Estonia: Nie mamy planu B, jeśli Ukraina upadnie

0
0
5
Tallin
Tallin / Pixabay

Estonia uważa się za państwo frontowe, członka NATO, którego straż graniczna spogląda przez rzekę Narwę na rosyjską twierdzę Iwangorod. „Nie mamy planu B na rosyjskie zwycięstwo” - mówi premier tego kraju.

To maleńkie państwo bałtyckie, niegdyś część Związku Radzieckiego, jest przekonane, że po ustaniu walk na Ukrainie prezydent Władimir Putin zwróci swoją uwagę na kraje bałtyckie, chcąc przywrócić kraje takie jak Estonia pod kontrolę Moskwy.

Aby zapobiec tej ewentualności, rząd Estonii przeznaczył pieniądze i broń na działania wojenne na Ukrainie, przekazując Kijowowi ponad 1% swojego PKB.

„Gdyby każdy kraj NATO tak postąpił” - mówi stanowcza premier Estonii Kaja Kallas - „Ukraina by wygrała”.

Ale Ukraina nie wygrywa.

Z powodu braku artylerii, amunicji, obrony powietrznej, a przede wszystkim wojska, Ukraina z trudem powstrzymuje rosyjską siłę ognia, bomby szybujące i zmasowane ataki piechoty, które często graniczą z samobójstwem.

„Nie mamy planu B na rosyjskie zwycięstwo” - mówi premier - „ponieważ wtedy przestalibyśmy skupiać się na planie A” - pomagając Ukrainie odeprzeć rosyjską inwazję.

„Nie powinniśmy poddawać się pesymizmowi. Zwycięstwo na Ukrainie to nie tylko kwestia terytorium. Jeśli Ukraina dołączy do NATO, nawet bez jakiegoś terytorium, to będzie to zwycięstwo, ponieważ znajdzie się pod parasolem NATO”.

Kaja Kallas jest kontrowersyjna. Nie jest pierwszą przywódczynią narodową, która cieszy się większą popularnością poza granicami kraju niż w kraju.

Urodziła się jako obywatelka radziecka, a jej matka i babka zostały przymusowo deportowane na Syberię.

Obecnie ma 46 lat i jest premierem od 2021 r. Jest jednym z najbardziej jastrzębich przywódców w NATO, jeśli chodzi o ograniczanie ambicji Kremla w Europie. To wystraszyło niektórych w Białym Domu, że ryzykuje wciągnięcie Zachodu w bezpośredni konflikt z Moskwą.

Źródło: BBC

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną