Czary zwiędłych kras
/
Cudze chwalicie, swego nie znacie. Święte słowa – a sprawdzają się właśnie teraz, kiedy to nasz nieszczęśliwy kraj nawiedzi nie do końca jeszcze pokonana w walce z upływem czasu pani Ludwika Weronika Ciccone, żeby na Stadionie Narodowym ekscytować tubylczych „młodych wykształconych” widokami swoich zwiędłych kras.
To „młodym wykształconym” często się zdarza – o czym zaświadcza literacko sam generał Bolesław Wieniawa Długoszowski w sentymentalnym wierszu na własny temat: „Ustrojona w purpury, kapiąca od złota nie uwiedzie mnie jesień czarem zwiędłych kras, jak pod szminką i pudrem starsza już kokota, na którą młodym chłopcem nabrałem się raz”.
Raz każdemu się może zdarzyć, ale predylekcja do starszych już kokot wzbudza podejrzenia o gerontofilię. Nawiasem mówiąc, występy pani Ciccone z zapałem stręczą inne starsze już kokoty tubylcze, co z kolei wzbudza podejrzenia, iż głęboko odczuwają wspólnotę własnych losów w walce z nieubłaganym upływem czasu.
Ale dość już tych zachwytów nad panią Ludwiką Weroniką Ciccone, która z eksponowania krocza podnieconym nastolatkom z jednej strony oraz ostentacyjnego zainteresowania „kabałą” z drugiej potrafi nie tylko doić spory szmalec, ale w dodatku – immunizować się wobec wielu zagrożeń.
Pokażcie mi recenzenta muzycznego, który odważyłby się skrytykować panią Ciccone za dajmy na to, beztalencie, czy grafomanię. Zaraz rzuciłoby się na niego całe stado autorytetów moralnych, a wystraszone redakcje zamknęłyby przed nim swe łamy.
Wiem, co mówię, bo przeżyłem to na własnej skórze i od tamtej pory przestałem się dziwić, że recenzenci wolą chwalić, nawet jeśli przechwalą. Któż może wiedzieć, czy jakaś śpiewająca własne grafomaństwa panienka nie ma protekcji jakiegoś gangstera, któremu w wolnych chwilach odwdzięcza się po swojemu, albo gorzej – jakiegoś ubeka, nadzorującego redakcje rozrywkowe radia i telewizji, no i oczywiście – redaktorów, którzy skaczą przed nim z gałęzi na gałąź?
Ale oto, z trudem, bo z trudem, również nasz nieszczęśliwy kraj mozolnie dorabia się konkurencji. Mówię oczywiście o pani Alicji Tysiąc, o której z okazji rozprawy sądowej i kwoty odszkodowania mówiono na mieście „Alicja Trzydzieścitysięcy”.
Zwykłe kobiety, jeśli robią sobie aborcję, to przeważnie płacą za to, albo same, albo nakłaniają do tego autorów, którzy dla świętego spokoju ulegają. Tymczasem pani Alicja – odwrotnie.
Ponieważ jej postępek w wielu środowiskach jeszcze nie do końca wyzwolonych ze wszystkich zahamowań, wzbudził rozmaite wątpliwości, pani Alicja również odkryła, że to może być żyła złota. Nie mówię oczywiście o karierze politycznej, bo w naszym nieszczęśliwym kraju każdy pretekst do dojenia Rzeczypospolitej jest dobry, a już zwłaszcza – czyjaś najcięższa dola – tylko o zarobkowaniu przy pomocy niezawisłych sądów.
Właśnie gruchnęła wieść, że pani Tysiąc, o której pewnie w związku z tym będą na mieści mówili „Stotrzydzieścitysięcy”, pozwała przed niezawisły sąd pana red. Tomasza Terlikowskiego, który miał porównać ją do Adolfa Eichmanna. Ani chybi wnet się posypią piękne wyroki i to nie tylko dlatego, że pani Alicja Tysiąc została w naszym nieszczęśliwym kraju wylansowana przez tzw. siostrzane środowiska na heroinę nieubłaganego postępu, ale również – a może nawet przede wszystkim – z powodu tego Eichmanna.
Do Eichmanna to może sobie porównywać różne rzeczy pan Abraham Foxman z Ligi Antydefamacyjnej, ale nie pan red. Terlikowski. Wprawdzie konstytucja mówi o równości wobec prawa, ale kto by się takimi głupstwami przejmował w sytuacji, gdy każdy normalny człowiek wie, że jakieś przywileje muszą być?! Specjalny nacisk położył na tę okoliczność pełnomocnik pani Tysiąc, pan mec. Marcin Górski – a wobec tak poważnej zastawki żaden niezawisły sąd nie ośmieli się stanąć okoniem.
W tej sytuacji wypada życzyć pani Alicji, żeby mogła wytaczać powództwa co najmniej raz na kwartał, dzięki czemu nie tylko zarobi na bułeczkę i masełko, ale nawet będzie mogła odłożyć sobie trochę na fundusz wyborczy, zostać najpierw posłanką obok poślęcia Grodzkiego i posła Biedronia, a potem – kto wie – może nawet prezydentem? Na czas kryzysu, jaki nieuchronnie zbliża się do naszego nieszczęśliwego kraju, nawet ma odpowiednie kwalifikacje.
Stanisław Michalkiewicz
Źródło: prawy.pl