Polityczne cmentarne hieny znów w akcji (FELIETON)

1
0
1
zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjne / pixabay

W Polsce, a nawet za jej granicami odbywają się znów demonstracje Strajku Kobiet. Są reakcją na śmierć młodej kobiety w szpitalu w Nowym Targu, która prawdopodobnie przez zaniedbanie lekarzy po obumarciu płodu zmarła z powodu sepsy. W ubiegłych latach takie wypadki na oddziałach położniczych również miały miejsce. Prokuratura bada sprawę i na wynik dochodzenia trzeba poczekać, a nie rozkręcać polityczną rozróbę. Dobrze, że przynajmniej na demonstracjach nie ma wulgarnych krzyków aktywistek, aktów przemocy. Ale demonstracje te odbywają się pod niewłaściwym adresem. Powinny przenieść się pod szpital, w którym doszło do tragedii, a nie maszerować pod Trybunał Konstytucyjny i Ministerstwo Zdrowia.

Od wyroku TK w 2020 r. nic się w prawie aborcyjnym nie zmieniło. Nadal wskazaniem do aborcji jest zagrażający stan zdrowia kobiety ciężarnej, obojętnie jak zaawansowana jest ciąża oraz do 12 tygodnia ciąży, która powstała w wyniku gwałtu. Wyrok Trybunału Konstytucyjnego stwierdził, że niezgodna z konstytucją jest eugenika nienarodzonego dziecka.  Dotąd z  aborcji mogły skorzystać  kobiety u których „badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu”. W rzeczywistości abortowane były dzieci, u których stwierdzono zespół Downa, a i wiele innych upośledzeń okazało się albo pomyłką, albo nie były tak groźne, jak dowodziła opinia lekarza. Wystarczy zajrzeć do wypowiedzi matek, które nie zdecydowały się na usunięcie ciąży i urodziły dziecko z drobnymi wadami.

Nasza konstytucja, choć w wielu miejscach kulawa, mówi wyraźnie o ochronie życia ludzkiego aż do naturalnej śmierci. I to się aktywistkom Marty Lempart bardzo nie podoba. Chcą szerokiego dostępu do aborcji, tzw. aborcji na życzenie, czyli do mrocznych lat PRL, gdzie w każdym gabinecie ginekologicznym można było dokonać zabiegu przerywania ciąży. Wtedy nie mówiło się, ile było śmierci kobiet z tego powodu – przebicia zbyt cienkiej macicy nadszarpniętej wieloma aborcjami, krwotoku wewnętrznego, sepsy itp.  Teraz aborcjonistki w imię wolności kobiet domagają się powrotu do tamtych czasów. Donald Tusk zapowiedział, że po wygranych przez PO wyborach, da kobietom taką wolność i przywróci szerokie prawo do aborcji, a tych członków partii, którzy się temu sprzeciwiają nie umieści na listach wyborczych. Ten postulat Tusk jako miłośnik dzieci na pewno spełni, bo to nic go nie będzie kosztowało.

Teraz na trumnie młodej kobiety rozkręcono polityczny danse macabre, w którym wszystkie chwyty są dozwolone. Dziennikarka „Gazety Wyborczej” Dominika Wielowieyska dowodzi, że kobiety na porodówkach przechodzą tzw. rosyjską ruletkę. Jeżeli jest to prawda, kto z zarządu szpitali, który ordynator ponosi za to odpowiedzialność. Pamiętamy dobrze historię pani Izy z Pszczyny i jej dramatyczny pobyt w szpitalu , który zakończył się zgonem. Wówczas również wychodzono na ulice i maszerowano pod TK. Okazało się, że winę za śmierć młodej kobiety ponoszą lekarze.

A jaka jest u nas szpitalna służba zdrowia każdy wie. Koszmarne pobyty na SOR-ach, wielogodzinne czekanie na stołku na lekarza, arogancja wielu lekarzy, braki w opiece i to zarówno te pochodzące od lekarzy, jak i pielęgniarek. Ciągły deficyt dobrze wyszkolonej kadry medycznej, bo lekarze wyjeżdżają do pracy za granicę. Ile było wypadków, że pacjent pozbawiony opieki lekarskiej zmarł czy to przed szpitalem w karetce, czy na SOR-ze. I wtedy nikt nie wychodził na ulicę, domagając się lepszej opieki. Tylko wypadki ciężarnych kobiet stały się obiektem politycznych demonstracji, na których dowodzi się, że wszystkiemu winny PiS i TK Julii Przyłębskiej A przecież zdrowie ciężarnej kobiety jest nadal priorytetem i nic się w tej sprawie nie zmieniło. Minister Zdrowia Adam Niedzielski powołał teraz dodatkowo zespół ekspertów medycznych, którzy mają uściślić ochronę życia kobiet ciężarnych, choć przepisy są zupełnie jasne.

Opozycja przedstawia Polskę jako piekło kobiet, przez które muszą przejść przyszłe matki. A fakty są inne. Portal ourworldinda.org. mówi, że współczynnik śmiertelności matek w Polsce jest o wiele niższy niż w Stanach Zjednoczonych czy Francji. Statystyki są lepsze niż w Niemczech, chodzi też o liczbę kobiet, które umierają z przyczyn związanych z ciążą, w czasie ciąży lub w ciągu 42 dni po jej przerwaniu na 1000 000 żywych urodzin.

To za rządów PO/PSL „najwięcej było zgonów okołoporodowych kobiet”, a z zestawienia WHO wynika, że „ryzyko wystąpienia śmierci u matki w Polsce wynosi 1 do19 800; dla porównania ten sam wskaźnik dla Czech to 1 do 12 100, dla Niemiec 1 do 11 000, a dla Rosji 1 do 2 600”.

W tym gorącym przedwyborczym okresie chwyta się wszystkiego, aby tylko obarczyć winą Zjednoczoną Prawicę. Nam pozostaje kierowanie się zdrowym rozsądkiem i analizą faktów, a nie agitkami politycznymi.

Iwona Galińska

 

 

 

 

Źródło: IG

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną