W USA lawinowo rośnie liczba przypadków prostytucji za wykształcenie
Od 2009 roku liczba przypadków prostytucji za wykształcenie wzrosła w USA o 1200%.
Takie dane podaje redaktor Jerome E. Corsi. "Cukierkowe dzieci" są formą prostytucji z handlem ciałem m. in. dla spłacenia kosztów edukacji. Wedle redaktor Elizabeth Hernandez w Kolorado podczas 2015 roku ich liczba wzrosła o 60%. Należy do form tzw. "sponsorowania". "Cukierkowy tatuś" opłaca edukację uczennicy. W zamian otrzymuje m. in. seks.
Uniwersytet w Kolorado znalazł się na 18. miejscu z 20 uczelni z największą rosnącą liczbą cukierkowych dzieci. Stanowią oni 46% studentów z kredytem, a na Metropolian State University - 67%. Platformą kontaktu jest powstały w 2006 roku portal Seeking Arrangement. Jego działalność obserwuje policja.
Profesor studiów etnicznych Joanne Belknap zauważa o relacjach między "cukierkowymi dziećmi" a "cukierkowymi tatusiami", że: "Masz tutaj dużą różnice siły ze względu na gender, wiek, klasę i czasami na rasę". Studenci w jej ocenie: "Godzą się na to, bądź po prostu myślą ta: 'Naprawdę potrzebuje stopnia [z] college i nie mogę pracować kilka godzin tygodniowo w Starbucks'. Tak, rzecz jasna, oni są dorośli, ale dla mnie to jest bardzo wykorzystujące [drugą osobę]".
Warunkiem korzystania z usług portalu jest posiadanie 18 lat.
Wedle rzecznika Seeking Arrangement Brooka Uricka: "W odróżnieniu od portalów randkowych (...) ręcznie dopuszczamy i odrzucamy każdy profil, zdjęcie i konto zanim nawet pojawi się na naszej stronie, co oznacza poszukiwanie adresów e-mail i zdjęć [użytkowników w sieci], aby być pewnym, że są we właściwym wieku. W odniesieniu do tego zawieszamy każdego ze strony, kto jest podejrzany o bycie niepełnoletnim". Zdaniem rzecznika policji Raquel Lopez portal tak w rzeczywistości nie postępuje.
Dziewczęta za usługi otrzymują od 500 do 3 tys. dolarów miesięcznie. Wedle jednego z "cukierkowych tatusiów" polegają one na "towarzyszeniu". Inny płaci utrzymankom 100 tys. dolarów rocznie. W Denver 202 matki z dziećmi stały się "cukierkowymi dziećmi". Łącznie na terenie stanu proceder dotyczy 15 300 kobiet oraz 2300 mężczyzn.
Justin Jaramillo z Urzedu Pomocy Finansowej i Stypendialnej wskazuje, że studenci płacą 13,5 tys. dolarów rocznie czesnego i mają średnio 23 tys. dolarów długu po ukończeniu nauki.
Za możliwość wyszukiwania "cukierkowy tata" i "cukierkowa mama" płacą miesięcznie 70 dolarów, a dla "dzieci" jest ona bezpłatna. Łącznie usługa na świecie skupia 5 milionów osób. Na terenie Europy działa w Hiszpanii, Francji, Niemczech, Portugalii, Włoszech, Holandii oraz Rosji. Założyciel portalu Brandon Wade informuje, że prowadzi "etyczny biznes".
Na blogu portalu firma doradza, jak o "cukierkowym dziecku" powiedzieć rodzonym dzieciom. Wyjaśnia zasady dawania kieszonkowego utrzymankom, a nawet jakim posługiwać się językiem, czy jakie zachowanie jest właściwe po rozwodzie. Portal doradza również homoseksualnym "cukierkowym tatusiom" w jaki sposób znajdą osoby LGBT. Portal udziela rad dla narzeczonych oraz wypowiada się odnośnie do "zarządzania wieloma cukierkowymi dziećmi", bo: "społeczeństwo zmierza do uznania, że monogamia nie jest normą dla każdego".
Na terenie Denver 3 tys. "cukierkowych rodziców" dostarcza pieniądze dla 17 845 "cukierkowych dzieci", w tym 15 353 stanowią kobiety. Na terenie USA ten sposób utrzymania wykorzystuje 1,1 miliona osób. W skali świata tak zarabia 297 tys. sodomitów i biseksualistów oraz 206 tys. heteroseksualnych mężczyzn. Utrzymanki stanowią tutaj 3,5 miliona kobiet. Liczba "cukierkowych mam" sięga 400 tys., a "cukierkowych tatusiów" 1,2 miliona.
Wedle Anniki Hammerschlag na terenie Nowego Jorku z 45 tys. studentów 2,6% zarejestrowało się na portalu. Na Indiana University 601 studentów wykorzystało na nim adresy e-mail z uczelni, jak podała redaktor Gabby Gonzalez.
Wedle Economic Policy Institute wykształcenie przekłada się na uzyskanie pracy w 75% przypadków. Jego znaczenie od 2000 roku zmalało w USA o 2,5%.
Fot. Steven Depolo/flickr.com
Źródło: prawy.pl