przyszłość, pakowanie się w taką technologię, to samobójstwo.
Oczywiście, warto rozwijać samochody elektryczne, promować je jako kolejne rozwiązanie technologiczne. W UE obserwujemy jednak nacisk, aby one stały się bezalternatywną przyszłością. Co ciekawe, Europejczycy dość chętnie ulegają tej tendencji i kupują elektryki (choć i dotacje odgrywają tutaj sporą rolę), a już Amerykanie np. rzadko sięgają po te samochody. Może mieszkańcy USA bardziej niż inni wyczuleni na punkcie wolności, zwłaszcza wolności na szosach (patrz: film „Easy rider”), zdają sobie sprawę, że elektryk takiej wolności nie gwarantuje.
Inna sprawa, że przedstawianie elektryków jako czegoś bardziej przyjaznego środowisku jest utopią, bo do ich wytworzenia potrzeba więcej energii, degradacji środowiska (pierwiastki rzadkie!), a potem zostaje jeszcze problem utylizacji baterii. Co więcej, to co bardziej skomplikowane i najeżone elektroniką, jest potencjalnie bardziej awaryjne i trudniejsze w naprawie. Może się więc okazać, że niższe koszty użytkowania takiego samochodu będą ułudą.
Gdyby zresztą samochody elektryczne stanowiły jednoznaczny skok cywilizacyjny, ludzie biliby się je, żeby je nabyć. Tymczasem potrzeba dotacji, zachęć i zakazu samochodów spalinowych, aby je upowszechnić. Wolny rynek w tym wypadku zweryfikowałby ich atrakcyjność. Skoro się na to nie pozwala i dąży do socjalistycznych rozwiązań odgórnych, to widać nie jest to taki skarb, jak się przedstawia.
Źródło: redakcja