Ks. Stryczek dla „Wprost”: Miałem umrzeć
Ks. Jacek Stryczek, były dyrektor Stowarzyszenia Wiosna, udzielił wywiadu dla Wprost, w którym twierdzi, że usiłowano go zabić, a Stowarzyszenie przejęła grupa przestępcza.
Jak twierdzi ks. Stryczek: "Ataki wymierzone we mnie działały według schematu opisanego w książce „Trolle Putina“. Chodziło o zniszczenie człowieka w wielu wymiarach. W mediach, poprzez wchodzenie w różne obszary jego życia – rodzinę, bliskich, duszpasterstwo. Celem takiego projektu jest wycieńczenie, złamanie. To się działo przez ostatnich pięć lat".
Na pytanie o dowody były szef Szlachetnej Paczki odpowiada, że prokuratura ma setki stron dokumentów, a niektóre z nich ujawnia ksiądz na swoim profilu na Facebooku: "Pokazuję to na moim Facebooku. To wciąż ok 1 proc. danych. Więcej dostała prokuratura. Nie zliczę ataków, nękania. Ci ludzie się nie ukrywali z tym, co mi zrobili. Dostawali obietnice, że i tak to będzie ukryte, że mają robić źle, ale są bezpieczni. Fizycznie czułem się coraz gorzej. Miałem koszmary. Budzę się, nie mam siły. Siedzę, nie mogę wstać. Mogę się położyć, ale to nic nie zmienia. I tak mija kolejny dzień, a było ich bardzo wiele. Przez pierwsze dwa lata prawie nie funkcjonowałem. Idiotyczna sytuacja, bo wiesz, że toczy się życie, chciałbyś nawet coś zrobić, ale ono mija, przecieka przez palce i nic się nie dzieje".
Przypomnijmy sprawa sięga 2018 r., kiedy Janusz Schwertner opublikował w Onecie reportaż: "Tutaj nie jestem księdzem. Jak się pracuje w Szlachetnej Paczce". Przytoczył w nim 21 świadectw byłych i obecnych pracowników na temat ks. Stryczka, część była anonimowa, ale część była podpisana. Wybuchł skandal i sprawa trafiła do abpa Marka Jędraszewskiego. Najpierw zażądał on wyjaśnień od ks. Jacka Stryczka, a następnie stwierdził, że sprawę musi wyjaśnić prokuratura. Sam ks. Stryczek stanowczo odrzucał wszystkie oskarżenia: „Zadaję sobie pytanie, czy jeśli jestem społecznikiem i księdzem, to mogę w tym kraju normalnie żyć? Czy mogę pracować i po prostu żyć, czy jestem skazany na takie kryzysy i hejt?".
Linia jego obrony od samego początku była jednak krytykowana. Po pierwsze dlatego, że najpierw wystąpił w filmiku, na którym miał koszulkę z nadrukiem filmu „Kler”. W ten sposób sugerował, że jest to nagonka na Kościół. Po drugie, bronił się, atakując innych, dziennikarzy, pracowników, całą Polskę. Dziennikarzom zarzucał nierzetelność, pracownikom niewiarygodność, społeczeństwu niechęć do księży.
Ks. Jacek Stryczek najpierw „honorowo” oddał się do dyspozycji zarządu Stowarzyszenia, a potem bojkotował jego decyzje i podważał ich moc prawną. Władzę w Stowarzyszeniu przejęła Joanna Sadzik, która w 2019 r. sama została odwołana. Nowym prezesem został ks. Grzegorz Babiarz, bliski człowiek ks. Jacka Stryczka. Pojawiły się doniesienia, że ks. Stryczek uknuł spisek, aby nie dopuścić do oddania władzy. Ks. Babiarz miał nie mieć należnego doświadczenia i sugerowano, że miał być marionetką byłego dyrektora. W związku z tym część pracowników buntowała się przeciwko niemu. Doszło w końcu do tego, że sąd musiał ustanowić kuratora, który miał uporządkować sytuację w organizacji i ustalić kto właściwie ma władzę.
Onet donosił, że kurator sądowy Karol Tatara tuż po walnym zgromadzeniu poinformował, że unieważnił dwie umowy zawarte jeszcze za czasów księdza Grzegorza Babiarza. Po objęciu władzy przez tego księdza Stowarzyszenie Wiosna zawarło bowiem umowę na świadczenie usług prawnych z kancelarią mec. Marcina Mioduszewskiego, bliskiego współpracownika ks. Jacka Stryczka. Zapisy dokumentu były rażąco niekorzystne dla Wiosny. Organizacja, mimo że za usługi prawne w ogóle nie musiała płacić, miała przelewać kancelarii przyjaciela ks. Stryczka 8 tys. zł miesięcznie. W dodatku, niezależnie od tego, czy jakiekolwiek usługi były wykonywane.
Ostatecznie Joanna Sadzik znowu została prezesem zarządu.
Źródło: Wprost