Nowa jakość w polskiej polityce. Z tej mąki chleba nie będzie (FELIETON)
Co cztery lata politycy i organizowane przez nich komitety wyborcze raczą nas wizją nowej jakości w polskiej polityce, która stanie się i naszym udziałem, jeśli tylko oddamy akurat na nich swój głos. Co ciekawe tak się jakoś składa w polskiej polityce, że są to zazwyczaj ludzie, którzy deklarowali nam tę nową jakość, cztery, osiem a nawet dwadzieścia lat wcześniej. Niestety na obiecankach i czczej gadaninie się kończy.
W kampanii wyborczej słyszymy o ukrócenie nepotyzmu, korupcji, gospodarności, ograniczeniu biurokracji, niskich podatkach, wysokich zarobkach, empatycznej służbie zdrowia. Dobrze dość, sam się rozmarzyłem, jak to mogłoby być pięknie w tej naszej polskiej Arkadii.
W każdej kolejnej kampanii wyborczej pojawia się też ugrupowanie, z którym ci najbardziej rozczarowani Polacy wiążą swoje największe nadzieje. W tej kampanii takim ugrupowaniem jest bez wątpienia Konfederacja, z którą swoje nadzieje wiąże zwłaszcza najmłodsze pokolenie Polaków, mające dość „wojny starych” oto, kto ma rację PiS czy PO. Konfederacja deklaruje budowę nowoczesnego państwa przy jednoczesnym zachowaniu pryncypiów ideowych, narodowych czy konserwatywnych. Polskę zdroworozsądkową, szanującą wartości chrześcijańskie i katolicki rodowód Polski. Deklaracje to jedno a rzeczywistość, to zupełnie coś innego. Już bowiem na etapie kampanii wyborczej Konfederacja daje nam przedsmak tego, że w to o czym mówi sama w gruncie rzeczy nie wierzy.
Już na etapie budowania list wyborczych ugrupowanie, to pokazuje, że wbrew deklaracjom nie zamierza tworzyć nowej jakości politycznej, tylko szło będzie utartym szlakiem partii, które tak ochoczo krytykuje. Liderami list zostają członkowie rodzin liderów partii. Oczywiście nie w tym rzecz, żeby ograniczać możliwość kandydowania członkom rodzin liderów partii tylko dlatego, że są krewnymi liderów. Gdyby byli zaangażowani w działalność ugrupowania i wykazywali się ponad przeciętnym zaangażowaniem powinni mieć możliwość kandydowania z czołowych miejsc. Tu jednak nic takiego nie miało miejsca. Owszem czasem sztaby wyborcze z braku wiarygodnych kandydatów w danym okręgu do obsadzenia pełnej listy w danym okręgu decydują się na umieszczanie na nich członków swoich rodzin czy znajomych, bo każdy głos jest na wagę złota i lepiej mieć kogoś na liście nawet jeśli zagłosuje na niego kilka osób niż nie mieć, ale mówimy tu o dalszych miejscach na liście a nie tzw. miejscach biorących.
Równie mocno bulwersuje na listach Konfederacji umieszczenie na czołowych miejscach ludzi, którzy swoimi poglądami przeczą oficjalnym poglądom partii. Na Śląsku z list Konfederacji kandydować ma zwolennik aborcji i autonomii Śląska. W jednym z okręgów kandyduje przedstawiciel Ruchu Narodowego, który ubliżał Polakom usprawiedliwiając masowe zatrudnienie Ukraińców w Polsce. Miejsce na listach płynna politycznie jak lawa Anna Siarkowska, która w perspektywie kilku lat przeszła przez kilka ugrupowań. Mamy też skompromitowanego byłego posła Przemysława Wiplera czy marnotrawnego syna Dobromira Sośnierza, który od chwili wyjścia z klubu parlamentarnego Konfederacji zdążył się już skompromitować. W okręgu sieradzkim mamy byłego wiceprezydenta Łodzi, który był prawą ręką prezydent Zdanowskiej z PO. Wszystkie te „przejęcia” czołowych miejsc na listach odbywają się kosztem działaczy, którzy latami działali na rzecz ugrupowań, które współtworzą Konfederację. To oni powinni dostać te czołowe miejsca, ponieważ po prostu sobie na nie zapracowali, tymczasem władze partii postanowiły je obsadzić członkami swoich rodzin i znajomymi. Tak wykuwa się ta rzekoma nowa jakość w polskiej polityce. Z tej mąki chleba nie będzie. Co stwierdzam i o czym piszę z przykrością, ciągle wierząc, że ta nowa jakość jest jednak możliwa.
Arkadiusz Miksa
Źródło: Arkadiusz Miksa