Dziesiątki rannych po szturmie protestujących na erytrejski festiwal w Sztokholmie
Przeciwnicy rządu Erytrei zniszczyli namioty i podpalili samochody, a około 100 osób zostało aresztowanych.
Ponad 50 osób zostało rannych, a dziesiątki zatrzymano w Sztokholmie po tym, jak przeciwnicy rządu Erytrei szturmowali imprezę w stolicy Szwecji zorganizowaną przez zwolenników reżimu.
Około 1000 antyrządowych demonstrantów, którzy otrzymali pozwolenie na przeprowadzenie protestu w pobliżu, przedarło się przez barierę policyjną, burząc namioty festiwalowe i podpalając stoiska i pojazdy.
"Kolejne zgromadzenie publiczne odbyło się w pobliżu miejsca festiwalu, podczas którego wybuchły gwałtowne zamieszki" - podała policja, dodając w oświadczeniu, że zatrzymała "około stu osób".
Policja oświadczyła, że pozostała na miejscu zdarzenia, na przedmieściach na północny zachód od Sztokholmu, i "kontynuuje wysiłki mające na celu przerwanie aktów przestępczych i przywrócenie porządku".
Według rzecznika policji zatrzymano od 100 do 200 osób. Policja poinformowała, że wszczęła również dochodzenie w sprawie gwałtownych zamieszek i podpaleń, a także utrudniania pracy policji i służbom ratowniczym.
Policja poinformowała, że co najmniej 52 osoby wymagały pomocy medycznej, zarówno na miejscu zdarzenia, jak i w lokalnych klinikach i szpitalach. Do godziny 19:00 15 osób zostało przewiezionych do szpitala, poinformował w osobnym oświadczeniu regionalny urząd ds. opieki zdrowotnej w Sztokholmie. Osiem osób odniosło "poważne obrażenia", a pozostałe siedem odniosło "drobne obrażenia", według władz, które stwierdziły, że na miejscu zdarzenia znajdowało się wiele jednostek.
Szwecja jest domem dla dziesiątek tysięcy osób o erytrejskich korzeniach. Festiwal poświęcony dziedzictwu kulturowemu Erytrei jest corocznym wydarzeniem, które odbywa się od lat 90-tych, ale według szwedzkich mediów jest krytykowany za rzekome służenie jako narzędzie promocyjne i źródło pieniędzy dla rządu afrykańskiego kraju.
"To nie jest festiwal, oni uczą swoje dzieci mowy nienawiści" - powiedział protestujący Michael Kobrab szwedzkiemu nadawcy TV4.
Grupy praw człowieka opisują Erytreę jako jeden z najbardziej represyjnych krajów na świecie. Od czasu uzyskania niepodległości od Etiopii trzy dekady temu, mały naród Rogu Afryki jest kierowany przez prezydenta Isaiasa Afwerkiego, który nigdy nie przeprowadził wyborów. Miliony ludzi uciekły przed takimi warunkami, jak przymusowy pobór do wojska.
Źródło: Guardian