Królowie kłamstwa (FELIETON)
To jakże trafne określenie przylgnęło już do rządów koalicji 13 grudnia. Tak jak zawsze, po stu dniach rządzenia, tak i teraz ocenia się obecny rząd z obietnic wyborczych, a tych było w kampanii wyborczej aż 100. Donald Tusk przekonywał, że wystarczy im sił i determinacji, aby wszystkie wprowadzić w życie. Co z tego zostało?
Przypatrzmy się, dzięki czemu doszli do władzy. Otóż, tak jak mówi Jarosław Kaczyński, posłużyli się manipulacją operacyjną. Ta metoda rządzenia nie mieści się w kanonie demokracji, której głównym atrybutem jest dotrzymywanie słowa, a z tym koalicja 13 grudnia ma ogromny problem.
Niestety części społeczeństwa udało się wmówić podczas kampanii wyborczej, że w kraju panuje dyktatura. Choć to najbardziej absurdalna teza, otumanieni nienawiścią do PiS uwierzyli, że tak jest w rzeczywistości. Nie trzeba długo myśleć, aby wiedzieć, że rządy dyktatorskie nie pozwoliły by na swobodne istnienie totalnej opozycji, normalnemu funkcjonowaniu większości nieprzychylnych rządowi mediów, na opanowaniu sądów, rządzeniu w samorządach, swobodnym wypowiadaniu się tzw. kulturalnych elit. Prawdziwa dyktatura takie rzeczy eliminuje.
No i drugie kłamstwo, które doprowadziło ich do władzy, to nieprawdziwe obietnice wyborcze. To zresztą stara metoda Tuska jeszcze sprzed ośmiu lat. Gdy objęli rządy razem z PSL-em też nakłamali tak, obiecując zrobić w Polsce zieloną wyspę, zbudować tyle mostów, że zabrakłoby rzek, wprowadzić idealną służbę zdrowia, z idealnie działającymi szpitalami. A co zostało z tych obietnic po ośmiu latach rządzenia? W Polsce nie było szansy na normalne życie. Straszył brak pracy, brak dojazdów do niej, rozpanoszenie się umów śmieciowych, upadek szpitali, hulające mafie VAT-owskie, sądy odbierające rodzicom z powodu biedy opiekę nad dziećmi. Wszędzie było słychać naczelne ich hasło: „pieniędzy nie ma i nie będzie”. Polska stała się biednym, zapyziałym państwem, z którego za chlebem emigrowały rzesze ludzi.
W takiej rzeczywistości Zjednoczona Prawica objęła w 2015 roku rządy. I nie marnowała czasu. Przyszła z gotowym pakietem ustaw, w których obiecano spełnienie postulatów wyborczych. I tak: przywrócono stary wiek emerytalny, skasowano obowiązek pójścia do szkoły dla sześciolatków, wprowadzono 500+, początkowo na drugie dziecko, bo nie wiedziano, czy na rozszerzenie uprawnienia starczy finansów, dla 75-latków darmowe leki, obniżony CIT dla przedsiębiorców, podniesienie godzinowej stawki wynagrodzeń za pracę, zwolnienie od podatku do 26 lat. I to wszystko udało się zrobić przez 100 pierwszych dni rządzenia. A skąd na to znalazły się pieniądze? Wystarczyło nie kraść i pogonić VAT-owskich złodziei.
A co obecnie przyniosło nam 100 dni rządów Tuska, który wbrew wszelkim faktom zapewnia, że jego rząd zrobił tyle, ile dotąd nie udało się innemu rządowi. Ale wracając do konkretów a nie do wodolejstwa. Co się dzieje z kwotą wolną od podatku do 60 tys. zł. rocznie, z tzw. babciowym? Nie ma nawet zapowiedzi o O proc. VAT-owym transporcie publicznym, co z dopłatami do czynszu 600 zł, z akademikiem za złotówkę, z bezlimitowaną opieką specjalistyczną, dobrowolnym ZUS dla przedsiębiorców (została z tego zapowiedź zwolnienia ze składek ZUS na jeden miesiąc), gdzie paliwo po 5,19, a na stacjach benzynowych dochodzi cena do 7 zł. Ogólnie wyliczono, że z tych 100 obietnic zostało zaledwie 10. Ale będziemy mieli powrót do drożyzny: zniesienie O proc. VAT na żywność, uwolnienie cen energii . A to dopiero początek. Rozmach drożyźniany blokują im na razie terminy przedwyborcze.
Trzeba uczciwie przyznać, że Tusk jest niezwykle skuteczny w jednym – w konstytucyjnym demolowaniu państwa. Nie patrząc się na prawo, ustawy, czyści wszystkie instytucje państwowe, wprowadzając tym totalny chaos. W ten sposób zdemolował publiczne media, Prokuraturę Krajową, wziął się za Trybunał Konstytucyjny, a teraz wyciąga rękę po władzę nad NBP. Chce postawić prezesa prof. Adama Glapińskiego pod Trybunał Stanu. Tym samym chce wprowadzić w tym zakresie ewenement na skale światową, bo w żadnym demokratycznym państwie na zaburza się tak funkcjonowania narodowych banków. A w tym wypadku chodzi o osobistą zemstę Tuska nad Glapińskim i co najważniejsze – wprowadzenia w Polsce euro, do którego nie chciał dopuścić obecny prezes.
Co jeszcze zafundował obywatelom Donald Tusk przez pierwsze 100 dni swoich rządów? Rozlicza na potęgę PiS, powołując do życia kolejne komisje śledcze, których działalność obnaża jedynie miałkość dowodów i przyczynia się do wzrostu popularności PiS. Tak działa „żelazna miotła” Tuska. A wszystko rozgrywa się na kanwie arogancji władzy w stosunku do protestów rolniczych. Rząd w tym zakresie nic nie robi, spełniając wymogi UE. A rolnicy mają proste dwa postulaty do spełnienia: pełne embargo na żywność ukraińską i Zielony Ład do kosza. A Tusk wypuszcza na strajkujących rolników policję, tak jak było to przed Sejmem, mówiąc, że to są rolnicy pisowscy, albo jeszcze lepiej, że posłowie PiS-u poprzebierali się za rolników. Żarty sobie stroi z tak poważnej sprawy, licząc na zmęczenie strajkujących i konieczność rozpoczęcia prac polowych.
Ogólnie – 100 dni Tuska wypada bardzo mizernie: to drożyzna i kłamstwa.
Iwona Galińska
Źródło: IG