Galińska: Trump czy Harris (FELIETON)

0
0
4
Donald Trump
Donald Trump / Flickr

Już 5 listopada rozstrzygnie się kto zostanie 47 prezydentem Stanów Zjednoczonych. To epokowa chwila, bo zwycięstwo Kamali Harris może przynieść międzynarodowe zawirowanie.  Stany Zjednoczone jako potęga światowa wpływają na politykę całego świata.

A co możemy powiedzieć o Kamali Harris? Swój bój o prezydenturę rozpoczęła nietypowo. Gdy Joe Biden po przegranej z Donaldem Trump Trumpem debacie telewizyjnej został zmuszony przez „możnych” partii demokratycznej do złożenia rezygnacji o fotel prezydenta, Kamala Harris jako jego zastępca weszła niespodziewanie do  gry, nie biorąc udziału w prawyborach na kandydata partii Demokratów. Po raz pierwszy od1912 r. kiedy wprowadzono prawybory, nominatem partii został ktoś, kto nie dostał w nich ani jednego głosu. Prawybory były fundamentem amerykańskiej demokracji i teraz po raz pierwszy zostały pogwałcone.  Kamala Harris była mało znaną postacią na scenie politycznej. Niczym nie wyróżniała się jako wiceprezydent USA. Biden powierzył jej rozwiązanie problemu imigranckiego, ale nie sprostała temu zadaniu. Szerszej opinii społecznej była rozpoznawana po histerycznym śmiechu. 

 

Gdy znalazła się w grze o prezydenturę, w jej kampanię władowano olbrzymią kwotę dolarów i jako efekt nowości notowania jej poszybowały w górę. Swoją kampanię oparła głównie na walce o prawa kobiet, a właściwie o walce o aborcję. Zachowuje się jak marionetka, pociągana za sznurki przez „możnych” demokratów: Clintonów, Obamów, Nancy Pelosi, byłej przewodniczącej Izby Reprezentantów, Chucka Schumera, lidera większości w Senacie. Harris do tej pory nie robi nic samodzielnie, ale wiernie wykonuje rozpisane przez innych akcje. 

 

Natomiast prawie cały establishment światowy wieszczy apokalipsę światową, gdy wybory wygra Donald Trump. Podobnie było w 2016 r. gdy walczył po raz pierwszy o prezydenturę. Miała nastąpić apokalipsa, załamanie się USA i całego świata. Wieszczono przegraną przez Stany wojnę, zepchnięcie Ameryki na margines, a wewnątrz kraju krach demokracji i krach gospodarczy. Żadna z tych wizji się nie sprawdziła.  Stany Zjednoczone rozwinęły się gospodarczo i umocniły swoją pozycję międzynarodową. Powstrzymywały agresję Rosji i Chin, zablokowały budowę Nord Streamu. Nastąpiło podważenie hegemonii Niemiec w UE.  A w Polsce umocniono flankę NATO. Jak dotąd Trump nie zdemolował amerykańskiej demokracji , poddawał się niekorzystnym dla siebie wyrokom sądowym, choć je krytykował, tak samo jak ciągły atak na niego przez dominujące media. Wprawdzie kwestionował  przebieg wyborów prezydenckich, ale nie wzywał do agresji.  „Szturm na Kapitol” to była zwykła prowokacja zorganizowana przez jego wrogów. On nie miał z tym nic wspólnego. Dziś wizje apokaliptyczne znów są roztaczane. Krytycy Trumpa nie odrobili żadnej lekcji i dalej prowadzą swoją obraźliwą narrację. 

 

Take w Polsce Adam Michnik pisze: „Zwycięstwo Trumpa może mieć takie skutki jak dojście Hitlera do władzy” i zaraz nawiązuje do PiS-u: „Zawsze mówiłem, że reżim PiS to <putinizm po polsku>. Teraz mogę powiedzieć ostrzej: to jest faszyzm w stylu Mussoliniego. Faszyzm z ludzką twarzą Andrzeja Dudy”.  Łatkę faszysty przykleja ciągle Trumpowi żona Radosława Sikorskiego, polskiego szefa MSW Anne Applebaum. Z racji zajmowanego przez męża stanowiska powinna siedzieć cicho, ale dla tej liberalnej grupy wszystko jest dozwolone. Dlatego w swych publicystycznych tekstach manipuluje faktami. Oto próbka jej publicystyki. „Nawołując do masowej przemocy, daje do zrozumienia, że żywi podziw dla tych dyktatur (Hitlera, Stalina, Pol Pota, Mao), ale także demonstruje pogardę dla rządów prawa i przygotowuje swoich zwolenników do zaakceptowania idei, że jego reżim może podobnie jak jego poprzednicy, łamać prawo bezkarnie”.  A w innym tekście pisze: „Jeżeli ludzie są w stanie oddać glos na kogoś takiego jak Trump, który jest ewidentnie debilem (…)  lub Dudę, który bredzi o Unii Europejskiej, wtedy trzeba zapytać, po pierwsze, czy demokracja jest możliwa, i po drugie, czy jest potrzebna”. Oczywiście dla takich ludzi jak Appelbaum i Michnik demokracja jest zawadą, dlatego ich idol Donald Tusk notorycznie ją łamie.  

 

Wracając do Donalda Trumpa – większość Amerykanów pokochała go za to, że jest z nimi, że potrafi walczyć o ich prawa, że stawia na wielkość Ameryki, że może zagwarantować bezpieczeństwo i stabilizację. Dlatego postawili w wyborach prezydenckich na niego. Na ostatniej prostej jest faworytem. Na jego zwycięstwo wskazują bukmacherzy i Wall Street. Kto zostanie 47 prezydentem USA? Wszystko się rozstrzygnie  w najbliższy wtorek. 

 

Iwona Galińska  

Donald Trump Kamala Harris

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną