Marsz Niepodległości: Kamieniami w policję niektórzy mogą

0
0
0
/

- I ci agresywni „chuligani” przebiegli spokojnie za kordon policji. Tarcze się rozstawiły, „kominiarki” wbiegły i po chwili „tajniacy” znaleźli się po swojej stronie - pisze świadek policyjnej prowokacji, jaka miała miejsce na Marszu Niepodległości 2012. PRZECZYTAJ!

 30lat temu, u boku ojca, przyglądałem się ulicznym konfrontacjom między ówczesną solidarnościową opozycją a umundurowanym i nieumundurowanym aparatem bezpieczeństwa. Tamte obrazy pozostaną do końca życia w mojej pamięci.  

MARSZ NIEPODLEGŁOŚCI 2012. ZDJĘCIA! >> 

Pamiętam bodaj 1987 rok – 1 maja. Mszę za Ojczyznę w kościele św. Stanisława Kostki. Tuż po jej zakończeniu wzywano do spokojnego rozchodzenia się do domów i nieulegania SB-eckiej prowokacji. Przed bramą kościoła pojawiła się duża grupa osób w młodym i średnim wieku, ubrana w jeansy i krótkie kurtki. Nie uczestniczyli w nabożeństwie. Dołączyli „po”, stacjonując wcześniej w nieco oddalonym parku. Nawoływali do formowania pochodu. Część z uczestników do nich dołączyła. Wyszli poza obręb placu kościelnego. Naprzeciwko ustawił się kordon ZOMO. Tajniacy rzucili hasło „siadamy”. Tłum posłuchał. Prowokatorzy, których oglądałem zza ogrodzenia, po wewnętrznej stronie, blisko grobu księdza Jerzego, zaczęli skandować hasła.    

No i zaczęło się nagle z tłumu wstali SB-ecy i zaczęli wyciągać „obcych”, po dwóch do jednego manifestanta i przeciągać za kordon uzbrojonej w pały, tarcze i hełmy milicji. Rzucono gaz, kiedy wszyscy przewidziani do ewaluacji demonstranci znaleźli się „po bezpiecznej stronie”. Zaczęło się pałowanie i wpychanie do „milicyjnych suk”.    Operacja została przeprowadzona perfekcyjnie. Z całą pewnością sprawni funkcjonariusze z Rakowieckiej dostali solidne nagrody za jej wykonanie. Dziś są pewnie w większości na emeryturze i jest ona sporo wyższa od średniej, lewie przekraczającej 1200 zł miesięcznie.

Dlaczego o tym piszę? Bo wczoraj 11 listopada, ze swoim synem znalazłem się w „oku cyklonu”. Chcieliśmy, jako Polacy, uczestniczyć w obchodach rocznicy odzyskania niepodległości. Wybraliśmy obchody niezależne, obywatelskie. Wiedzieliśmy, że 50 czy 100 tysięcy ludzi przyjdzie na nie z potrzeby serca, patriotyzmu, przywiązania do polskości. Inaczej niż na oficjalnym Marszu z inicjatywy Prezydenta Komorowskiego. Tam szli suto opłacani urzędnicy, ich rodziny, BOR, wojsko, policja – słowem służbowa, najedzona i wyalienowana Polska.    

Żoliborskie doświadczenie z lat 80-tych podpowiadałoby przyjść nieco wcześniej i przyjrzeć się rozlokowaniu oddziałów policji i ich otoczeniu. Nos nie zawiódł na bocznych uliczkach od Marszałkowskiej, umundurowana prewencja sąsiadowała z młodymi osobnikami w spodniach, krótkich kurtkach i kominiarkach zasłaniających twarz.

 

Zobacz jak prowokowała POLICJA! >>

Zdarzało się, że umundurowani i „kibole” rozmawiali ze sobą. Przeszliśmy na wysokość dawnego Domu Towarowego „Wars”. Podobny widok – szpaler oddziałów w pełnym uzbrojeniu i obok „kominiarki”. Intuicja podpowiedziała – idźmy za nimi. Oddział z cywilnym dodatkiem przemieścił się na wysokości dawnej „Cepelii”. Formował się pochód. Zamknąłem na chwilę oczy i pomyślałem, jeśli prowokacja to teraz”.   

Komitet Organizacyjny ruszył do przodu. Ku mojemu zaskoczeniu między nimi a dziesiątkami tysięcy ludzi, chcącymi ruszyć z Ronda Dmowskiego zrobiła się duża luka. Gdyby czołówka dochodziła już do Wspólnej z obu stron Żurawiej, także zza kordonów policji, pojawili się „kominiarczycy”. Wielu z nich, minutę wcześniej, szło za policjantami obok oddziału PKO BP. Nie było ich wielu, stąd zapamiętanie zewnętrznego wyglądu nie przysporzyło nam problemu.

Po chwili ktoś rzucił szkłem (butelką). Ku policji skierowali się ci „bardziej agresywni”. Rzucili w nich petardę. Policja ustawiła się w szpalerze, zamykając Żurawią. Trzy, może pięć metrów od nas, z rąk kilku zamaskowanych „kiboli” wydobyły się niezbyt duże kamienie. W większości spadły przed nogami policjantów. Potem manewr został powtórzony. Po chwili wrzucona została petarda, powodująca ograniczenie widoczności, za sprawą czarnych kłębów dymu. Szedł on w stronę uczestników pochodu. My byliśmy od niego wolni. I ci agresywni „chuligani” przebiegli spokojnie za kordon policji. Tarcze się rozstawiły, „kominiarki” wbiegły i po chwili „tajniacy” znaleźli się po swojej stronie.        

Żoliborz 1987? Tak dwadzieścia pięć lat później. Co się zmieniło? Wiele. Mamy atrybuty niepodległości. Podobno, pomimo ograniczeń brukselskich, suwerenności. Sejm, Senat i Prezydenta z demokratycznego nadania. Własność prywatną, paszporty w domach. Supermarkety i samochody nieróżniące nas od rówieśników w bogatszej, zachodnie Europie. Jesteśmy w NATO i UE. A policja, ciesząca się powszechnym uznaniem, ma nowoczesny sprzęt i umundurowanie. Ma też chyba nadmiar jasnozielonych i czarnych kominiarek, które przed Marszem Niepodległości rozdała agresywnym „kibolom”. Pewnie wróciły do magazynu, po wieczornej odprawie.

Józef Pięta 

fot. archiwum redakcji

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną