Rodzinne biznesy pod płaszczykiem ekologii. Nie o Puszczę Karpacką tu chodzi…

1
0
2
zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjne / Internet

Walczą o polskie lasy i zagrożone gatunki zwierząt. Organizują wiece, protesty, konferencje i zbiórki pieniężne z myślą o przyrodzie. Są głośni, kontrowersyjni i pełni pomysłów. Ale czy za tymi działaniami proekologicznych fundacji naprawdę stoi troska o środowisko naturalne? A co jeśli jest to tylko przykrywka dla własnych interesów? Wystarczy zagrać na emocjach i wrażliwości społeczeństwa, podrzucić kilka łzawych historyjek, pożonglować faktami, by potem móc czerpać z tego profity materialne. Za przykład może posłużyć jedna z większych polskich fundacji proekologicznych – Fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze, w której zarządzie od 2019 r. znajduje się Antoni Kostka.

Dr Antoni Kostka znany jest jako twarz Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze. Nic w tym dziwnego – wniósł do niej swoją żyłkę biznesmena, gdyż zawsze specjalizował się w robieniu interesów. Może się wydawać, że przejście do takiego miejsca jak fundacja zmieni jego spojrzenie na życie, ale nic bardziej mylnego.

Ekolog biznesmen

Antoniego Kostkę albo się kocha, albo nienawidzi. Z jednej strony krzyczy on hasła związane z ochroną przyrody, a z drugiej strony – wozi się drogim autem i traktuje Fundację jak biznes. Co ciekawe, wcale się z tym nie kryje. Wręcz przeciwnie.

W jednym z wywiadów, który kiedyś opublikowano w serwisie biznesistyl.pl, zwrócono Kostce uwagę na to, że „na spotkania przyjeżdża w samochodzie za ćwierć miliona zł., ubrany w drogi garnitur”. Kostka nawet nie próbował temu zaprzeczać, wręcz przeciwnie – uznał to za swój atut.

– I przy powitaniu często następuje konsternacja. Dlatego wiele rozwiązań z biznesu staram się zaimplementować także w fundacji i przynosi to coraz lepsze rezultaty. Cieszymy się też coraz większą popularnością w mediach lokalnych i ogólnopolskich, co pomaga skuteczniej upominać się o Puszczę Karpacką. W Polsce jeszcze niewielu jest ludzi z doświadczeniem biznesowym, zaangażowanych w ekologię i ochronę przyrody, ale na świecie to już powszechne zjawisko –przyznał Kostka zaraz po tym, jak stwierdził, że w mentalności Polaków ekolog musi być „weganinem w krótkich spodenkach, trampkach i kółkiem w uchu”. Kostka sam więc przyznał, że traktuje fundację jako narzędzie do zarabiania. Jej celem nie jest tylko walka o przyrodę, ale też budowanie kapitału.

Nie są tajemnicą kontrowersyjne praktyki różnych organizacji ekologicznych, które wspiera obcy kapitał – wspominało o tym procederze m.in. TVP. Takie finansowanie wzbudza słuszne kontrowersje, gdyż domaga się „wdzięczności”. Tym samym fundacje przestają patrzeć tylko na ochronę przyrody, gdyż muszą skupić się na interesach swoich fundatorów. Czy tak jest w przypadku Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze? Trudno powiedzieć, gdyż transparentność fundacji i stowarzyszeń oraz wgląd w ich finanse nie są możliwe. A szkoda, bo społeczeństwo powinno wiedzieć, co dzieje się z pieniędzmi, które przecież wpłacają w znacznym stopniu „zwykli” obywatele. A, jak zaraz się okaże, opisywana tu fundacja stosuje przedziwne sposoby na zbieranie pieniędzy.

Rodzinny biznes

Od 24 stycznia 2019 r. Antoni Kostka jest członkiem organu nadzoru w Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze. Jak się jednak okazuje, fundacja jest furtką nie tyle do działalności społecznej i troski o przyrodę, co do wielkich i do tego rodzinnych interesów.

Istnieją dwie organizacje, które są powiązane z FDP. Chodzi o Green Steam Unternational oraz Akces Net. Pierwsza z nich funkcjonuje na polskim rynku od marca 2011 r., druga zaś od września 2009 r. Jednak najbardziej istotny jest fakt, że w każdej z nich jedną z kluczowych ról zajmuje Antoni Kostka. Co więcej, razem z nim figurują na wysokich pozycjach członkowie jego rodziny.

