Ukraina: Biją się w parlamencie, ale UE mówią NIE!
/
W minionym tygodniu, półtora miesiąca po wyborach, swoją działalność zainaugurowała Rada Najwyższa Ukrainy. Wybrano jej przewodniczącego i szefa rządu. Nie obyło się bez utarczek słownych, a nawet rękoczynów.
Nowym premierem został ponownie Mykoła Azarow. Jego kandydatura otrzymała wsparcie Partii Regionów, komunistów oraz dwudziestu bezpartyjnych. Opozycja nie była jednolita. Część deputowanych wstrzymała się od głosu, część była przeciwko.
Już w trakcie zadawania pytań nowemu szefowi Rady Ministrów swoją obecność mocno zaznaczyła narodowa Swoboda. Jej posłanka Irina Farion dociekała słabej znajomości języka ojczystego przez premiera. Ten ostatni złożył solenną obietnicę, że będzie się go uczył, a najlepiej w towarzystwie drążącej temat deputowanej
Nowym spikerem został Władimir Rybak, deputowany z Partii Regionów. Pochodzi on z Doniecka, gdzie urodził się w 1946 roku. Posiada doktorat z ekonomii. Był wieloletnim merem rodzinnego miasta. W latach 2005-2007 pełnił funkcję ministra budownictwa.
Opozycja wystawiła wspólnego kandydata na wicemarszałka. Został nim Rusłan Koszyłyński, reprezentujący skrajny nacjonalistyczny nurt, deputowany Swobody. Wyborowi Rybaka towarzyszyła bójka między koalicją rządowo-parlamentarną a opozycją. Była ona skutkiem sporu o to, czy wszyscy deputowani głosowali osobiście.
W trakcie zgłaszania deputowanych do frakcji parlamentarnych dwóch posłów wybranych z list Batkiwszczyny Julii Tymoszenko postanowiło nie wstępować w szeregi jej reprezentacji w Radzie Najwyższej. Gorący słowiański temperament dał znać o sobie. Ponownie w ruch poszły pięści. Tym razem w obrębie opozycji.
W tym samym czasie znane, z profanacji miejsc i symboli religijnych, aktywistki z FEMEN, nie zważając na panujący mróz, w „służbowym ubraniu bez ubrania”, protestowały przeciwko uzależnieniu deputowanych od oligarchów.
Ukraiński akcent pojawił się też w minionym tygodniu w Parlamencie Europejskim. Posłowie w Brukseli przyjęli rezolucje wzywającą siły demokratyczne do nie współpracowania ze Swobodą. Poprawkę w tej sprawie zgłosił bułgarski poseł Kristian Vigenin. W przyjętym punkcie Swoboda jest opisana, jako partia głosząca hasła „rasistowskie, antysemickie i ksenofobiczne”.
Niemiecki deputowany Michael Gahler zgłosił podobną poprawkę, wzywającą do bojkotu przez partie prodemokratyczne Komunistycznej Partii Ukrainy, jednak, co nie powinno nas dziwić, nie została ona przyjęta.
Komuniści – w opinii dominującego w UE nurtu neokomunistycznego, to przykład demokratów w każdym calu. W odróżnieniu od wszystkiego, co na prawo od tzw. „europejskich chrześcijańskich demokratów”, a co z góry wrzucane jest do worka z napisem „rasiści, antysemici, ksenofobowi”.
Odpowiedź z Kijowa nadeszła szybko. Demokrata – według definicji brukselskiej - Arsenij Jaceniuk, lider Batkiwszczyny i bliski współpracownik Julii Tymoszenko zapowiedział, że jego partia nadal będzie współpracować ze Swobodą, niezależnie od zaleceń Parlamentu Europejskiego.
Pomijając przedmiot sporu, warto uczyć się od Ukraińców, którzy potrafią Brukseli powiedzieć „nie”, w odróżnieniu od naszej klasy politycznej, która pozostaje w amoku euro zapachów, które w wielu przypadkach, patrząc zdroworozsądkowo, wydają się mocno nieświeże.
Antoni Krawczykiewicz
fot. Wikimedia Commons
Źródło: prawy.pl