Wpływ Brukseli na polską edukację (FELIETON)
Zmiany, które mają wejść z nowym rokiem szkolnym do polskiej edukacji są oburzające, ale i niezrozumiałe. Do tej pory żaden rząd czy to prawicowy czy liberalny nie pokusili się o takie innowacje programowe. Zapowiedź Barbary Nowackiej minister edukacji o redukcji prac domowych, bo pozwoli to zlikwidować różnice społeczne i odciąży dzieci od niepotrzebnych obciążeń oraz odchudzenie programów o 20 proc. , bo dzieci są niepotrzebnie obciążone nadmiarem materiałów, nie tłumaczy niczego. Od początku argumentacja nowej minister jest tak naiwna i nieprzekonująca, że rodzi pytanie o właściwy powód tej dewastacji.
I wyszło szydło z worka. Z unijnych dokumentów wynika, że od dawna Bruksela zamierza podporządkować sobie krajowe systemy nauczania i robi to konsekwentnie od kilku lat. 14 listopada 2017 r. Komisja Europejska zapowiedziała utworzenie do 2025 r. Europejskiego Obszaru Edukacji. Oczywiście były tam bardzo pożyteczne działania: wzmacnianie programu wymiany studenckiej Erasmus, podniesienie poziomu nauki języków obcych, wzajemnie uznawanie dyplomów na terenie Unii. Z biegiem czasu pojawiły się naciski, aby do programu włączyć tzw. edukację włączającą. Powstała nawet specjalna instytucja, która przygotowuje inkluzywność w europejskich szkołach, zajmuje się tym Europejska Agencja ds. Specjalnych Potrzeb i Edukacji Włączającej. Jej celem jest stworzenie ujednolitego modelu nauczania w całej UE. Dlatego polskie dzieci nie mogą uczyć się i czytać literatury, która ma wydźwięk narodowy. Będzie to po prostu niezrozumiałe dla innych krajów, a dotyczy zwłaszcza dzieci imigrantów, którzy już teraz stanowią duży procent ludności europejskiej, a już wkrótce zdaniem pani komisarz ds. imigracji Ylvie Johansson będą stanowić 4,5 mln. przybyszów z Afryki i Azji. Dzieci imigranckie do tej pory nie potrafią sprostać wymogom europejskiego szkolnictwa, dlatego trzeba to szkolnictwo dostosować do ich potrzeb.
W jednym z komunikatów Komisji Europejskiej czytamy, że trzeba zająć się tworzeniem „sprzyjających warunków nauki dla grup zagrożonych osiąganiem słabych wyników w nauce”. Brzmi to bardzo dobrze, ale poniżej w przypisie dopisano, że chodzi o przybyszów spoza Europy. „Komisja będzie w dalszym ciągu opracowywać konkretne inicjatywy na rzecz grup defaworyzowanych, w tym Romów, migrantów i uchodźców”.
Prof. Francisco Jose Contreras filozof prawa związany z partią Vox mówił o efektach takich zmian, które już dostrzega się w jego ojczyźnie. I nie chodzi tu jedynie o zmiany w aspekcie imigracyjnym, ale także w lewicowym. Zwłaszcza w Katalonii jakość edukacji spadła m. in, przez „przyjęcie postępowych metod pedagogicznych, takich jak konstruktywizm, uczenie się przez zabawę, odrzucenie nauki na pamięć i egzaminowi, promowanie do następnej klasy uczniów, którzy nie zdobyli wystarczającej wiedzy i umiejętności”. Z programów usunięto tożsamość narodową, a pojawiły się nowe przedmioty. „programy nauczania zostały zniekształcone przez dodanie nasyconych treściami ideologicznymi nowych przedmiotów pod przykrywką <edukacji dla szacunku>, wpajając dzieciom idee feministyczne, LGBT czy katastrofy klimatycznej”.
Według programu „Edukacji globalnej” z 2018r. opracowanego z unijnych środków przez Centrum Edukacji Obywatelskiej uczniowie będą faszerowani wiedzą na temat zmian klimatycznych, równości kilkudziesięciu płci, „odmiennymi strategiami migracyjnymi” Młody Europejczyk będzie wynarodowiony ze swej tożsamości kulturowej, za to otrzyma wiedzę o niejedzeniu mięsa, które przyczyni się do zmniejszenia emisji CO2,szybkiego internetu, identyfikacji seksualnej i szukaniu pracy dla imigrantów.
Europejską edukację wspierają przeróżne organizacje, finansowane z budżetu unijnego. W styczniu do Warszawy przyjechała europejska komisarz ds. innowacji, badań naukowych, kultury, edukacji i młodzieży Iliana Iwanowa, która powiedziała, jakie pieniądze przeznaczone są na cele wspomagania edukacji europejskiej, włączającej. „Tylko w samym 2022 r. wsparliśmy niemal 26 tys. projektów o budżecie w wysokości 4 mld euro. Wzmocniliśmy 73 tys. organizacji, oferując realne możliwości nauki za granicą, z której skorzystało 1,2 mln uczniów, studentów i nauczycieli”. W Polsce ponad 4 tys. organizacji dostaje 200 mln euro na promowanie brukselskich rozwiązań w szkolnictwie. Czy przy takim wsparciu środowiska prawicowe, które są za tradycyjnym nauczaniem mają jakiekolwiek szanse?
Edukacja w Unii ma być dostosowana do postulatów Zielonego Ładu, agendy LGBT i paktów imigracyjnych. U nas pewną przeszkodą dla takich działań są kuratoria i dlatego dąży się do ich zniesienia, a ich funkcje przejmą samorządy. Czyli jak we wszystkim teraz – brak jakiejkolwiek koordynacji i ogólny chaos.
A obecne zmiany w szkolnictwie tak komentuje prezydencki minister prof. Andrzej Waśko: „na to, co robi minister Nowacka, patrzymy jako na cały plan, który jest teraz realizowany. Obecne decyzje MEN to tylko pojedyncze kamyczki, oderwane od mozaiki całości. W ten sposób obecna władza przeciera szlak do wielkiej reformy, do utworzenia Europejskiego Obszaru Edukacji. Bez żołnierzy wyklętych, dorobku Kościoła, bez Jana Pawła II czy prymasa Wyszyńskiego. Nawet bez „Powrotu taty” Adama Mickiewicza, gdzie dzieci modlą się do Boga”.
Iwona Galińska
Źródło: IG