Zwyciężczyni Eurowizji zagra dla neobanderowców i weteranów UPA!
Jeszcze niedawno media internetowe zelektryzowała wiadomość, że występ reprezentantki Ukrainy na festiwal Eurowizji ozdobiony był mapą Ukrainy z Przemyślem i Chełmem. Ponieważ podobne incydenty, negujące polskość tych miast zdarzają się nierzadko (włącznie z wydawaniem kontrowersyjnych map przez ukraiński MSZ) nabiera to cech planu stałego oddziaływania na świadomość i podświadomość Ukraińców. Kolejne pretensje terytorialne wobec naszego kraju, już po włączeniu w granice Ukrainy Lwowa czy Tarnopola - wydają się na pozór zadziwiające. Jednak gdy sięgnie się do odpowiednich źródeł można zaobserwować, że autorami są ukraińskie środowiska nacjonalistyczne.
Skoro ukraińska piosenkarka występuje na znanym festiwalu Banderstadt okazuje się, że mapa Ukrainy powiększona o część terytorium Rzeczypospolitej Polskiej nie mogła być podczas jej występu przypadkiem. Na razie władze zachowują wobec tego niepokojącą bierność. Jedynym przypadkiem interwencji było... ściągnięcie plakatu Biegu Niepodległości z historyczną mapą przedwojennej Polski, ze Lwowem i Wilnem, nałożoną dla porównania ze współczesną [Sic!].
Uległość polskich władz równa się tylko bezczelności nacjonalistycznych ukraińskich. Te ostatnie, ustanowiwszy przedtem święto ludobójców UPA, proponują Polsce zmianę daty Narodowego Dnia Pamięci Ludobójstwa Kresowian z 11 lipca na 17 września. Wprowadziwszy przedtem ukraińską ustawę, która umożliwia karanie polskich obywateli za mówienie prawdy o mordercach Polaków z UPA - stawiają żądania co do polskich projektów z tej samej materii.
Chcą, by polski parlament odłożył uchwalanie wspomnianej ustawy. Ich działania idą więc dwutorowo, a wszystko w celu niedopuszczenia zbrodniczości UPA do świadomości Ukraińców i Polaków. Chodzi o to, by Ukraińcy osiedlający się na terytorium Polski mogli bez przeszkód wchłonąć ściśle określone poglądy. Trzeba wyraźnie zaznaczyć - te banderowskie, które oprócz nienawiści do Polski i Polaków mają wobec nich postawę roszczeniową, także względem granicy wschodniej...
I tutaj niestety służą pomocą gwiazdy takie jak Jamala, które obok zmienianego programu w szkole pełnią rolę kolejnego kanału wpływania na ukraińską młodzież. Ta ostatnia, nie dostawszy odpowiednich wiadomości z historii, wchłonie propagandę i będzie wpływać na swoich polskich rówieśników. Oni bowiem także nie posiądą odpowiednich wiadomości. Obok dezinformacji mamy tu do czynienia z walką za pomocą kultury masowej. Korzystając ze wspomnianej niewiedzy nacjonaliści ukraińscy próbują interesować muzyką ukraińską także polską młodzież. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że kurs ukraińskiej kultury, tak jak i u islamistów nauka języka arabskiego połączony jest zawsze z indoktrynacją.
Nie od parady - od czasu do czasu kapele, które grają na neobanderowskim festiwalu „Banderstadt” usiłują dostać się, by grywać koncerty w Polsce. Był to już w przeszłości „Tartak”, a ostatnio w Tomaszowie Lubelskim chce dać koncert zespół „Hajdamaki”, który na polskiej scenie już grywał i to nie raz i nie dwa. Zdarza się, że takim muzykom jakaś lepiej poinformowana osoba da odpór, ryzykując wściekłe ataki (listy do pracy, na uczelnię, czy nawet pogróżki). Najczęściej jednak mogą grać oni koncerty, bo znajdują po polskiej stronie takich partnerów, którzy są absolutnie nieświadomi niczego. I to jest dramat. Jeśli znajdą polskich fanów, to ludzka psychika, która ma zwyczaj idealizować tych, co nam imponują, sprawia, że trudno jest takich artystów potępić. Łatwiej starać się nagiąć do ich „punktu widzenia”. Tym samym rozszerza się bardzo wypaczone podejście do historii i moralności.
Przeczytać można sobie wiadomości już sprzed kilku lat: „VOO VOO i Haydamaky Dwa muzyczne żywioły - polski zespół Voo Voo i ukraiński - Haydamaky. Program oparty na repertuarze ukraińskim”. Pytanie czy ktoś te kilka lat temu reagował? Następne: czy polskie zespoły robią kariery na Ukrainie? W teorii jesteśmy przecież państwem zachodu, bez takich problemów jak posiada nasz wschodni sąsiad, który teoretycznie znów jest słabszy.
