Geneza chińskiego wirusa

1
0
2
COVID-19
COVID-19 / Pixabay

Wszyscy wiemy z czym kojarzy nam się miasto Wuhan, ale nadal nie znamy genezy powstania śmiercionośnego wirusa, który od końca 2019 r. opanował świat.

Już w listopadzie 2019 r. w Wuhanie miały miejsca wypadki ciężkiego zapalenia płuc o niezdefiniowanym pochodzeniu. Komunistyczne władze Chin konsekwentnie aż do stycznia blokowały wszelkie informacje, powodując, że wirus SARS-CoV -2 wymknął się spod kontroli i przekroczył chińskie granice. W krótkim czasie zaatakował cały świat, niosąc spustoszenie. W tym czasie Chiny obchodziły swoje święto noworoczne, a tamtejsza tradycja nakazuje, że masowo odwiedza się swoich bliskich. Grupa Chińczyków zamieszkująca włoską Lombardię wróciła spokojnie w wojaży do Włoch i od tego się zaczęło. Bogaci włoscy emeryci chętnie korzystali z pracy Chińczyków, którzy opiekowali się starszymi ludźmi. Pojawiły się pierwsze wypadki ostrej niewydolności płuc, początkowo zbagatelizowane przez tamtejszą służbę szpitalną, zaczęły rozprzestrzeniać się błyskawicznie, niosąc Lombardii prawdziwy pomór. Wkrótce wirus opanował Europę i Stany Zjednoczone Zatrzymał świat w swoistym lockdawnie prawie na dwa lata.

Nadal nie wiemy, jaka była geneza wirusa. Komunistyczna Partia Chin blokuje skutecznie dojście do prawdy. Praca ekspertów z WHO właściwie spełzła na niczym. Najpierw władze chińskie od maja 2020 r. przez kilka miesięcy robiły uniki z WHO, które miało wysłać do Wuhanu misję badawczą, potem skutecznie opóźniały jej przyjazd, następnie zarządziły dla jej członków dwutygodniową kwarantannę. W końcu dopuściły komisje do pracy na czas dwóch tygodni na przełomie stycznia i lutego br. Ale komisja miała współpracować z wyznaczonymi naukowcami chińskimi pod nadzorem policji politycznej. Jaki raport mógł się ukazać po takich działaniach? Wprawdzie w kwietniu został ogłoszony 123-stronnicowy raport, który nic nie wnosi. Amerykański sekretarz stanu Antony Blinken tak go skomentował: „rząd w Pekinie nieźle pomógł go napisać”.

Raport stwierdził, że wyciek wirusa z chińskiego laboratorium jest „skrajnie nieprawdopodobny” Tym samym, to czego najbardziej bali się Chińczycy, zostało zażegnane. Komisja od razu odrzuciła, nie opierając się na niczym, hipotezę, że wirus mógł zostać w laboratorium opracowany. Wprawdzie upadła forsowana przez władze wersja, jakoby wirus przeniósł się na ludzi przez zakażone mrożone mięso, to nadal nie wiemy, jakie zwierzę było „pośrednikiem” między nietoperzami a ludźmi.

Szef misji dr Peter Embarek, na marginesie warto dodać, że był wieloletnim doradcą rządu chińskiego, stwierdził, że prace komisji to tylko „dotknięcie powierzchni” problemu. Pomimo starań misja nie otrzymała dostępu do „surowych danych’. Oznacza to, że naukowcy nie przeprowadzali własnych badań, ale opierali się na gotowych chińskich badaniach.

Rządy 14 krajów członkowskich WHO zażądały dalszych badań, bo „wszystkie dotychczasowe hipotezy są nadal aktualne”. Władze chińskie skutecznie i brutalnie od początku blokowały dostęp do jakichkolwiek informacji. To tylko bohaterska postawa sławnego już doktora Li Wenliang, który na komunikatorze WeChat podał wiadomość o zakaźności wykrytego wirusa, sprawiła, iż można było podjąć spóźnioną walkę z zarazą. Doktor został aresztowany i zmuszony do podpisania deklaracji o podaniu „ fałszywych komentarzy zakłócających porządek publiczny”. Po wypuszczeniu z więzienia, lekarz zaraził się wirusem i zmarł na COVID. Miał 34 lata. Nie wiadomo, co się stało z kilkoma osobami aresztowanymi razem z nim. Mówi się, że dostali wyroki, a nawet skazali ich na śmierć. Koleżanka doktora Li – dr Ai Fen ordynator oddziału ratunkowego szpitala w Wuhanie udzieliła wywiadu na temat okoliczności wybuchu zarazy. Zaraz po tym straciła wzrok i wpadła w depresję. Władze chińskie nakazały prof. Zhang Yongzhen z szanghajskiego uniwersytetu zniszczenie wypreparowanego po raz pierwszy genomu wirusa. Ten na szczęście sprzeciwił się temu rozkazowi i udostępnił badanie swemu australijskiemu koledze. Dzięki temu świat mógł w lutym 2020 r. w ciągu kilku dni skonstruować testy, a także pierwszy model szczepionki, powstały w firmie Moderna.

O genezie chińskiego wirusa nadal możemy jedynie spekulować, bo Pekin cały czas strzeże „surowych danych” medycznych jako swej tajemnicy państwowej. Wydaje się to niedorzeczne, bo władze WHO mogłyby tylko potwierdzić wiarygodność „zwierzęcej” wersji, a wiadomo, że są bardzo przychylne Chinom.

Nadal mało kto ma odwagę postawić hipotezę o wyprodukowaniu wirusa w laboratorium. Robert Redfeld, profesor Uniwersytetu Medycznego Maryland twierdzi: „jest mało prawdopodobne, aby jeden z najbardziej zakaźnych wirusów dla człowieka przeszedł po prostu z nietoperzy; bardziej prawdopodobne, że wirus ten został opracowany w chińskim laboratorium”. Profesor za prezydentury Donalda Trumpa kierował amerykańską Agencją Zdrowia Publicznego oraz Agencją Substancji Toksycznych. Po dojściu do władzy demokratów, niewygodnego Redfelda usunięto ze stanowisk w ramach… antyrasistowskiej fali. Tym samym podejrzenia wobec reżimu chińskiego zostały zakwalifikowane przez lewicowych polityków jako przejaw rasizmu.

Zastanawia, jeżeli wirus był wyprodukowany w laboratorium, to w jakim celu go stworzono, Redfeld uważa, że odmiana wirusa zdolnego do tak szybkich mutacji została w tamtejszym laboratorium „opracowana”. Za tym stoi jeszcze pytanie, czy laboratorium w Wuhanie nie narusza globalnej konwencji zakazującej badań nad bronią bakteriobójczą. Chiny przystąpiły do tej konwencji w 1984 r. Potwierdzenie tej hipotezy oznaczałoby ogromną sumę roszczeń odszkodowawczych oraz międzynarodowych postępowań kontrolnych. A do tego Chiny nie dopuszczą.

 

Artykuł ukazał się w miesięczniku Moja Rodzina.

Źródło: własne

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną