Michalkiewicz: Żebyśmy się nie zachłysnęli (FELIETON)

Tysięczna rocznica koronacji Bolesława Chrobrego sprzyja postawieniu pytania, jak to się stało, że Polska, która dzięki przeforsowanemu przez “panów małopolskich”, czyli czołowe ówczesne polskie stronnictwo polityczne małżeństwu królowej Jadwigi z litewskim księciem Władysławem Jagiełłą w 1386 roku, poprzedzonemu unią w Krewie, dzięsieciokrotnie powiększyła swój obszar, wkraczając na drogę mocarstwowości – a po upływie kilku stuleci, została bez walki rozebrana przez ościenne państwa? Niektórzy powiadają, że to ze względu na fatalne położenie między Niemcami i Rosją.
Nie jest to wyjaśnienie przekonujące, bo przecież w czasach Jagiełły, a potem – Kazimierza Jagiellończyka, uważanego przez wielu za największego polskiego króla – Polska cały czas była mniej wiecej w tym samym miejscu – i była europejskim mocarstwem. W jakim momencie rozpoczął się upadek tej mocarstwowości, co ten upadek pogłębiło i jakie wnioski – o ile jest to jeszcze w ogóle możliwe – Polacy mogą wyciągnąć z tego na przyszłość?
Jeśli chodzi o moją opinię, to za moment, w którym Polska wkroczyła na drogę wiodącą do swego politycznego upadku, uznałbym klęskę tzw. ruchu egzekucyjnego, jaka nastąpiła za panowania króla Zygmunta Augusta. Ruch egzekucyjny był programem średniej szlachty, która krzywym okiem patrzyła na rozrastające się fortuny magnatów. Te magnackie fortuny rozrastały się m.in ze wzgledu na to, że polscy królowie wprawdzie przeważnie mieli w skarbie pustki – ale za to byli właścicielami ogromnych połaci Rzeczypospolitej. Jeśli tedy jakiś poddany w oczach króla szczególnie się zasłużył, to w nagrodę otrzymywał tzw. królewszczyznę, czyli szmat ziemi w dożywotnie użytkowanie. Tak się jednak składało, że spadkobiercy obdarowanego “zapominali” zwrócić królowi ten podarunek i w ten sposób, z pokolenia na pokolenie rosły fortuny magnackie. Program ruchu egzekucyjnego polegał na tym, by doprowadzić do zwrotu wszystkich zagarniętych w ten sposób królewszczyzn, dzięki czemu Rzeczpospolita mogłaby odnieść dwie korzyści. Po pierwsze – królewszczyzny przyczyniłyby się do poprawy finansów królewskich, a tym samym – finansów Rzeczypospolitej, a po drugie – podcięte zostałyby ekonomiczne fundamenty magnackiej oligarchii, dzięki czemu średnia szlachta zostałby się główną siłą polityczną państwa.
Wydawałoby się, że największym zwolennikiem ruchu egzekucyjnego powinien być król. Niestety tak się nie stało, a to za sprawą małżeńskich perypetii Zygmuna Augusta. Żoną jego została księżniczka habsburska Elżbieta. Niektórzy podejrzewają, że została ona podsunięta Zygmuntowi Augustowi przez Habsburgów celowo. Chodziło o to, że cierpiała ona na epilepsję, a co gorsza - doświadczała ataków tej choroby akurat podczas małżeńskich zbliżeń, co Zygmunta Augusta doprowadziło do wstrętu fizycznego w stosunku do tej nieszczęśliwej kobiety. Uciekał więc od niej, jak tylko mógł najdalej i podczas jednej z takich podróży poznał na Litwie młodą wdowę po wojewodzie nowogródzkim i trockim Stanisławie Gasztołdzie, Barbarę. Król się w Barbarze zakochał, co wykorzystali jej bracia Radziwiłłowie, którzy po śmierci 19-letniej Elżbiety Habsburżanki, zaaranżowali pułapkę, dzięki której nakryli króla in flagranti ze swoją siostrą i doprowadzili do zawarcia przezeń potajemnego ślubu w 1547 roku. Sprawa jednak szybko wyszła na jaw, wywołując skandal, bo opinia szlachecka uznawała ślub króla z poddanką za karygodny mezalians. Ale król naprawdę Barbarę kochał i w związku z tym doprowadził do jej koronacji w roku 1550. Miało to jednak swoją cenę, bo wobec sprzeciwu opinii szlacheckiej musiał szukać poparcia wśród magnatów. Ci – owszem – przeszli do porządku nad mezaliansem, ale za cenę obietnicy, że żadnej egzekucji królewszczyzn nie będzie. I to była przyczyna załamania się ruchu egzekucyjnego. Szlachta, widząc, że król przedkłada nad interes Rzeczpospolitej swoje własne sprawy, zaczęła koncentrować się również na pomnażaniu własnych fortun, niekoniecznie kojarząc to z interesem państwa. Był to początek upadku ducha obywatelskiego.
