Michalkiewicz: Ostra faza walki z korupcją (FELIETON)
Nikt nie jest bez grzechu wobec Boga, ani bez winy wobec cara – głosi rosyjskie przysłowie. Skoro tak, to trzeba grzeszników wykrywać i demaskować, a potem obwinionych zaciągać przed niezawisłe sądy, które, powinność swej służby rozumiejąc, przysolą im piękne wyroki i w ten sposób grzesznicy zostaną ukarani, najpierw na tym świecie, a potem również na tamtym.
Taki jest bowiem ten najlepszy ze światów, to znaczy – tak właśnie jest urządzony i nic na to poradzić nie można. Jedną z plag trapiących ten świat jest na przykład korupcja. Występuje ona na styku sektora publicznego z sektorem prywatnym i jest tym większa, im większy jest ten styk. Nasi Umiłowani Przywódcy oczywiście dostrzegają ten problem, ale rewolucyjna teoria rozchodzi się z rewolucyjną praktyką. Rewolucyjna teoria bowiem głosi, że korupcję trzeba jak najszybciej wyeliminować, a jeśli takie zadanie okaże się zbyt trudne, to przynajmniej ją ograniczyć – żeby na przykład nie pleniła się w najbardziej szlachetnych dziedzinach życia publicznego, za jaką uchodzi wymiar sprawiedliwości. Zapewne to miał na myśli św. Tomasz z Akwinu pisząc, że “corruptio opitimi pessima”, co się wykłada, że zepsucie najlepszego jest najgorsze. Ale w myśl rewolucyjnej praktyki, korupcja sama się nie zlikwiduje, toteż Umiłowani Przywódcy, przyzwyczajeni do tego, że problemy rozwiązuje się poprzez powołanie odpowiednich urzędów, tworzą służby do zwalacznia korupcji, na przykład – Centralne Biuro Antykorupcyjne. Działa ono na podstawie ustawy z czerwca 2006 roku, przeforsowanej przez pierwszy rząd “dobrej zmiany” i obejmuje 23 jednostki organizacyjne, zatrudniające ponad 1300 funkcjonariuszy. Ale to dopiero początek rewolucyjnej praktyki, która zaczyna rozwijać się niekoniecznie według dynamiki nadanej jest przez ustawę, tylko według dynamiki własnej.
Wprawdzie zgodnie z rewolucyjną teorią, zlikwidowanie korupcji powinno nastąpić możliwie jak najszybciej, ale rewolucyjna praktyka do tej rewolucyjnej teorii wprowadza stosowne korekty. Skoro bowiem Biuro już powstało, objęło 23 jednostki i zatrudniło ponad 1300 funkcjonariuszy, to nietrudno zauważyć, że zarówno ono, jak i wszystkie 23 jednostki, które mają swoich szefów, a ci szefowie mają swoje biura, sekretarki, komputery i samochody, nie mówiąc już o owych 1300 funkcjonariuszach – wszystko to przecież istnieje dzięki korupcji. Korupcja bowiem jest jedyną racją utrzymywania tego Biura. W tej sytuacji podejście Biura do korupcji jest trochę inne, niżby to wynikało z rewolucyjnej teorii. Z korupcją, owszem, trzeba walczyć, bo tak nakazuje prawo – ale ostrożnie, żeby przypadkiem nie wylać dziecka z kąpielą, to znaczy – żeby na skutek zbytniej gorliwości korupcji przypadkiem nie zlikwidować. Gdyby bowiem została ona zlikwidowana, to co by się stało z Biurem, co by się stało z 23 jednostkami organizacyjnymi, co to mają swoich szefów – i tak dalej - nie mówiąc już o tych ponad 1300 funkcjonariuszach, którzy na walce z korupcją zarabiają na swoje i swoich rodzin utrzymanie? Dlatego właśnie rewolucyjna praktyka zaczyna rozchodzić się z rewolucyjną teorią i działalność Biura, podobnie jak 1300 jego funkcjonariuszy, zaczyna koncentrować się nie tyle na zwalczaniu korupcji, co na jej dokumentowaniu. Nie znaczy to oczywiście, że od czasu do czasu, tu i ówdzie, Biuro korupcjonistów zdemaskuje, a nawet zaciągnie przed niezawisły sąd – ale wydaje się, że tego rodzaju działalność pozostaje na marginesie główsnego nurtu aktywności Biura, czyli