Gdy kat staje się ofiarą...
/
Wielu, decyzja Sądu Okręgowego w Warszawie w sprawie gen. Czesława Kiszczaka po prostu zszokowała i rozczarowała. Są ofiary - nie ma winnych. A jeśli nawet są - to nie ma wśród nich wysokich rangą wojskowych, którzy w okresie stanu wojennego podejmowali kluczowe decyzje.
Gdy kilka dni po wprowadzeniu stanu wojennego na terenie kraju, w kopalni Wujek i Manifest Lipcowy strajkowali górnicy, oddziały ZOMO zaczęły strzelać. Takie polecenie wydał w specjalnym szyfrogramie ówczesny szef MSW gen. Czesław Kiszczak.
Jednak, jak uznał sąd, milicjanci, którzy strzelali, nie podejmowali swoich działań w oparciu o polecenie Kiszczaka, a o dekret o Stanie Wojennym. „Nikt nie powiedział jednego – użyłem broni, bo poznałem szyfrogram Kiszczaka” - zaznaczył w uzasadnieniu wyroku sędzia Marek Walczak. Jeden z dowódców w czasie przesłuchań miał powiedzieć, że pod kopalnią doszło do samoistnego użycia broni.
Prokuratura, która sprawę skierowała do sądu domagała się dla Kiszczaka dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat. Ale sprawa przeciw byłemu szefowi MSW ciągnie się już 17 lat. Do tej pory zapadły w niej cztery różne wyroki.
W 1996 roku Kiszczaka uniewinniono, w 2004 roku skazano na dwa lata więzienia w zawieszeniu, a w 2008 roku proces został umorzony przez sąd. Ale wymienione trzy orzeczenia uchylił sąd apelacyjny i w związku z tym przed ponad rokiem ruszył czwarty proces przeciw generałowi Czesławowi Kiszczakowi.
Choć tym razem sąd uznał, że Kiszczak nie odpowiada strzelanie do górników w kopalni, to jednak warto przypomnieć, że dekrety Rady Państwa PRL o wprowadzeniu stanu wojennego w 1981 roku są niekonstytucyjne. Tak uznał w marcu tego roku Trybunał Konstytucyjny.
Michał Polak
fot. Wikimedia Commons
Źródło: prawy.pl