Wypędzeni przyjaciele kanclerz MERKEL
/
Prace nad berlińskim Centrum Wypędzonych nie zwalniają tempa. Cztery lata temu zielone światło dał niemiecki rząd. Rozstrzygnięty jest już projekt przebudowy siedziby. Znane są też plany ekspozycyjne. Otwarcie planowane jest w 2016 roku.
Konsekwencji w realizacji polityki historycznej możemy tylko pozazdrościć sąsiadom zza Odry. Na naszych oczach dzieje się to, o czym mówili i przestrzegali kilkadziesiąt lat temu polscy i nie tylko polscy publicyści i naukowcy. Niemcy zaczynają na nowo pisać historię Europy i świata.
Dzieje się to wszystko na skutek rosnącej dominacji Berlina w projekcie zwanym Unią Europejską, nazywaną przez co bardziej złośliwych IV Rzeszą i to zarówno na polu ekonomicznym, jak i politycznym.
Do tego dochodzi zmiana podejścia do naszego kontynentu przez Stany Zjednoczone. Rok w rok zdają się one oddawać coraz więcej pola i przypisanej im od II wojny światowej roli stabilizatora w Europie. W wytworzoną próżnię, siłą rzeczy wchodzi najsilniejszy – niemiecki podmiot.
Utrwalająca się nierównowaga jest też skutkiem rosnącej wyspiarskiej pasywności Wielkiej Brytanii oraz charakteryzującej się romantycznym, a przez to naiwnym podejściem Francji do przeszłości, urzeczonej projektem „pojednania na wieki” z Niemcami.
W Polsce zapatrzenie na Berlin i zgoda na przedmiotowe traktowanie naszego kraju w unijnej łamigłówce przybiera w ostatnich latach niepokojące oblicze.
Nie ma więc kraju, czy grupy krajów o alianckiej karcie, które kontrolowałyby nasilające się tendencje do niemieckiej rewizji przeszłości. Najlepszym tego przykładem jest budowane w Berlinie, przez fundację „Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie” Centrum Wypędzonych.
Kilka dni temu na spotkaniu zorganizowanym przed partię chadecką jej liderka kanclerz Angela Merkel powiedziała, że „Idea upamiętnienia w Berlinie powojennych wypędzeń Niemców jest bliska realizacji”, dodając jednocześnie, że „Wcześniejsze bezprawie nie może usprawiedliwiać innego bezprawnego postępowania”. Zapowiedziała też, że czynione są starania, by „w obecnej kadencji parlamentu uczynić jakiś gest”. Nie wiemy co Merkel miała na myśli, ale wszystkie trzy cytaty z jej wypowiedzi brzmią niebezpiecznie.
Co nie powinno umknąć naszej uwadze, iż na rzeczonej konferencji szefowa CDU wspomniała też, że ku jej zadowoleniu niektóre polskie i czeskie miasta przełamują stereotypy i chcąc wzbogacić swoje dziedzictwo nie zacierają śladów przeszłości. W publikatorach piszą o niemieckiej przeszłości, pomimo nie do końca zabliźnionych ran.
Sam wielokrotnie w ostatnich latach, mając dostęp do materiałów i rozmawiając z polskimi samorządowcami z lubuskiego, czy dolnośląskiego, odniosłem wrażenie, że w imię „pojednania w walucie euro” niemiecka machina odpowiedzialna za pisanie na nowo historii jest skuteczna nie tylko na zachód od Odry.
To oczywiście problem słabego pancerza po naszej stronie. Kryzysu patriotyzmu, który widoczny jest w działaniach i słowach najwyższych oficjeli, przenoszony na poziom regionalny i utrwalany w mediach, często o kapitale niemieckim.
Czy zapowiedziana przez Merkel uchwała Bundestagu, co ma mieć miejsce w przyszłym roku będzie kolejnym krokiem na drodze do specyficznej formy pojednania polsko-niemieckiego? Czy Niemcy, bez ogródek, zaczną pokazywać swoje karty? Czy dowiemy się, że zdaniem Berlina wypędzenia były skutkiem niesprawiedliwości względem Niemiec po II wojnie światowej?
Czy ich ofiary zostaną przyrównane do holokaustu, czy polskiej gehenny milionów rodaków – wspólnego dzieła Hitlera i Stalina? Czy między wierszami dostaniemy komunikat, że to nasz upór w 1939 roku zmusił wojska Wermachtu do wkroczenia do Polski?
„Obudź się Polsko” – pod takim hasłem maszerowało niedawno w Warszawie kilkaset tysięcy ludzi. To oni, podobnie jak miliony zawiedzionych „owocami” transformacji ustrojowej, mają szansę za dwa, trzy lata odświeżyć polskie elity. Sprawić, że będą one polskie z ducha i materii.
Obecnie rządzący patrzą na berlińską kanclerz jak w przysłowiowy obrazek. Ich główni oponenci mają zdecydowanie prozachodnie zapatrywania, choć werbalnie tak ciepłego stosunku do niemieckich przyjaciół nie mają. Ale czy po ewentualnej zmianie władzy stać ich będzie na stoczenie najważniejszego starcia od II wojny światowej z Niemcami? Starcia o prawdę historyczną.
Podobnie jak we wrześniu 1939 nie możemy w tej materii liczyć na sojuszników. Historia lubi się powtarzać, ale trzeba z błędów przeszłości wyciągać wnioski na przyszłość.
Antoni Krawczykiewicz
Źródło: prawy.pl