Supersztorm SANDY i konsekwencje
- Czasem zastanawiamy się, dlaczego przed przybyciem białego człowieka, Indianie na wschodnim wybrzeży Ameryki nie zbudowali i pozostawili po sobie cywilizacji z pokaźnym dorobkiem materialnym? - pisze Jacek K. Matysiak.
Więc co się stało? Czy to potężny i gniewny Posejdon, Bóg Morza starożytnych Greków przybył aby uderzyć w centrum światowej lichwy Manhattan, aby ukarać i pomścić krwawiącą grecką gospodarkę?
Zalana wyspa Manhattan sterczy bez prądu swoimi finansowymi i biznesowymi iglicami wieżowców jak podtopiony piracki okręt, czy porzucony przez Boga niechciany luksusowy oceaniczny cruiser.
Ta żywiołowa i gwałtowna wylewność natury, na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych przyjmowana jest raczej z trwogą i bezsiłą ludzi. Temu obrazowi daleko do pełnych nadziei starożytnych Egipcjan, dziękujących Bogom za kolejny dar, życiodajny wylew potężnego Nilu. Cóż, nowe czasy, kontynenty i ludzkie oczekiwania...
Dość fantazji, spójrzmy na fakty. Huragan Sandy (który zadebiutował na Karaibach powodując śmierć 70 osób) doprowadził do $20 miliardów strat bezpośrednich i ok. $30 mld pośrednich, biznesowych aż w 21 wschodnich stanach, pozbawiając prądu ponad 8 milionów ludzi, powodując śmierć co najmniej 50 osób.
Odcinając współczesnego człowieka od tak mu bliskich i „niezbędnych” zdobyczy cywilizacji technologicznej: prądu, telefonu, telewizji, internetu, komunikacji masowej i prywatnej, odrzucając go na krótki przymusowy kurs poznania warunków życia jego przodków, kilka pokoleń wstecz...
Słynne nowojorskie metro, które używa codziennie ok. 5 milionów ludzi, zamknięte, zalane razem ze swoją subkulturą i elektrycznymi instalacjami. W tunelach łączących wyspę Manhattan z Brooklynem, jedynymi podróżnymi są ryby...
Zamknięte szkoły, zamknięta nowojorska giełda NYSE, zamknięte szpitale, zamknięte pełne bólu oczy szczęśliwie ewakuowanych mieszkańców ok. 100 domów zamieniających się w popiół w szalejącym pożarze na nowojorskim Queensie.
Sceny wokół przypominają wysoko budżetowy film o naturalnym, czy wojennym nieszczęściu. Sceny powszechnej ewakuacji, wicher wyrywający stare, zaprzyjaźnione przez ludzi drzewa i roztrzaskujący nimi jak pałkami czapy domów, w których jeszcze wczoraj toczyło się życie szczęśliwych dzieci.
Tony wody z zawrotną prędkością dopadające wszystko co się jeszcze śmie poruszać, a próbujące siedzieć na swoich fundamentach domy, jak zabawki wprawia w ruch uderzając nimi w te które jeszcze próbują być wierne swoim fundamentom.
Krótko o polityce. Teoretycznie prezydent Obama mógłby przesunąć dzień wyborów prezydenckich (z 6 listopada), nawet tylko regionalnie (dla najbardziej poszkodowanych regionów) , ale to Kongres wyznacza czas prezydenckich wyborów. Wtorek po pierwszym poniedziałku listopada, co cztery lata.
W 2001 w Nowym Yorku po terrorystycznym zamachu z 11 września przesunięto wybory na burmistrza. W 2005 po piekielnym uderzeniu huraganu Katrina, przesunięto miejskie wybory w Nowym Orleanie. Jednak obserwatorzy tym razem nie spodziewają się przesunięcia daty prezydenckich wyborów.
Wracając do matki natury, czy wzrost aktywności (?) huraganów i ilość powstałych zniszczeń związana jest ze słynnym globalnym ociepleniem? Wszak poziom Atlantyku wzrósł w ciągu dekady ok. ćwierć metra jednocześnie ocieplając swoje wody, w przeciwieństwie do ochładzającego się Pacyfiku. Powyższe cykle trwają 10 do 15 lat.
Joe Bastardi (naczelny meterolog) sugeruje jednak, że matka natura co najwyżej idzie w retro, a konkretnie w okolice roku 1955, kiedy to odnotowano wzmożoną aktywność huraganów na wschodnim wybrzeżu USA.
Huragan Sandy przypomniał nam, że planeta Ziemia jest bardzo niebezpiecznym miejscem, gdzie ekstremalne zjawiska i nieszczęścia są na porządku dziennym i każdy nierozgarnięty człowiek może się ich spodziewać.
Licząc od 1900 roku w wybrzeża USA uderzyło ponad 240 tropikalnych sztormów. Biorąc pod uwagę koszty wyrządzonych przez nich szkód, Sandy plasuje się dopiero na 17 miejscu. Szacuje się, że najbardziej katastrofalnym był Wielki Huragan Miami z 1926 roku, którego szkody w dzisiejszych dolarach wynosiły $180 miliardów (Sandy, $20 mld). Nasza dobra znajoma Katrina z Nowego Orleanu (2005 r.) zaś plasuje się na zaszczytnym 4-tym miejscu ze stratami ok. $85 mld.
Tylko w ciągu jednego roku, od sierpnia 1954 r. do sierpnia 1955 r. wschodnie wybrzeże USA, nawiedziły 3 różne sztormy, z których każdy spowodował dwukrotnie większe szkody niż Sandy. W tylko jednym 2011 r. same tornada zabiły w USA aż 553 osoby!
Oczywiście te liczby, wartości szkód zwiększają się z powodu rosnącej populacji jak i wzrostu majątku, którym natura potrafi potrząsnąć lub go rozmyć. Słynne trzęsienie ziemi w San Francisko z 1906 r. w dzisiejszych dolarach kosztowałoby ok. $300 mld!
Każde tego typu nieszczęście, które uderza w życie i majątek ludzi powoduje uporczywe wypływanie na powierzchnię narcystycznych alarmistów klimatycznych zakochanych w teorii globalnego ocieplenia, którzy przespali szkolne lekcje o różnych okresach ocieplenia i oziębienia w historii Ziemi, nie zupełnie związanych z SUVs.
Jednym z nich jest bufon, były senator i wiceprezydent USA, Al Gore (syn magnata naftowego), który za swoje żałosne pogaduszki otrzymał nawet Nagrodę Nobla. Teoria globalnego ocieplenia jest nie do podważenia, poważnie zdecydowanie ociepliła portfel samego Ala Gorea, obecnie jest on wart ok. $100 mln dzięki swojemu biznesowi klimatycznemu.
Czasem zastanawiamy się, dlaczego przed przybyciem białego człowieka, Indianie na wschodnim wybrzeży Ameryki nie zbudowali i pozostawili po sobie cywilzacji z pokaźnym dorobkiem materialnym?
Więc cóż możemy zrobić uznając nadrzędną moc matki natury? Chyba tylko przygotować się na jej nieproszone, burzliwe wycieczki w głąb lądu. Stworzyć lepszy system ostrzegania, ewakuacji, pomocy i lepiej zorganizować gospodarkę przestrzenną na wybrzeżach narażonych na cykliczne kaprysy natury...
Jacek K. Matysiak
fot. sxc.hu
Źródło: prawy.pl