Na złodzieju czapka gore (FELIETON)

0
0
1
Donald Tusk
Donald Tusk / https://www.flickr.com/photos/premierrp/8635204444

Tegoroczne wybory parlamentarne przypadną na bardzo trudny okres. W obliczu zagrożenia ze strony Rosji, która codziennie morduje, niszczy w barbarzyński sposób Ukrainę, nie możemy czuć się bezpieczni. Nigdy nie wiadomo, co agresorowi przyjdzie do głowy. Dlatego musimy bardzo rozważnie wybrać władze, które nami pokierują przez najbliższe cztery lata. Dlatego też tak ważna jest nasza wiedza na temat uwikłania niektórych polityków w układy rosyjskie.

Dlatego już w zimie Prawo i Sprawiedliwość zadało Donaldowi Tuskowi 10 pytań dotyczących jego polityki zagranicznej, na które do tej pory nie ma odpowiedzi. A dotyczą one: umorzenia ponad 1 mld zł długu Gazpromowi, uzależnienia Polski przez umowę gazową, dopuszczenia do powstania gazociągu Nord Stream, zablokowania budowy Baltic Pipe, planu sprzedaży rafinerii Możejki i Lotosu Rosjanom, niedofinansowania i zwijania Wojska Polskiego, zwłaszcza na wschodzie, oddania śledztwa smoleńskiego Rosjanom, zaprzestania budowy tarczy antyrakietowej. Takie są fakty, o których wszyscy wiemy, ale nadal tajemnicą są powody, dlaczego ówczesny rząd tak działał i na czyje polecenia. Wszystko wskazuje na to, że przyczyna leży w poddańczej polityce Tuska wobec Niemiec, a właściwie w polityce Angeli Merkel nastawionej na zaciśnieniu więzi gospodarczych z Rosją.

Gdy odsunęliśmy SLD od władzy, wydawało nam się, że więzi „przyjaźni” z Rosją mamy już za sobą. Niestety od roku 2007, gdy rządy przejęła Platforma, polityka zagraniczna znów skręciła na wschód. Platforma marzyła o tym, aby przeszła do historii jako formacja, która obłaskawiła niedźwiedzia wschodniego i na forum brukselskim może się tym pochwalić.  Teraz na wzór Onetu te fakty się przeinacza i dopisuje im inną narrację. 

„W rzeczywistości reset był wpisany w trend, narzucony 15 lat temu przez ekipę Baracka Obamy i Joe Bidena, który był wówczas wiceprezydentem. Moskwa przewidywalna i w jakiś sposób kontrolowana była potrzebna Stanom Zjednoczonym, bo Ameryka wiedziała, że główny wróg to Chiny. W takich okolicznościach do władzy w Polsce doszła Platforma, której dyplomacją przez siedem lat kierował Sikorski”.  – pisze Onet. Fakty są jednak inne. Otóż ten amerykański reset miał miejsce w 2009 r. po objęciu prezydentury przez Obamę. Natomiast reset tuskowy był wcześniejszy o rok, podczas jego pierwszej wizyty jako premiera w Moskwie. 

Wcześniej niż Stany Zjednoczone reset z Moskwą wprowadził Berlin. To Angela Merkel w swojej maniakalnej polityce prorosyjskiej taki nurt nadała całej Unii Europejskiej. Europa przez dostawy surowców została uzależniona od Rosji, sama nie zwracała uwagi na zbrojenie, jednocześnie inwestowała w zbrojenia Kremla. A było to już po krwawych wojnach Rosji z Czeczenią i  Gruzją.

Ówczesny rząd PO/PSL nie zmienił swojej polityki po tragedii smoleńskiej i po aneksji Krymu i Donbasu w 2014 r. Tusk mówił: „ja bym nie chciał, by Polska była w jakiejś awangardzie antyrosyjskiej czy krucjacie antyrosyjskiej.(…) Z cała pewnością Polska – póki ja będę o tym współdecydował – nie będzie krajem jakiejś właśnie takiej agresywnej koncepcji antyrosyjskiej”. I na tym resecie oparł swoją politykę bezpieczeństwa Polski.
W listopadzie 2008r.  jako premier zapowiedział ograniczenie, a od 2009 r. całkowitą likwidację obowiązkowego poboru do wojska i profesjonalizację sił zbrojnych. Piękna zapowiedź, ale gorzej było z jej realizacją. Wprawdzie obowiązkowy pobór do wojska został zniesiony, co jednak było w zamian?

