Były agent z jedynką wyborczą (FELIETON)
Donald Tusk ma wielkie serce. Przytuli do siebie wszystkich i lidera Agro Unii Michała Kołodziejczaka i byłego agenta bezpieki, byłą gwiazdę telewizyjną Bogusława Wołoszańskiego. Jeden i drugi dostał wyborczą jedynką. Kołodziejczak w Koninie, a Wołoszański w swym rodzinnym mieście, Piotrkowie Trybunalskim.
Od jakiegoś czasu wydawało się, ze agent „Ben” zniknął z życia publicznego. Gdy w 2007 r. na łamach „Rzeczpospolitej” ukazał się o nim artykuł pióra Piotra Gondarczyka o jego przeszłości agenturalnej za czasów Wojciecha Jaruzelskiego, Wołoszański oburzył się jego treścią i jak zawsze w takich wypadkach, zaprzeczył wszystkiemu. Ale zakończył swoją karierę telewizyjną.
Teraz podczas kampanii wyborczej znów wypłynął na powierzchnię. Z dna agenturalnego zapomnienia wydobył go lider PO i obdarzył zaufaniem, umieszczając go na listach wyborczych.
Co na jego temat mówią archiwa IPN? Są niezbite dowody, że dziennikarz był agentem Departamentu I MSW. Już podczas studiów na UW zapisał się do PZPR i chciał jak najszybciej robić karierę. Nie bardzo mu to wychodziło, ale przed stanem wojennym naczelny „Literatury” Jerzy Putrament zamówił u niego materiał na temat ”militarystycznej polityki Ronalda Reagana”. Ale po wprowadzeniu stanu wojennego „Literatura” tak jak prawie wszystkie tytuły prasowe została zawieszona. Materiał trafił do Głównego Zarządu Politycznego ludowego WP. Na jego podstawie miał powstać film propagandowy. Z materiałem zapoznał się sam gen. Jaruzelski. Widocznie się spodobał, bo szef GZP WP gen. Tadeusz Szaciłło dał Wołoszańskiemu zlecenie na cykl materiałów na temat polityki NATO. Został za nie nagrodzony.
W 1985 r. wysłano go do Londynu jako korespondenta. Występował teraz pod pseudonimem Ben. Przydzielono mu szeroki zakres obowiązków., m. in. rozpracowanie „wrogich” środowisk polonijnych. Nie potrafił się z tego wywiązać, bo w środowisku londyńskim był nikomu nieznanym dziennikarzem z Polski. Katolicko polonijne ośrodki polonusów były wobec niego bardzo nieufne.
Jego główne zadanie to przeniknięcie do placówek, które miały wpływ na kształtowanie polityki brytyjskiej. Listę takich placówek korespondent otrzymał przed swoim wyjazdem. Miał zdobyć informacje na temat polityki Wielkiej Brytanii, dotrzeć do Londyńskiej Szkoły Nauk Ekonomicznych i Politycznych, Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych, Królewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Młody korespondent nie miał jednak żadnej możliwości, aby dotrzeć do tych środowisk. Dlatego wysyłał do kraju raporty ze spotkań z różnymi dziennikarzami, które nie były nawet pogłębione, okraszał to własnymi obserwacjami. W rezultacie wywiad nic nie mógł na tym skorzystać.
Po przyjeździe do Warszawy, agent roztaczał w Departamencie I MSW opowieści o rozpoczętych kontaktach. Dziwne, ale uwierzono mu, oceniając, że się dopiero aklimatyzuje. A jemu zależało na jak najdłuższym pobycie jego z rodziną w Londynie. To też słał znów informacje o spotkaniach z różnymi dziennikarzami, ale nadal były powierzchowne, ale Ben donosił o sąsiadach i awanturach u nich, o tym, że obserwują go zachodnie służby, a jego mieszkanie pełne jest aparatury podsłuchowej. Dlaczego tak sądził? Otóż jego dziecku nie działał samochód na baterię kierowany radiem.
Wysuwał wnioski na temat panującego klimatu w kołach brytyjskich dotyczących wyników X Zjazdu PZPR w 1986 r. . Według niego obrady były śledzone dzień po dniu. Nadawało to rangę gen. Jaruzelskiemu. Korespondencje do „The Times” przesyłał z Polski Roger Boyes, który przez donosy Wołoszańskiego znalazł się w niebezpieczeństwie. Doniósł, że jeden z dziennikarzy jest homoseksualistą, że jeden z brytyjskich biznesmenów przyjeżdżających do Warszawy jest Żydem itp.
Od swoich mocodawców za „zwrot kosztów” za kolacje w restauracjach „Ben” wyprosił ok. 500 funtów
Gdy przeszłość agenturalna wyszła na jaw, Wołoszański zwołał konferencję prasową na której wszystkiemu zaprzeczył i groził pozwem sądowym za zniesławienie. Nigdy tego nie zrobił. Zapewniał, że nikogo nie skrzywdził i na nikogo nie donosił. Tak też mówi i dzisiaj, gdy startuje jako jedynka na listach PO w Piotrkowie Trybunalskim. Ma on za zadanie pokonać na tym terenie Antoniego Macierewicza
W otoczeniu Tuska wszystko po staremu. Przyjmą do siebie każdego, kto w ich mniemaniu może dołożyć PiS-owi.
Iwona Galińska
Źródło: IG