Nowy Jork w potrzasku (FELIETON)
Z falą nielegalnych imigrantów boryka się nie tylko Europa, ale i Stany Zjednoczone stanęły przed tym problemem.
Do Nowego Jorku przybywa ok.500 emigrantów dziennie. Docierają tu z Wenezueli, Hondurasu, Kolumbii, Gwatemali, Peru i innych państw Ameryki Łacińskiej, ale teraz także z Rosji i krajów Afryki Zachodniej. Ostatnio liczba niekontrolowanych imigrantów przekraczających granicę z Meksykiem wzrosła dramatycznie. W sierpniu straż graniczna zatrzymała 177 tys. nielegalnych imigrantów, którzy próbowali się dostać do Stanów Zjednoczonych. To o 40 proc. więcej niż w lipcu. A od początku roku 2,5 mln osób starało się przedostać do USA przez granicę z Meksykiem.
Najbardziej obleganym miastem jest Nowy Jork, który w 1989 r. dostał status miasta sanktuarium, to oznacza, że lokalna jurysdykcja postanowiła, że nie będzie przekazywać danych o nielegalnych przybyszach rządowi federalnemu. Miasto rządzone jest przez demokratów i jeszcze przed objęciem prezydentury przez Donalda Trumpa, burmistrz miasta Bill de Blasio mówił o napływających emigrantach: „Akceptujemy wszystkich bez wyjątku”. Zapewnił im dostęp do szkół, usług publicznych, służby zdrowia. Dziś przed hotelem Roosevelkt w centrum Manhattanu w długich kolejkach koczują nielegalni emigranci. Hotel ma ponad 1 tys. miejsc służy jako centrum azylowe. Wielu przybyszy egzystuje pod gołym niebem. Oficjalne dane mówią o 100 tys. osób mieszkających w schroniskach, pustostanach, hostelach lub na ulicach. Do Nowego Jorku dotarli z południowych stanów rządzonych przez republikanów.
Gubernator Florydy Ron DeSantis, który startuje w prawyborach republikanów we wrześniu u. r. wyczarterowanymi dwoma samolotami przetransportował ok. 50 emigrantów do Massachusetts, na bogatą wyspę Marthas Vineyard, gdzie wakacje spędzają Bil, Clinton, Barak Obama i inni znani demokraci. Natychmiast ci obrońcy otwartych drzwi ogłosili kryzys humanitarny i po 44 godz. imigranci zostali odesłani.
Nowy Jork nie jest jedynym miastem sanktuarium dla obcych nielegalnych przybyszy. Są nimi Denver, Boston, Chicago. Obecny burmistrz Nowego Jorku Eric Adams alarmuje, że na migrantów w tym roku trzeba będzie wydać ponad 4 mld dol., a do 2025 r. nawet 12 mld. Adams alarmuje, że migracja „zniszczy Nowy Jork”. Już teraz miasto nie może poradzić sobie z problemem bezdomności. W miejskich parkach ustawia się namioty, bo miejsc w schroniskach już dawno nie ma. A budżet miasta będzie zmniejszony o cięcia wydatków m. in. na policję, choć miasto nie należy do spokojnych.
Podobnie jest w Chicago, gdzie burmistrz miasta prosił radnych, aby znaleźli w swoich dzielnicach tereny, gdzie ustawi się namioty dla migrantów. Chicago do końca roku na kryzys migracyjny wyda ponad 0,25 mld. dol. W ciągu roku do miasta przybyło 13,5 tys. nielegalnych migrantów. Część umieszczono w schroniskach, opuszczonych budynkach szkolnych, część koczuje na lotnisku O`Hare.
Mniejsze gminy również znają ten problem. W Massachussets Scott Galvin w 40 tys. mieście Woburn burmistrz miasta prosi władze stanowe, aby zniosły prawo, które zobowiązuje go do zapewnienia imigrantom schronienia, a którzy teraz zapełniają hotele tego miasta. W takiej sytuacji jest ponad 80 miast i miasteczek w Massachusetts. Nowy Jork i Chicago domagają się finansowego wsparcia od administracji Bidena.
Jeszcze w sierpniu 2022 r. gdy pierwsze autobusy z migrantami docierały do Nowego Jorku, burmistrz miasta witał ich entuzjastycznie. Każdej rodzinie wręczał karton z jedzeniem i obiecywał, że „miasto zatroszczy się o nich” Dziś już mówi inaczej. A przyszły rok jest rokiem wyborczym i kwestia nielegalnych przybyszy z południa Ameryki stanie się kluczowym problemem.
Iwona Galińska
Źródło: IG