To może nie spowodowałoby takiej katastrofy, gdyby nie “potop” szwedzki w latach 1655 - 1660. Trwał on zaledwie 5 lat, ale dewastacja kraju, jaka wskutek tego nastąpiła, była porównywalna ze zniszczeniami, jakich Polska doznała podczas II wojny światowej. Na skutek tej dewastacji kraju, w Rzeczypospolitej pojawiła się warstwa społeczna, jakiej przedtem nie było, mianowicie – szlachta-gołota. Byli to ludzie, którzy zostali całkowicie pozbawieni środków do życia – ale - jako szlachta – zachowali prawa polityczne. I niestety dosyć szybko nauczyli się tymi prawami politycznymi frymarczyć, najpierw na użytek maganatów, dla których stanowili gotową na każde skinienie klientelę – a ponieważ magnaci zasmakowali w tzw. “jurgielcie”, czyli pensjach pobieranych od obcych dworów, to część z tego jurgieltu trafiała i do braci-szlachty. Bo od tych szlacheckich mas też trochę zależało; magnaci, pragnąc uzyskać znaczenie w Sejmie, musieli swoich klientów i karmić i poić i obdarowywać – i tak to wszystkim weszło w krew. Można nawet powiedzieć, że przetrwało aż do dnia dzisiejszego – bo czyż nie do tego właśnie nie sprowadza się partyjna polityka? O cóż trwa nieustanna wojna między Naczelnikiem Państwa a przywódcą Volksdeutsche Partei, jak nie o kontrolę nad zasobami Rzeczypospolitej?
W rezultacie utrwalenia się agenturalnej korupcji, jako metody rządzenia, już w roku 1720, a więc jeszcze za panowania Augusta III, w Poczdamie stanął tajny traktat prusko-rosyjski, którego celem było zablokowanie każdej próby powiększenia wojska w Polsce. Dlaczego Piotr Wielki i Fryderyk Wilhelm Pruski podpisali taki traktat? Bo każde z tych państw miało w Polsce tak rozbudowaną i wpływową agenturę, że mogli się do tego wobec siebie zobowiązać, podobnie jak w roku 1732 w tzw. Traktacie Loewenwolda, zwanego też traktatem “trzech czarnych orłów”, którego, celem był utrzymanie Rzeczypospolitej w stanie obezwładnienia. Dokładnie tak samo, jak dzisiaj, kiedy doszło już do tego, że jedne organy państwowe “nie uznają” innych organów państwowych, tylko wykonują polecenia Reichsfuhrerin Urszuli Wodęleje, tak samo, jak w XVIII wieku polecenia cesarzowej Elżbiety, a potem – Katarzyny II. Rezultatem były rozbiory i śmierć państwa – nie dlatego, że było biedne – bo nie było – tylko dlatego, że było kierowane przez agenturę, na której usługach pozostawała szlachta-gołota. Wprawdzie Sejm Czteroletni rzutem na taśmę pozbawił szlachtę-gołotę praw politycznych, a więc – wbrew temu, co dygnitarze będą 3 maja deklamowali – ograniczył demokrację – ale było już za późno.
Stanisław Michalkiewicz