Spółka Green Steam International zajmuje się dystrybucją ekologicznych maszyn czyszczących, o szerokim zastosowaniu. Antoni Kostka jest jej prezesem. Ale to nie wszystko. Spośród siedmiu pozostałych członków zarządu aż trzy osoby należą do jego rodziny. Jest to Karol Mateusz Kostka, który dołączył do spółki w lutym 2013 r., oraz Magdalena Kostka i Marta Anna Kostka, które z kolei trafiły do zarządu tego samego dnia – 26 czerwca 2017 r.

Akces Net jest co prawda spółką znajdującą się w likwidacji, co jednak nie zmienia faktu, że była ona związana z Fundacją Dziedzictwo Przyrodnicze. Antoni Szczepan Kostka od września 2009 r. jest wspólnikiem spółki. Nie ma tam co prawda nikogo więcej z jego rodziny, ale i zarząd firmy jest mniejszy.

Co mają wspólnego te dwie spółki z FDP? Chyba tylko słowo „green”, które występuje w nazwie jednej z nich i kojarzy się z ekologią. Są one jednak powiązane z fundacją. Niestety brak transparentności w finansach sprawia, że można jedynie spekulować nad finansowymi powiązaniami tych miejsc. A trzeba zaznaczyć, że Fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze i Antoni Kostka znają się na interesach.

Pieniądze ze zbiórek

Jednym ze sposobów Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze na pozyskanie funduszy są różnego rodzaju zbiórki...

„Fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze organizuje zbiórki na tworzenie stref ochronnych w Puszczy Karpackiej. Jedna strefa kosztuje według wyceny Fundacji 1000 zł, według RDOŚ Rzeszów 0 zł. Na co ten tysiąc pożytkuje FDP? Na ekspertów terenowych, znajdujących gniazda ptaków pod ochroną i na koszty własne. Kto może zgłosić znalezione gniazdo i wystąpić o strefę ochronną? Według RDOŚ Rzeszów – każdy. Czy trzeba być ekspertem? Absolutnie nie. Może to zrobić każdy. Na co idzie ten 1000 zł w FDP, skoro nie na ekspertów? Na koszty własne Fundacji. Reszta jest przecież za darmo” – możemy przeczytać na portalu Ekogroup.

Co ciekawe, jeśli nie było powodu do tego, by utworzyć zbiórkę, można było zrobić to samemu. Przykładem mogą być pieniądze zbierane na utworzenie strefy ochronnej orlika krzykliwego. Zanim zbiórka powstała, „znaleziono” gniazdo tego ptaka na jednym z drzew przeznaczonych do wycinki. Sprawa trafiła do sądu, a gniazdo zostało zbadane przez profesjonalnego ornitologa. Ten potwierdził, że gniazdo nie tylko nigdy nie było zamieszkiwane przez ptaka, ale też było dziełem człowieka. I tak interes ze zbiórką upadł, ale co udało się uzbierać, mogło być dużym zastrzykiem finansowym, którego dalsze losy trudno zweryfikować.

Żyłka do interesów?

Choć Antoni Kostka to mistrz biznesów, nie wszystko wychodzi mu niczym przysłowiowa bułka z masłem. Wielką wpadką jego i zarazem Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze były soki z jabłek. Wyróżniały się spośród innych dostępnych na rynku przede wszystkim w stu procentach naturalnym składem. Co więcej, nie były one wykonane z jabłek kupowanych na bazarkach czy od lokalnych sadowników. Były to owoce pozyskiwane z dzikich jabłoni, rosnących w samym centrum Bieszczad. Należały do gatunków dziś już nieobecnych w polskich gospodarstwach. Jabłonie nigdy nie były pryskane. To wszystko sprawiało, że soki były warte swojej wysokiej ceny. Jak się jednak okazało – niesłusznie.

Próbka soku oddana do niezależnej ekspertyzy wykazała, że pestycydy nie tylko były obecne w tym napoju, ale też ich poziom przekraczał dopuszczalne normy wiele razy. To oznaczało nie tylko przegraną w sądzie sprawę z leśnikami, ale i wielki koniec soku. Na szczęście Antoni Kostka jako przedsiębiorca z pewnością wymyśli jeszcze niejedno przedsięwzięcie, zwłaszcza że kilku członków rodziny ma w tym swój interes.

 

Źródło: ekogroup.info, fronda.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną