90. rocznica wstydu. Będzie powtórka?
Stało się to przed 90 laty, w lipcu 1934. Rządzący Polską postanowili położyć kres działaniom wrogów państwa, w tym skrajnych nacjonalistów ukraińskich, komunistów oraz zwolenników niemieckiego nazizmu. Sposobem miał być obóz pracy przymusowej na terenie dawnych carskich koszar w Berezie Kartuskiej, w powiecie prużańskim ( dziś Białoruś)).
W rzeczywistości stał się on również miejscem odosobnienia dla niepokornej wobec rządu opozycji. Placówkę powołano na mocy rozporządzenia prezydenta II RP, Ignacego Mościckiego w sprawie osób zagrażających spokojowi, bezpieczeństwu i porządkowi publicznemu. Pomysłodawcą utworzenia obozu był ówczesny premier rządu, Leon Kozłowski. Bereza działała również za jego następców: Walerego Sławka i Mariana Zyndram-Kościałkowskiego. Pieczę nad obozem sprawował wojewoda poleski, płk. Wacław Kostek-Biernacki, który już od kilku lat nadzorował osadzonych w Twierdzy Brzeskiej ( po tzw. procesie brzeskim) liderów opozycji: endeków, socjalistów i ludowców, m.in. trzykrotnego premiera RP Wincentego Witosa. W Brześciu i w Berezie obowiązywało tylko prawo Biernackiego, zwanego przez więźniów „ober bogiem”
Nazwa Bereza Kartuska budziła grozę. Żaden z przeciwników władzy nie był pewien dnia ni godziny. W każdej chwili mógł być zatrzymany, bo ktoś „ z góry” tego sobie życzył. Więziono tu na 3 miesiące bez wyroku sądowego i prawa apelacji, wyłącznie na podstawie decyzji administracyjnej,. Pobyt ten można było dowolnie wydłużyć. Obóz dość szybko zapełnił się ludźmi z opozycji, których uznano za „burzycieli porządku publicznego i bezpieczeństwa.” Chcąc wybić im z głowy opór używano różnych sposobów zmiękczania. Tortur fizycznych: bicia, niedostatku snu i jedzenia oraz nękania psychicznego: poniżania, lżenia, gróźb. Skutkiem były choroby i śmierć ok. 20 uwięzionych (liczby te nie są ostatecznie ustalone).
Prawie połowę więzionych stanowili komuniści, po kilka procent nacjonaliści ukraińscy i zwolennicy nazizmu, a także spora grupa pospolitych przestępców. O tym, dla kogo, poza nimi, Bereza została przeznaczona, świadczyły nazwiska pierwszych więźniów. Przywieziono ich już wieczorem 6 lipca 1934 r. Byli to endecy z Krakowa: Antoni Grębosz i Bolesław Świderski. Wkrótce trafili tu znani działacze ONR (m.in. Bolesław Piasecki, Zygmunt. Dziarmaga, Jan Jodzewicz, Mieczysław Prószyński) oraz działacze ludowi. Rządzący zadbali też o sprowadzenia na „właściwą drogę” wybitnego publicysty Stanisława Cata- Mackiewicza, który ośmielił się ich krytykować.
Pierwszym komendantem obozu był inspektor policji Bolesław Greffner. Po 5 miesiącach zastąpił go, i dotrwał do końca, do września 1939, Józef Kamala – Kurhański. Rządził on twardą ręką. Tu posłużę się pracą Wojciecha Śleszyńskiego „Obóz odosobnienia w Berezie Kartuskiej 1934-1939”, pokazującą brutalną codzienność Berezy. Rodzaje kar stosowanych także wobec opozycji mogły budzić grozę. Bicie pałką, wtrącanie do betonowej ciemnicy bez okien, bez pryczy i ubikacji, najdrobniejsze przewiny karane chłostą lub długim biciem po twarzy. Skutkowało to urazami fizycznymi i psychicznymi, często na całe życie. Lepsze warunki mieli pospolici przestępcy. Ich cele były wygodniejsze, racje żywnościowe większe. Był to rodzaj zapłaty za udział w gnębieniu politycznych. Zwolnieni z obozu mieli zakaz mówienia o nim. Kto zakaz złamał, mógł tu trafić z powrotem.
Los bywa przewrotny. Kamala-Kurhański, bezwzględny komendant Berezy, w czasie wojny sam stał się więźniem najokrutniejszego obozu: Auschwitz. Zginął.
Jakbyśmy nie oceniali ówczesnej sytuacji kraju, z potrzebą jego ustabilizowania, nie ulega wątpliwości, że w przypadku Procesu Brzeskiego jak i obozu w Berezie doszło do brutalnego gwałcenia prawa. Czy nie jest czymś do tego zbliżonym oświadczenie dzisiejszego premiera RP: „postępujemy zgodnie z prawem, tak jak my je rozumiemy”? Czyli mówiąc bez ogródek: Drżyj każdy, kto mi nie czapkuje! Idziemy po was! Będziecie mieć swoją Berezę. Berezę kar Tuska.
Anna Kowal