„Zmarł w szpitalu jako symulant”
/
Dawno, dawno temu, jeszcze za głębokiej komuny, nakręcona została polska komedia kryminalna, której pierwotny tytuł brzmiał: „Milicja w krainie czarów” – ale jakiś ubecki kacyk doszedł do wniosku, że taki tytuł podważa powagę Milicji Obywatelskiej, więc autorzy opatrzyli obraz tytułem „Gangsterzy i filantropi”.
Dzisiaj, za sprawą okupujących nasz nieszczęśliwy kraj bezpieczniackich watah, staje się on znowu „krainą czarów” – ale z gatunku czarnej magii. Oto w 11 roku po uprowadzeniu i zamordowaniu Krzysztofa Olewnika, kiedy już wszyscy bezpośredni mordercy szczęśliwie powiesili się w monitorowanych przez 24 godziny na dobę celach i nic już nie powiedzą, kiedy dokumenty i dowody rzeczowe zostały za sprawą szczęśliwego przypadku zalane gównami z rury, która pękła akurat w tej piwnicy, gdzie niezależna prokuratura je przechowywała, kiedy zarówno policja, niezależna prokuratura no i oczywiście – niezawisłe sądy popełniły wszelkie możliwe błędy i wypaczenia – w domu zamordowanego odbyła się wizja lokalna, która wykazała, że żadnego porwania Krzysztofa Olewnika nie było!
W tej sytuacji tylko patrzeć, jak się okaże, że Krzysztof Olewnik nie tylko upozorował swoje porwanie, ale również – morderstwo. Takie rzeczy się zdarzały; na przykład w „Przygodach dobrego wojaka Szwejka” można przeczytać o jednym takim, co „zmarł w szpitalu jako symulant”.
Ponieważ mamy akurat afery trumienne, to w sam raz nastręcza się wytłumaczenie, że nieboszczyk uważany za Krzysztofa Olewnika to całkiem inna osoba, że to Murzynka płci żeńskiej, w dodatku zmarła śmiercią naturalną około pięciu milionów lat przed naszą erą, podczas gdy domniemany denat „w Jafie niepoznany, hoduje słodkie banany”.
W tej sytuacji niezależnej prokuraturze nie pozostanie nic innego, jak umorzyć śledztwo z powodu braku przestępstwa – a tylko uczeni będą zachodzić w głowę („zachodzim w um z Podgornym Kolą”), skąd na Mazowszu wzięli się Murzyni i to w dodatku - tak dawno.
Warto zwrócić uwagę, że szczęśliwe wyjaśnienie sprawy Krzysztofa Olewnika nie jest bynajmniej przypadkiem odosobnionym; podobnie po wielu latach, jakie minęły od zabójstwa generała Marka Papały niezależna prokuratura odkryła, że zamordowali go złodzieje samochodów, którzy początkowo chcieli ukraść mu luksusową limuzynę marki Daewoo Espero, ale po bliższym zapoznaniu się z wehikułem odstapili od pierwotnego zamiaru i tylko zastrzelili właściciela za karę, że jeździ takim rzęchem. Nie dość, że zastrzelili, to jeszcze przyznają się teraz jeden przez drugiego, że aż niezależna prokuratura musi mitygować ten nagły wybuch umiłowania praworządności.
A znowuż w czerwcu generał Sławomitr Petelicki stracił życie nie tylko „bez udziału osób trzecich”, ale w dodatku podstępnie nie zostawił listu pożegnalnego, w którym na użytek niezależnej prokuratury wyjaśniłby dokumentnie, co i jak.
No a teraz żona znalazła w piwnicy powieszonego Remigiusza Musia, co to miał nieszczęście zeznać, jakoby słyszał przez radio, że wieża kontrolna w Smoleńsku pozwolila pilotom „prezydenckiego” Tupolewa zejść na wysokość 50 metrów.
Rzecznik niezależnej prokuratury, pan Ślepokura uważa, że okoliczności wskazują na samobójstwo. I słuszna jego racja; cóż innego, jak nie samobójstwo pozostaje człowiekowi, który swoich zeznań nie dopasował ani do ustaleń pani generaliny Anodiny, które z kolei własnymi słowami powtórzyła komisja pana ministra Jerzego Millera?
Wyjaśnienie tych wszystkich zagadek przekraczałoby możliwości umysłu ludzkiego, chyba, że odwołamy się do teorii spiskowej, według której bezpieczniackie watahy z komunistycznym rodowodem okupują nasz nieszczęśliwy kraj częściowo na własną rekę, a częściowo wykonując zadania na rzecz naszych sąsiadów – strategicznych partnerów, kontrolując kulczowe segmenty państwa, z policją, niezależną prokuraturą i niezawisłymi sądami włącznie, przy pomocy odziedziczonej po PRL agentury, którą przez ostatnie 22 lata wtydatnie rozbudowały do gigantycznych rozmiarów.
Przy takim założeniu staje się oczywiste, że żadnych „czarów” tu nie ma, że to tylko jak w ukropie uwijają się konfidenci, odwdzięczając się w ten sposób za posady.
Stanisław Michalkiewicz
Źródło: prawy.pl