Nasze bezpieczeństwo w rękach sekciarzy
/
Uzdrowiciel z Bractwa Zakonnego Himawanti wiceszefem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego? Sekty, której „guru” groził wysadzeniem Jasnej Góry?
Jak powiedział w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” ojciec Tomasz Franc, koordynator Dominikańskich Ośrodków Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach „Bractwo Zakonne Himawanti jest typowo polskim tworem. Odwołuje się do tradycji pradawnego hinduizmu, choć w specyficzny sposób, ponieważ to organizacja totalna, używająca siły, pomówień i zniesławień”.
Na czele sekty stoi Ryszard Matuszewski, zwany przez swych wyznawców „Mohanem”. Jej początki na świecie sięgają 1983 roku. Do Polski trafiła w 1994 roku. Wielokrotnie chciała otrzymać osobowość prawną i stać się legalnie działającym w naszym kraju związkiem wyznaniowym. Co było przyczyną odmów?
Jak się dowiadujemy przeszkodą miał być wspomniany już „guru” Ryszard Matuszewski. Był on skazany w zawieszeniu za groźby karalne kierowane pod adresem przeora z Jasnej Góry.
I to nie byle jakie. Matuszewski zapowiadał wysadzenie klasztoru paulinów w szczycie pielgrzymkowym. Wmieszany był też w próbę zamachu na Jana Pawła II, co było powodem jego aresztowania w 2002 roku. Sąd uznał, że jest niepoczytalny. Swoją „działalność” kontynuował, a przyglądała się temu śląska delegatura ABW.
Zarówno przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości, jak i przedstawiciele ruchów antysekciarskich, którzy badali Himawanti Matuszewskiego, otrzymywali wielokrotnie, w formie listów, wyroki śmierci.
Jedna z osób na Śląsku została zaatakowana poprzez ulotki, w których została określona jako „neofaszysta i pedofil”. Olbrzymie problemy mieli też byli członkowie sekty, którzy postanowili wrócić do normalności. Jedna z kobiet, która porzuciła Himawanti została w 2003 roku pobita, uwięziona i zastraszana przez „guru” i kilku jego wyznawców.
A jednym z nich i to nie na dole piramidy organizacyjnej pozostawał Kazimierz Mordaszewski. Jak pisze „Rzeczpospolita” figuruje on na „Liście Adresowej Liderów Świętych Bractw Zakonnych Himawanti – Przewodników Duchowych, Mistrzów, Uzdrowicieli i Nauczycieli (w latach 1983–2010)" umieszczonej na oficjalnej stronie sekty”. Został wymieniony w „kręgu koordynatorów, uzdrowicieli, kandydatów i organizatorów" jako m.in. organizator zajęć Mohandżi.
Jak to się stało, że członek tak groźnej sekty, jest kandydatem na wiceszefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego? Jak to się stało, że nikt nie zadał sobie trudu ze służb specjalnych, żeby dokładnie przyjrzeć się życiorysowi Mordaszewskiego?
Jego nowa funkcja będzie się kojarzyć z dostępem do tajemnic państwowych. Czy jest on odpowiednią osobą, biorąc pod uwagę fakt, że zna osobiście niedoszłego terrorystę Matuszewskiego?
Kluczem do zrozumienia tej łamigłówki towarzyskiej jest informacja, że Mordaszewski od lat pozostaje w bliskich relacjach z obecnym szefem ABW Krzysztofem Bondarykiem. Rzecznik prasowy Agencji twierdzi, że Mordaszewski nie miał związków z sektą. Dlaczego więc jego nazwisko widnieje na stronie internetowej Himawanti? Zbieżność nazwisk czy kolejna kompromitacja służb specjalnych?
Co na to szef ABW Krzysztof Bondaryk, który wypłynął na polityczne morze w czasach centroprawicowego AWS? Co ma do powiedzenia podobno „konserwatywny” minister MSWiA i jeden z jego zastępców związany z Opus Dei? Co na to „konserwatywny” lider frakcji PO Jarosław Gowin? Czy z kadrami za rządów PO-PSL jest aż tak źle, że trzeba obsadzać urzędy centralne uzdrowicielami Mohandżi?
Antoni Krawczykiewicz
Źródło: prawy.pl