Szokujące komentarze ws. Trumpa. Oto, co pisano
Po nieudanym zamachu na Donalda Trumpa pojawiło się wiele szokujących komentarzy, w tym osób, które życzyły mu śmierci. W Internecie zamieszczono natomiast niezliczoną ilość memów, a więc żartów obrazkowych, wyśmiewających to wydarzenie. Po nieudanym zamachu na prezydenta Reagana Amerykanie reagowali zupełnie inaczej. Pokazuje to, jak bardzo zmieniły się Stany Zjednoczone, ale też cały „demokratyczny” świat.
13 lipca 2024 r. w mieście Butler w stanie Pensylwania 20-latek postrzelił w ucho Trumpa na wiecu wyborczym. Według ekspertów byłego prezydenta USA uratowało tylko to, że w tym momencie odwrócił głowę. Nie była to pierwsza tego typu sytuacja w historii USA. 30 marca 1981 r., dwa miesiącu po zaprzysiężeniu Reagana, miał miejsce zamach na niego w okolicach Hotelu Hilton w Waszyngtonie. Zamachowiec oddał sześć strzałów. Ostatnia z kul trafiła prezydenta, dziurawiąc jego płuco i przelatując 2 cm od serca.
Kiedy prezydenta przewieziono do szpitala, czekał już na niego personel medyczny. Reagan miał zażartować wtedy: „Mam nadzieję, że nie jesteście Demokratami?”. Jeden z lekarzy odpowiedział wówczas: „Dziś wszyscy jesteśmy Republikanami”. Słowa te mogło wypowiedzieć wówczas miliony zwykłych Amerykanów, którzy zjednoczyli się po szokującym ataku.
Między tymi zamachami nie minęło 50 lat, a różnica w odbiorze jest gigantyczna. Nie chodzi tylko o reakcje internautów, ale też polityków i mediów, zwłaszcza tych ostatnich. Bardzo szybko zaczęły one insynuować, że zamach na Trumpa był „ustawką”, albo nie był tak poważny. Wyśmiewały wręcz to, co się stało. Tymczasem to one do tego doprowadziły, odczłowieczając byłego prezydenta, nazywają go „dyktatorem”, przypisując mu wszelkie zbrodnie i ukazując wręcz jako potwora. Niczego nie nauczyły się również po tym wydarzeniu, kontynuując budowanie swojego przemysłu pogardy. Kilka dni później służby zatrzymały kolejnego mężczyznę, który szedł z kałasznikowem na wiec Trumpa.
Podobne realia mamy oczywiście także w Polsce. Kiedy mężczyzna przyniósł krzesło na wiec prezydenta Bronisława Komorowskiego, okrzyknięto go „terrorystą” i zatrzymano. Po śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Smoleńsku, po początkowym szoku, bardzo szybko media i politycy oskarżyły go za to, co się stało, wyśmiewając wszelkie próby uczczenia tragicznie zmarłych i dojścia do prawdy o tym, co się stało. Nie nadano właściwego znaczenia zabójstwu politycznemu Marka Rosiaka przez Ryszarda Cybę, ale atak ewidentnego wariata na prezydenta Pawła Adamowicza określano jako wynik politycznej nienawiści.
Media, bo to one przede wszystkim za to odpowiadają, zarówno w USA, jak i w Polsce i innych demokracjach liberalnych, rozpętały kampanie nienawiści na całym świecie, szczując jednych ludzi przeciwko drugim, a ich ofiarami dziwnym trafem padają głównie prawicowi politycy. W zaostrzającej się walce politycznej utracono całkowicie przekonanie o tym, że spór nie może przesłaniać tego, że wszyscy jesteśmy ludźmi, mamy swoją godność, należy nam się szacunek. Metodyczne i zaplanowane odczłowieczanie przeciwników politycznych kończy się tym, że osoby niezrównoważone, prymitywniejsze, bardziej podatne nie widzą nic złego w zabiciu danego człowieka.
Wygląda na to, że zamachy na Trumpa i innych polityków, w tym być może także w Polsce, będą się powtarzać, bo nie ma refleksji, że postępowanie mediów, nawet jeśli powtarzają one tylko wyzwiska zaprzyjaźnionych polityków, prowadzi do tragedii. Rząd i opozycja w ferworze konfliktu mogą obrzucać się inwektywami, ale dziennikarze, komentatorzy i analitycy są od tego, aby uspokajać nastroje. Tymczasem oni je jeszcze „podkręcają”, stając się odpowiedzialni za podziały w narodzie, w rodzinach, na ulicy, wszędzie.
Nie sposób też nie zauważyć, że nienawiść, która zatruwa współczesne społeczeństwa, jest również pewnym naturalnym skutkiem rozwoju demokracji liberalnych. Zmierzają one bowiem do systemu dwupartyjnego, w którym partie odróżniają się nawet nie programem, ale poczuciem tożsamości i nienawiścią do konkurencji. Tusk został premierem nie dlatego, że miał wielkie dokonania, był gwarantem reform, bo czas jego rządów był okresem afer i „niedasizmu”. Został jednak wybrany z powodu nienawiści wielu wyborców do PiS-u i Jarosława Kaczyńskiego, rozbudzonej w dużej mierze przez media. Podobnie jednak za kilka lat, PiS zapewne wróci do władzy na fali rozliczania nadużyć obecnej władzy. W tej sytuacji programy nie mają znaczenia. Chodzi tylko o to, kto komu zrobi większą krzywdę.