Palikot rozebrany do naga
/
Wsparty głosami wojujących antyklerykałów, bezpieczniackich aparatczyków z PRL i „kochających inaczej” Ruch Palikota jest w wyraźnej defensywie. Ku uciesze wielu może okazać się „gwiazdą” jednego politycznego sezonu.
Mamienie innością i świeżością Janusza Palikota, „rycerza Polski bogatej i laickiej”, nie zakończyłoby się jego sukcesem w wyborach 2011 roku, gdyby nie media. Te główne od TVN, przez Polsat i stojącą na straży czystości ustrojowej III RP – Wyborczą. To one wmówiły wielu Polakom, że z filozofem z Biłgoraja i jego drużyną budynek przy Wiejskiej będzie inny.
I oto nieco ponad rok po wyreżyserowanym przez rodzime i zagraniczne służby, a zrealizowanym przez podległe służbom media polskojęzyczne, spektaklu kurtyna nicości opadła. Zaczęło się od wicemarszałek Nowickiej, co do wzięła 40 tysięcy premii i nie chciała jej całej spożytkować na cele charytatywne. Ta czołowa feministka, zwolenniczka zabijania nienarodzonych dzieci, wzór cnót wszelkich i postępowy autorytet dla mas, okazała się taka sama, jak klasa polityczna od lewicy do prawicy. A przecież miało być inaczej. Palikot zapowiadał w kampanii, a bajkopisarstwo kontynuował także po jej zakończeniu, że z nim polityka będzie inna. Inni, czytaj-przyzwoici, będą jego ludzie. I co?
Dla ratowania wizerunku „przyzwoitego” poszedł w konflikt z Nowicką. Chciał odwołać, proponując nowy „kwiat” ze swych zasobów – do niedawna mężczyznę, a teraz Annę Grodzką. Tyle tylko, że w swoim chciejstwie poczuł się samotnie. Żaden z klubów poselskich nie zgodził się na palikociarski przewrót, co doprowadziło ostatecznie do rozejścia się dróg Palikota z Nowicką. Przy okazji biłgorajski feminista użył w stosunku do tej ostatniej słów, które „nie przystają” Europejczykowi i progresiście.
Jednym zdaniem dokonał politycznego samospalenia. Ale pożar nie ograniczył się wyłącznie do lidera Ruchu. Dotknął też innych polityków tego ugrupowania. A najbardziej chyba, o czym się nie mówi i nie pisze, próbującego wrócić do wielkiej polityki, doradcę najbogatszego Kulczyka z piętnastokrotnością średniej krajowej – Aleksandra Kwaśniewskiego. To on miał wspólnie z „całuj ziemię” Markiem Siwcem i rzeczonym Palikotem zbudować alternatywną listę centrolewicy w wyborach do PE w 2014 roku. Już przebierał nóżkami marząc o „nowych Puławach”, trzymając w gotowości zastępy oddanych mu czołowych dziennikarzy. Wielka czerwono-dywanowa premiera „tria kawiorowej lewicy” miała nadejść 22 lutego. Już rozgrzewały się flesze, czekała z błogosławieństwem brukselska biurokracja. Kciuki ściskał zniecierpliwiony i podekscytowany socjalista Scultz, szef euro parlamentu.
I taki zawód. Nie wyszło, nie wyjdzie. Nie tym razem? W zamian możemy obserwować w najbliższym czasie spadek poparcia dla Palikota, który już trafił blisko pięcioprocentowego progu wyborczego. Do tego dojść może transfer kilku, czy kilkunastu posłów z „tonącego okrętu” do klubu PO czy „natolińskiego” SLD. Innymi słowy możemy być świadkami ostatecznej rozbiórki inicjatywy biłgorajskiego parapolityka. Goły Palikot?
To pewnie gratka dla jego bliskiego współpracownika Roberta Bieronia i wielu wojujących o „swoje prawa” homoseksualistów. To także sygnał dla dalszego wzmacniania się lewicy Leszka Millera, a po części koło ratunkowe dla słabnącej Platformy Obywatelskiej. Antykatolicki blok wokół „Nie”, „Faktów i Mitów”, „tęczowych” i innej maści postępowców ma problem co dalej. To ich problem, a nasza radość.
Antoni Krawczykiewicz
rys. Wojciech Romerowicz
Źródło: prawy.pl