dokumentowaniu przypadków korupcji – oczywiście również korupcjonistów, którzy się korumpują. Nie po to, by ich zaraz zdemaskować i zaciągnąć przed niezawisły sąd, tylko żeby walka z korupcją również i dla nich zaczęła przynosić rozmaite korzyści, zarówno finansowe, jak i polityczne. Mechanizm uzyskiwania korzyści finansowych jest prosty, jak budowa cepa. Wystarczy bowiem przekazać takiemu jednemu z drugim delikwentowi wiadomość – ale nie taką, że “uciekaj, wszystko wykryte!” - tylko całkiem inną: wiecie, rozumiecie delikwencie, my tu dowiedzieliśmy się, że nie tylko się korumpujecie, ale że w dodatku chcecie wszystko zjeść samemu. Ładnie to tak? Więc wyciągnijcie z tego wnioski, bo inaczej będzie z wami brzydka sprawa. Wtedy delikwent zaczyna negocjować i w rezultacie wszyscy są zadowoleni. Z kolei korzyści polityczne wynikają wprost z roztropności rządzenia. Nie jest przecież tajemnicą, że celem Biura, skoro już raz powstało, jest położenie trwałych fundamentów własnego istnienia – a ono zależy od tego, ile kompromatów i na kogo zostało zgromadzonych. Umiejętne gospodarowanie kompromatami daje rękojmię trwałości i mocy Biura.
Jak wspomniałem, CBA zostało utworzone przez pierwszy rząd “dobrej zmiany”, no a teraz, kiedy mamy podmiankę na pozycji lidera sceny politycznej naszego bantustanu, vaginet utworszony przez Volksdeutsche Partei obywatela Tuska Donalda, dąży do likwidacji CBA, to znaczy – nie tyle likwidacji, co wcielenia go do Centralnego Biura Śledczego Policji i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Miało to być przeprowadzone w ramach tak zwanych”rozliczeń” - ale okazało się, że bez ustawy zrobić się tego nie da, więc vaginet obywatela Tuska Donalda musi zaczekać z tym do wyborów prezydenckich, które mają się odbyć w drugiej połowie maja przyszłego roku. Skoro my to wiemy, to wiedzą to jeszcze lepiej szefowie Biura, szefowie 23 jednostek organizacyjnych, nie mówiąc już o ponad 1300 funkcjonariuszach, z których każdy zgromadził tyle kompromatów, ile tylko zdołał, traktując je jako polisę ubezpieczeniową.
I właśnie w dniach ostatnich, kiedy to zarówno Książę-Małżonek, jak i pan Rafał Trzaskowski, zamierzają stanąc do “prawyborów” w Volksdeutsche Partei, nie mówiąc już o panu marszałku Szymonie Hołowni, który próbuje uwodzić swoich wyznawców, że będzie “kandydatem i prezydentem niezależnym”, gruchnęła wieść, że CBA zatrzymało nie byle kogo, tylko Umiłowanego Przywódcę, prezydenta Wrocławia, pana Jacka Sutryka, który coś tam miał kombinować z Collegium Humanum. Krążące po Wrocławiu fałszywe pogłoski utrzymują, że tytuły z Collegium Humanum miały ułatwić zarówno jemu, jak i innym Umiłowanym Przywódcom, zajęcie miejsc w radach nadzorczych rozmaitych samorządowych spółek, w których pieniądze są już prawdziwe. Ale to zaledwie powierzchnia zjawiska, a my spróbujmy zastąpić do głębi. I cóż tam widzimy? Ano – że CBA, nad którym zawisł miecz Damoklesa, własnie wystosowało pierwsze poważne ostrzeżenie pod adresem swoich prześladowców: wiecie, rozumiecie, prześladowcy. Zanim wy nas rozparcelujecie, to my do maja przyszłego roku wszystkich was skompromitujemy. Więc albo się w porę opamiętacie, albo będzie z wami brzydka sprawa. Ponieważ nikt nie jest bez grzechu wobec Boga, ani bez winy wobec cara, to takie poważne ostrzeżenie może zrobić ogromne wrażenie na Umiłowanych Przywódcach z vaginetu obywatela Tuska Donalda, który zapewne wie, że w takiej na przykład sprawie Amber Gold ujawniony został zaledwie czubek góry lodowej.
Stanisław Michalkiewicz