Autor niniejszego tekstu był kiedyś na weselu na Podkarpaciu, na którym grała kapela mniejszości ukraińskiej. Nie, nie było to wesele mieszane. Muzycy ukraińscy, którzy grali polskie przyśpiewki weselne zaczęli grać ukraińskie przeboje… zapowiadając to jako specjalną niespodziankę dla gości. Nie wiadomo dla kogo była to niespodzianka, ale można zadać analogiczne pytanie: Ile jest polskich zespołów na Ukrainie, które grałyby hity ukraińskie i robili polskie niespodzianki dla gości? Można by odpowiedzieć, że jesteśmy gorzej zorganizowani, ale trudno powiedzieć, na ile jest to wiarygodne i wystarczające tłumaczenie. Na Ukrainie polska muzyka raczej mało kogo interesuje. I można by zadać pytanie innego formatu: Jak długo przetrwałby zespół rekrutujący się z mniejszości polskiej, który utrwalałby zafascynowanie piosenkami polskimi?
Nacjonaliści ukraińscy, podobnie jak postsowieciarze, najdelikatniej mówiąc nadmiaru polskiej kultury nie lubią. Prędzej znów pojawi się w Warszawie festiwal Sputnik, a po nim wielokrotnie więcej imprez ukraińskich, niż kultura polska masowa zacznie znajdować grono odbiorców na Ukrainie. Jednak walka na polu kultury - którą będąc przecież faworytami przegrywamy nieomal w każdym miejscu - to osobne pole do rozważań. Sam festiwal Banderstadt z racji swojej idei jest pełen symboliki banderowskiej oraz fałszu i w przeszłości z definicji słynął już z kontrowersyjnych działań na rzecz propagowania banderyzmu. Wystarczy przewertować trochę internet i poszukać odrobinę informacji, by zobaczyć jak to wygląda (patrz link): http://bandershtat.org.ua/2015/12/
Ironiczna nazwa „Przystanek Bandera” bynajmniej nie jest nieuzasadnioną. Na imprezę chadzają niemal wszyscy, którzy są ikonami neobanderyzmu. To zarówno syn kata Polaków Romana Szuchewycza, Jurij, jak i wnuk samego Stepana Bandery o tym samym imieniu i nazwisku, co dziadek. Jakby nie było - kultura ukraińska razem z ideologią banderowską przy bierności władz naszego kraju zaczyna się zrastać. A gdy weźmie się pod uwagę jej antypolską wymowę, można sobie wyobrazić jaka będzie przyszłość i dlaczego nacjonalistom ukraińskim tak zależy, by aplikować Polakom „środki uspokajające” w postaci demagogii. Już maleńka Republika Litewska, tyleż w przeszłości uzależniona od Polski, co nienawidząca nas programowo może sprawiać kłopoty. A co dopiero wielka Ukraina?
Dlaczego w ramach pojednania polsko-”ukraińskiego” musimy przyjmować za swoje - widzenie świata ukraińskich nacjonalistów – przeciwne nam? To dokładnie tak samo jak w ramach europejskich wartości - niemiecki punkt widzenia. To ostatnie spotkało się z jakimś częściowym oporem. Jednak gdy weźmie się pod uwagę jakie trudności mieli producenci patriotycznych produkcji „Czas Honoru”, czy „Historia Roja” (bez przeszkód powstawały tylko szmiry, które zniechęcały do tematu) i jak lekką ręką puszczono w TVP „Nasze matki, Nasi ojcowie” - obraz nie jest zbyt pozytywny. Odebrano tym samym argumenty do protestowania Polakom poza granicami kraju przeciw emisji w innych telewizjach.
Identycznie przed 1989 rokiem sojusz polsko-sowiecki automatycznie zakładał przyjęcie punktu widzenia sowietów na historię Polski. Takie sposoby na ocieplenie stosunków z wrogimi nam czynnikami poprzez eksport do Polski ich kultury - potępiał przed wojną Stefan Wyszyński. Ostrzegał wtedy, w latach 30-tych przed sowietami i pozornym zacieśnianiem stosunków. Niczego od tamtej pory się nie nauczyliśmy, włącznie z tym że wrogów bywa mnoga ilość i że walka nie dotyczy tylko broni.
Nie powinno być dużym zdziwieniem, jeśli zwyciężczyni Eurowizji (która tak ochoczo będzie grała dla ludzi opierających swoją tradycję na mordercach Polaków, albo wręcz dla członków zbrodniczej UPA) zagra koncert w Polsce. Cóż, niewpuszczenie Jamali byłoby przecież bardzo niegodne wobec europejskiej kultury. Inicjatywę może m.in. wykazać Fundacja „Otwarty dialog”. Oczywiście osoby decydujące - zapewne się wystraszą. Zabawne, że niektórzy z nich są w stanie się odgrażać: Co by to było, gdyby muzułmańska bezczelność, która zalewa Europę weszła do Polski i jak bezwzględnie by reagowali. Wszak wyczyniają podobne pokłony dla innych, którzy akceptują zbrodniczą ideologię. Wstyd pewnie będzie nie przyjąć Jamali, która wygrała Eurowizję i dzięki temu stała się „święta”, choć depcze nasze świętości. O wiarygodności tej „europejskiej” kultury dla „pojednania” polsko-ukraińskiego zapewne wielu konserwatystów zapomni, tak jak i o kobiecie z brodą. Nie czas na takie rozpamiętywanie, nie czas...
Źródło: prawy.pl