Rząd pozaparlamentarny, czyli bezpieczniacki
- Pomysł powołania rządu pozaparlamentarnego w dzisiejszych warunkach polskich jest swego rodzaju westchnieniem bezradności prezesa Jarosława Kaczyńskiego, który najwyraźniej zdał sobie sprawę, że objęcie przezeń stanowiska premiera rządu parlamentarnego jest bardzo mało prawdopodobne – między innymi z uwagi na niewielką zdolność koalicyjną Prawa i Sprawiedliwości - pisze dla Prawy.pl Stanisław Michalkiewicz.
Władze Prawa i Sprawiedliwości podały informację, że kandydatem PiS na premiera rządu pozaparlamentarnego jest pan prof. Piotr Gliński. Dotychczas był nauczycielem akademickim, jakich w Polsce wielu, a w życiu politycznym jeśli brał udział, to tak samo, jak każdy – czyli raczej biernie.
Ani nie ma wybitnej pozycji w świecie naukowym, ani w świecie politycznym, ani nie jest znany z jakichś wyjątkowych zalet towarzyskich, co niekiedy w polityce pomaga.
Przeczytaj także: Prof. Piotr Gliński, czyli kulą w płot >>
Pomysł powołania rządu pozaparlamentarnego w dzisiejszych warunkach polskich jest swego rodzaju westchnieniem bezradności prezesa Jarosława Kaczyńskiego, który najwyraźniej zdał sobie sprawę, że objęcie przezeń stanowiska premiera rządu parlamentarnego jest bardzo mało prawdopodobne – między innymi z uwagi na niewielką zdolność koalicyjną Prawa i Sprawiedliwości.
Czy jednak powołanie rządu pozaparlamentarnego w prof. Piotrem Glińskim jako premierem jest bardziej prawdopodobne?
Warto przypomnieć, że kilka lat temu Polska miała taki właśnie rząd; nie tyle może oficjalnie „pozaparlamentarny”, ale pozaparlamentarny de facto. Chodzi oczywiście o rząd premiera Marka Belki – szczęśliwego posiadacza aż dwóch pseudonimów operacyjnych. Do tego rządu nie przyznawało się żadne ugrupowanie parlamentarne – a przecież rządził on sobie jak gdyby nigdy nic przez rok 2004 i część roku 2005 – aż do powołania rządu premiera Kazimierza Marcinkiewicza.
W jakich okolicznościach doszło do powstania rządu premiera Belki? Doszło do tego w następstwie potężnej dekompozycji w „grupie trzymającej władzę”, która rozpadła się na skutek nieporozumień na tle podziału łupów. Wierzchołkiem góry lodowej i zarazem impulsem wyzwalającym gwałtowne procesy rozpadowe była tzw. „afera Rywina”.
Musimy jednak pamiętać, że wskutek rozpadu „grupy trzymającej władzę”, to znaczy – dekoracji skonstruowanej przez współpracujące wtedy jeszcze ze sobą bezpieczniackie watahy: wojskową i cywilną – rząd premiera Belki był jedynie wyrazem przejęcia przez wspomniane watahy ręcznego sterowania państwem – bez pośrednictwa Umiłowanych Przywódców.
Zatem powstanie w Polsce rządu „pozaparlamentarnego” jest wprawdzie możliwe, jednak pod warunkiem, że stworzy go sobie bezpieka – podobnie zresztą, jak i parlamentarny.
Bezpieka, czyli na obecnym etapie – wywiad wojskowy, który najwyraźniej rozprawia się z dawnymi SB-kami, bo próbowali mu bruździć, wykorzystując chwilową konfuzję po katastrofie smoleńskiej.
Dlaczego jednak wojskowa razwiedka miałaby tworzyć rząd z premierem desygnowanym przez prezesa Jarosława Kaczyńskiego – trudno zgadnąć nawet w sytuacji kryzysu – bo program cudu gospodarczego przedstawiony niedawno przez prezesa PiS nie jest w stanie ani kryzysowi zapobiec, ani go rozładować – ponieważ był skonstruowany pod kątem potrzeby pokazania, że PiS jednak ma zdolność koalicyjną. Zatem – westchnienie bezradności.
Stanisław Michalkiewicz
Źródło: prawy.pl