Minister MON Bogdan Klich myślał, że pieniądze na zawodową armię znajdzie w budżecie. To było błędem, nieprzygotowaniem resortu do zmian. W rezultacie lata 2008-2015 to finansowanie armii z naruszeniem ustawy z 2001r. , w której zobowiązywano się do przeznaczenia na ten cel 1,95 proc. PKB, a rzeczywiste finansowanie w tych latach wynosiło od 1,69 proc. do 1, 93 proc. PKB. Armia zaczęła się niepokojąco kurczyć, brakowało personelu. Zlikwidowano 629 jednostek organizacyjnych Sił Zbrojnych, na terenie całego kraju, ale z wyraźnym natężeniem na obszarach wschodnich naszego kraju: w Ciechanowie, Legionowie, Siedlcach, Braniewie, Elblągu, Przemyślu. Po co utrzymywać tam wojsko, skoro według oficjalnych analiz MON wojny w Europie ma nie być, a już najbliższe 20 lat to oaza spokoju.

Dochodziło do tak kuriozalnych pomysłów, gdy w 2009 r. Radosław Sikorski szef MSZ mówił o przyszłości NATO w kontekście Rosji .Podczas wykładu na uniwersytecie w Toruniu mówił: „Potrzebujemy Rosji do rozwiązywania europejskich i globalnych problemów. Dlatego za słuszne uważam przyjęcie jej do NATO. Wymogłoby to na niej nie tylko demokratyzację systemu, lecz także wprowadzenie cywilnej kontroli nad armią i konieczność wyciszenia sporów granicznych”. Te słowa padły w rok po najeździe Rosji na Gruzję.
Przypomnijmy sobie katastrofę smoleńską i oddanie w tej sprawie śledztwa w ręce godnego zaufania sojusznika. Podobnie było w 2014 r. gdy

Moskwa napadła na Krym i Donbas. Prezydent Bronisław Komorowski, aby jej nie zdenerwować, używał sformułowań „konfrontacyjna polityka” i „konflikt z Ukrainą”. Aby nie drażnić Rosji w 2015 r. nie wyrażono zgody, na ćwiczenia z sojusznikami NATO  na terenie Polski. Odmówiono także udziału polskich żołnierzy w szkoleniu armii ukraińskiej zorganizowanej przez armie Stanów Zjednoczonych, Kanady i Wielkiej Brytanii.  Dlatego komisja badająca wpływy rosyjskie w kwestii obronności kraju będzie miała dużo roboty.
Na wagę powołania tej komisji zwrócił uwagę w swym przemówieniu w Połczynie- Zdroju Andrzej Duda: „rosyjskie wpływy, dzisiaj bardzo wyraźnie widoczne w naszych mediach, w tych różnych panicznych krzykach, wypowiedziach i wyzwiskach, które w tych mediach padają. Ten strach świadczy o tym, jak te rosyjskie wpływy były wielkie i jak bardzo niektórzy się boją, że te wpływy m.in. dzięki tej komisji na przyszłość się zakończą. Bo ludzie, którzy tym wpływom ulegali, po prostu będą musieli odejść z naszego życia publicznego. Nie na skutek tego, że zostaną przez kogoś skazani przez jakiś organ czy sąd. Nie! Że zostaną odsunięci przez wyborców, przez obywateli Rzeczpospolitej Polskiej, którzy na własne uszy usłyszą, co oni mają do powiedzenia – jakie były ich działania, jakie były ich motywy i co oni robili. Bo nie wszystko w życiu publicznym widzicie państwo. Wiele rzeczy dzieje się pod powierzchnią. Ja chcę, żeby to zostało spod tej powierzchni wydobyte, bo opinia publiczna w Polsce na to zasługuje”. 

Iwona Galińska   
 

Źródło: IG

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną